RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
NIektórzy będą bardzo zadowoleni : Pixies HERE COMES YOUR MAN 1989 Doolittle
w BTW od: 2009
(Utrecht, 1990)
Przy "Where Is My Mind...?" było tak, że najpierw poznałem cover, potem się dowiedziałem kto wykonywał oryginał, a dopiero potem usłyszałem oryginał. Tutaj natomiast mamy tu do czynienia z utworem, który znałem od bardzo długiego czasu, ale bardzo późno się dowiedziałem, jaki zespół to wykonuje (chyba jeszcze później niż usłyszałem oryginał "Where Is..."), a że jakoś nigdy mnie nie wiem czemu nie kręciło się dowiedzieć (no ale niby jak? w czasach przedinternetowych jak znaleźć numer, którego potrafi się może zanucić riff, ale nawet nie zna się tytułu?). Gdyby nie to, zapewne utwór mógłby się znaleźć w BTW sporo wcześniej.
Bo o ile przy "Where is my mind" narzekałem trochę na wykonanie Pixies, że nieco wokal mi przeszkadza, że jest za szybko, że za chropawo, to tym razem mamy do czynienia z idealnym wręcz zgraniem: zgrabnej, nienachalnej przebojowości; obłędnie, bezwstydnie ładnej melodii; rzeczywiście szczeniackiego bezpretensjonalnego radosnego brzdąkania; wreszcie alternatywnej chropawości nagrania, która zdejmuje z piosenki niebezpieczeństwo zbytniej komercyjności. Krótko mówiąc: tak powinien wyglądać alternatywny przebój piosenkowy. Na polskim rynku kołacze mi się tutaj, nie wiedzieć czemu, bo to jednak inne granie, nawiązanie do zespołu Partia/Komety, który był chyba mistrzem w tworzeniu tego rodzaju nagrań (i może tylko dlatego to skojarzenie, które zresztą przyszło mi na myśl teraz. Względnie wczesne Pustki jeszcze mogą być). Najfajniejsze są wspomniany już riff, który ładnie otwiera numer i nadaje mu beztroski charakter oraz wejście wokalu Kim Deal na "so long, so looong" tuż przed refrenem. Refrenem bezwstydnie krótkim, co dodaje jeszcze numerowi miana rzeczy napisanej i nagranej zupełnie od niechcenia, może nawet pociągająco niedbale. Przy okazji - śpiewająca basistka: czyż to nie jeden z fetyszów muzycznego niezależnego freaka?
Ja mam też skojarzenie z latami 60-tymi, słyszę ich brzmienie w tej piosence bardzo wyraźnie. I choć utwór rozpoczyna hendrixowski akord, lubiany bardzo przez gitarzystę Joeya Santiago, moje skojarzenia kieruję w zupełnie inne klimaty. A jedna z piosenek z tamtego okresu wydaje mi się wręcz "wstępem do napisania" "Here Comes Your Man". To The Archies - Sugar, Sugar (może przez ten riff, który idealnie Pixies rozwinęli?)
Ciekawostka: Black Francis napisał piosenkę w wieku kilkunastu lat i była jednym z pierwszych numerów w ich repertuarze. Ale zarówno na demo, jak i na pierwszych płytach, jej nie znajdziemy. Dlaczego? Otóż zespół pogardliwie nieco nazwał ją "piosenką Toma Petty" i (trafnie zresztą odczytując jej potencjał) uważał ją za zbyt popową, zbyt prostą, by taki zespół jak oni zniżył się do jej nagrania. Na demo odmówił zatem zespół, podobnie postąpił szef 4AD, Ivo Watts-Russell, z tracklistą pierwszej EP-ki, twierdząc że nagranie jest aż nazbyt oczywiście komercyjne, a nie tego chcą od grupy, historia się powtórzyła przy pełnym albumie. Na szczęście producent krążka "Doolittle", Gil Norton, zakochał się w tym numerze i choć Francis czuł się trochę tym zażenowany, zdecydował jednak tym razem się złamać. Przypomina się tu krzywienie się Marcina Żabiełowicza na nagrywanie niektórych gitar na debiucie Heya - Marcin mówił Banachowi, że są "wieśniackie" i odmówił ich nagrywania (nie udało się go przekonać i wszystkie gitary gra tam Piotrek). Traf chciał, że "wieśniackimi" okazały się m.in. 2 pierwsze duże przeboje grupy: "Zazdrość" i "Teksański" .
Statystyki:
UK - 54 (za to płyta weszła na 8 i pokryła się tam złotem. A w Stanach platyną)
US - brak (ale #3 na liście Modern Rock)
LPP3 - brak