O matko. Już tak mało czasu...
Dobra, zrobiłem odsłuchy... Ciulowe, ale zrobiłem.
01 03 Kazik & Kwartet Proforma - Tata Kazika kontra Hedora 4,0
02 04 Nothing But Thieves - Broken Machine 4,0
03 05 Lao Che - Wiedza o społeczeństwie 3,9
04 06 Anita Lipnicka & The Hats - Miód i dym 3,846
05 07 Kasia Kowalska - Aya 3,8
06 00 Kylie Minogue - Golden 3,75
07 09 Kacey Musgraves - Golden Hour 3,7
08 10 Greta Van Fleet - From The Fires 3,5
09 00 Cut Copy - Haiku From Zero 3,5
10 11 Natalia Przybysz – Światło nocne 3,475
11 12 Foo Fighters - Concrete And Gold 3,45
12 13 Arctic Monkeys – Tranquility Base Hotel & Casino 3,4
13 14 Kadhja Bonet - Childqueen 3,4
14 00 Vassilis Varvaresos – V for Valse 3,35
15 00 Illusion - Anhedonia 3,35
16 16 Julia Pietrucha - Postcards From The Seaside 3,325
17 17 Incubus - 8 3,3
18 00 Robert Plant - Carry Fire 3,3
19 00 Beata Przybytek - Today Girls Don't Cry
20 20 Slowdive - Slowdive 3,3
21 00 Bonson - Postanawia umrzeć 3,3
22 21 Leif de Leeuw Band – Until Better Times 3,25
23 22 Courtney Barnett – Tell Me How You Really Feel 3,25
24 00 Black Country Communion - When The Morning Comes - 3,225
25 00 Tirzah - Devotion 3,2
26 24 Steven Wilson – To The Bone 3,2
27 00 Lo Moon - Lo Moon 3,2
28 26 Dave Matthews Band - Come Tomorrow 3,15
29 27 alt-j - Relaxer 3,15
30 29 Voo Voo – 7 2,5
No to tak... Teoretycznie powinienem dać Vassilisa na szczyt - ale byłbym wtedy hipokrytą. Generalnie pozycja w środku ukazuje mój stosunek do klasyki - bardzo fajna do nauki i jako element w tle, ale jako osobny element do słuchaniu - wywołuje niewiele emocji. Podobnie było z Beatą Przybytek - idealna płyta do RMF Classic. Ale żebym się jarał i podniecał - to niestety nie.
Cut Copy zaskakująco wysoko, być może to przez to, że ostatnio sporo słuchałem elektroniki, a ta płyta jest jednak dość elektroniczna.
Illusion - co jak co, ale "Tchórz" to całkiem fajny kawałek moim zdaniem
Bonson - to takie połączenie starego z nowym. Tylko zauważyłem niestety, że nawet, jeśli jakiś polski album hip-hopowy nawiązuje do hip-hopu z lat 9-tych, to raczej tylko do jednego jego rodzaju - tego bardziej "ulicznego"; niestety, nie do tych melodyjek ze słodkim, kobiecym głosikiem w refrenie.
Black Country Communion - niby wszystko jest ok, nawet jakaś melodyjka a la irlandzka jest... Tylko co z tego, skoro jakieś takie "pokrzaczone" i "popsute w środku". Jeśli nie potrafią tworzyć długich kawałków, to niech się wezmą za trzyminutówki.
P.S. Zwracam uwagę na zwiększenie oceny płyty Voo Voo aż o pół stopnia - szaleństwo!