U2 SUNDAY BLOODY SUNDAY 1983 War
w BTW od: ok. 2002-3
(koncert Red Rock z 1983. Niesamowite: Edge nie ma nakrycia głowy! )
Numer od pierwszych dźwięków nabijanych przez perkusję poraża energią, to jeden z najostrzejszych rockowych klasyków spod znaku U2. Pojawiają się też 2 elementy, które sprawiły po pierwsze że U2 stało się wielkim zespołem, a po drugie że stało się czymś więcej niż wielkim zespołem. Pierwszy element to charyzma wokalisty - widać to w powyższym wideo koncertowym, ale nie trzeba go wcale oglądać, wystarczy posłuchać tego nagrania z płyty, bo przeziera ona z każdej nuty wyśpiewywanej tu przez Bono. Drugim jest to, że zespół poza muzyką miał zawsze, powiedzmy, "inne zainteresowania". Konkretniej politykę i kwestie społeczne. Potem może stało się to nawet ich swego rodzaju przekleństwem, czy też raczej sprawiło, że muzyka zaczęła odchodzić na dalszy plan, ale tymczasem dodało im mocy, siły przebicia i uczyniło bardziej "wszechczasowymi", co odbiło się także na licznej obecności w BTW.
Bo od razu jak debiutują w nim, to numerem nawiązującym do "Krwawej Niedzieli", ale nie tej starej, tylko współczesnej z 1972 roku, kiedy to brytyjskie wojska krwawo spacyfikowały manifestację w Londonderry przeciwko zaostrzeniu polityki Londynu wobec Irlandii Północnej, w wyniku czego śmierć odniosło 14 jej uczestników. Zespół nakłaniał do szerszej interpretacji numeru, jako ogólnie nawołującego do zaprzestania przemocy stosowanej przez władze, czy to z powodów politycznych, czy religijnych.
Świetny "otwieracz" płyty War. I jeden z najsłynniejszych protest songów wszech czasów.
Ciekawostka: producent Steve Lillywhite długo nakłaniał perkusistę grupy, Larry'ego Mullena jr-a do wspomożenia się przy nagrywaniu podkładem z metronomu, by dzięki temu uzyskać równiejsze, bardziej zdyscyplinowane, jakby żołnierskie tempo przez cały utwór. Ten długo oponował. Dopiero spotkanie z Andym Newmarkiem ze Sly & the Family Stone (który był gorącym zwolennikiem takiego nagrywania) przekonało Larry'ego do zmiany zdania.
Ciekawostka 2: w nagraniu słyszymy elektryczne skrzypce. To Steve Wickham, który spotkał pewnego razu Bono na przystanku autobusowym i zapytał, czy nie chcieliby może użyć skrzypiec w jakimś kawałku ze swojej następnej płyty. W ten sposób Steve wpadł w obroty przemysłu rozrywkowego i przez następne 30 lat znajdował zajęcie na płytach różnych rockowych i popowych wykonawców.