Fanem byłem, faktycznie... Ale tak do "Moherowego ninjy", później już coraz mniej
Niemniej jednak słyszę sporo mocnych, dość przebojowych (zwłaszcza jak na ostatnie dzieła Kazia) utworów, a że konkurencja taka sobie (właśnie nie beznadziejna, a taka sobie, bardzo taka sobie), to i pozycja wysoka.
Dodam, że najbardziej spodobał mi się pierwszy utwór z płyty.
Co do reszty - co prawda druga część "Discordanek" już mnie tak bardzo nie chwyciła (ale tak zazwyczaj jest z płytami, że druga część jest w większości po to, by zapchać dziurę), ale ogólnie bardzo mnie cieszy, że coś w końcu przebiło Darię Zawiałow... I co nie jest moją propozycją.
Nawarake - pewnie gdyby nie pochodziło z Vanuatu, to byłoby niżej, ale... w tym wypadku po co gdybać?
---------------------------------------------------
Lake Street Dive - dość wysoko, aczkolwiek w tym momencie... praktycznie nie pamiętam
jak to leciało
Headhunterz - co jak co, ale numer dwa robi wrażenie. Heh, tylko ta płyta to u mnie powinna być najniżej, a nie najwyżej
Biedny Tunehunterz...
Lion Shepherd - nawet znośne IMO.
Jazzmeia - ot, taki miły jazz, czasami nieco brykający niczym Tygrysek w Kubusiu Puchatku.
Leif de Leeuw - ogólnie podniety nie było, ale ogromny plus za refren do "Thank You". P.S. Czy w tym zespole jest transseksualist(k)a?
alt-j - w sumie i tak zaskakująco pozytywnie, ale chyba nigdy się w pełni nie przekonam do tego zespołu - ciągle coś mnie od niego odpycha...
Sons Of Kemet - ciekawy koncept, ale trochę zbyt monotonnie jak na mnie A.D. 2018, miesiąca lipca.
Long Distance Calling - nie słyszę tu nic oryginalnego, a brak słów dodatkowo wpływa w tym wypadku negatywnie na mój odbiór.