RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Sinead O'Connor NOTHING COMPARES 2 U 1990 I Do Not Want What I Haven't Got
w BTW od: początku, czyli 1995
(słynny koncert dla Amnesty International, w Chile w 1990)
Bezsprzecznie jedno z najlepszych wykonań spośród piosenek napisanych przez kogoś jednego, a spopularyzowanych przez kogoś drugiego. Sinead po prostu "ukradła" ten numer Prince'owi, który go napisał i nagrał, tak jak Aretha Franklin ukradła kiedyś Otiosowi Reddingowi "Respect" - ta sama skala i dziś mało kto kojarzy jego wersję, nie wspominając o tym, że mało kto w ogóle wie, o istnieniu takowej. Chyba sam twórca nie docenił zresztą tego numeru, bo owszem umieścił na jedynej płycie projektu "The Family" z 1985 roku, ale nie zdecydował się wydać na singlu i "przypomniał" sobie o nim dopiero kiedy wersja Sinead wystarczająco wybrzmiała we wszelkich mediach i zestawieniach sprzedaży i zaczął częściej wykonywać (jeśli w ogóle wcześniej to robił) na koncertach, wydał także na solowych płytach live.
Już wcześniej utwór mnie niesamowicie koił i był w czołówce moich ulubionych, ale tak naprawdę w pełni wbił mnie w fotel i powalił, kiedy poznałem jego tekst (oraz tłumaczenie) dzięki kącikowi pana Manna w Dużym Formacie. Wcześniej niewiele kojarzyłem ze słów, bo piosenka jest dość cicha, a Irlandka śpiewa delikatnie i choć idealnie panuje interpretacyjnie nad piosenką, grając emocjami i dynamiką, to zasadniczo większość nuci mało wyraźnie pod nosem, często też wyciszając końcówki (choć jak trzeba, to potrafi nagle zaryczeć niczym zraniona lwica). A w każdym razie robi to nie na tyle wyraźnie, bym dawniej potrafił dokładniej usłyszeć, o czym śpiewa bo trochę to przykrywała mi warstwa muzyczna, traktowałem wokal bardziej jako instrument zapodający niezwykle przejmująco bardzo piękną melodię niż mówiący do mnie konkretnym przekazem. A okazało się, że był to ogromny błąd, bo jest to bezsprzecznie jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości, jakie kiedykolwiek napisano i w kategoriach popowego języka angielskiego, w którym rzadko zdarzają się takie cudeńka, wręcz unikalna. A Sinead śpiewa tak, jakby to były jej własne słowa, cała zanurza się tekście, poddaje emocjom w nim zawartym, ale podaje te emocje w sposób chłodny, nie jest to wykrzyczana rozpacz, lecz już wychłodzony, nie widzący nadziei na poprawę, tłumiony płacz. Obnaża się cała w tym numerze, a jak się wspomni jeszcze proste, ale świetne wideo, w którym zupełnie niezaplanowanie w scenariuszu, pojawia się nagle na jej twarzy łza, to w człowieku narasta empatia i niemalże ogarnia chęć pocieszenia jej i przytulenia lub zanurzenia się wraz z nią w ten smutek. Piosenka zyskuje u mnie z każdym rokiem, wciąż znajduje w niej nowe pokłady piękna i jak tak dalej pójdzie, to jeśli zrobię znowu jakieś zestawienie pod względem kolejności, a nie tylko chronologiczne, to kto czy za wiele lat nie wyprzedzi nieco podobne aranżacyjnie i w nastroju (i z równie niezrozumiałym z tych samych powodów tekstem) "Brothers in arms", które przecież przez wiele lat ustawiania zestawienia w kolejności okupowało pierwsze miejsce (lub chociaż pierwszą trójkę).
Rozwalające tekstowo są te fragmenty, kiedy opowiada że poszła do psychiatry, bo nie mogła sobie poradzić ze swoim smutkiem, a ten powiedział żeby się nie przejmowała, tylko cieszyła życiem, na co Sinead krótko stwiedza, że to głupiec. Z kolei pewną konfuzją napełnia nieco trzecia zwrotka, nie bardzo pasująca do reszty piosenki (szczególnie to "mama" wciśnięte chyba tylko dlatego, że nic na 2 sylaby nie pasowało ).
Aby nie było tak podniośle i smutno, napiszę że miałem przez długie lata problemy z zapisem tytułu tego utworu. Najdłużej chyba istniała wersja "nothing conpairs (pisane razem lub "con pairs" - niby z łaciny albo z francuskiego, czy co? ) to you".
Troszkę szkoda, że Sinead chyba nie dźwignęła psychicznie popularności, którą przyniósł jej ten numer i w dużej mierze na własne życzenie częściowo złamała sobie karierę, zaczynając od podarcia w TV zdjęcia papieża, przez różne dziwne pomysły religijne i obyczajowe. A może była po prostu zbyt wrażliwa? Beverley uciekła w macierzyństwo, Sinead w bunt?
Ciekawostka: Wojciech Mann naprawdę musi lubić ten numer (niestety, nie znalazłem tego jego tłumaczenia w necie). W książce "Rock-mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą", umieszcza kilka rankingów utworów wszech czasów wg różnych nietypowych kategorii. I tak w kategorii "Pięć spośród najbardziej dołujących kawałków w historii, kolejność przedstawia się tak:
1. Joy Division - Love Will Tear Us Apart 2. Sinead O'Connor - Nothing Compares To You
3. Amy Whitehouse - Back to Black
4. The Beatles - Eleanor Rigby
5. Pernice Brothers - Chicken Wire
Ciekawostka 2: wspomniany wyżej teledysk, choć tak prosty, ascetyczny wręcz, zdobył całą masę nagród. W tym jako teledysk roku w MTV - taka nagroda po raz pierwszy trafiła się piosence wykonywanej przez kobietę. Ewentualnym minusem jego może być to, że narzuca interpretację utworu: żałobny, prosty ubiór Sinead w połączeniu z nastrojem piosenki karzą skłaniać się jednoznacznie ku tezie, że mamy do czynienia z elegią. I ukochany z tekstu odszedł nie dłuższą czy krótszą chwilę, lecz ostatecznie, na wieczność.
Ciekawostka 3: jaki jest związek między katastrofą w Smoleńsku, a Sinead O'Connor? Otóż ta piosenka zajęła pierwsze miejsce na liście Airplay Top, obejmującej najczęściej grane w polskich radiach nagrania, w tygodniu po tym wypadku (10-16.04.2010). Rzecz jasna - zapewne z powodu żałoby narodowej, w okresie której grano raczej spokojne, smutne utwory (na 5. było też "Yesterday"). Dość groteskowy (w sensie, że to niby lista przebojów jest) i zaskakujący sukces, przyznacie.
Statystyki:
US - 4x1m.
UK - 4x1m.
LPP3 - 7x1m. (i prawie rok na Liście! Zabrakło 2 tygodni, a 1 jeśli liczyć z Poczekalnią). LPP3 jest zapewne jedną z bardzo niewielu, jeśli nie jedyną, z poważniejszych list przebojów, na których wokalistka miała jeszcze jakiś inny numer 1 (było to Three Babies)