odcinek 6, ostatni.
3 utwory ewidentnie najważniejsze dla mnie w roku 2008.
3. U2 - Walk On (Tribute To Heroes)
jak: TA wersja. z tym pięknym "hallelujah" na końcu. a na początku, kurczę, wzruszająca zmiana tekstu "Peace On Earth": "and there's never gonna be peace on Earth"... na 3 gitary... kapitalne, no... ja płaczę.
ja nie mogę. ja wysiadam. ja umieram.
i tak się męczyłam TYM "Walk On" w czasie, kiedy podejmowałam najważniejszą decyzję w roku '08 i nie wiem czy nie najważniejszą w dotychczasowym moim życiu. ociekałam łzami. Walk On już w wersji "normalniej" jest powalające, ale TO... miażdży doszczętnie.
kiedy: czerwiec-lipiec-sierpień.
2. Afro Kolektyw - Ostateczne Rozwiązanie Naszej Kwestii
jak: czuję się Afrojaxem. no, w sumie to przez jakiś czas robiłam za Afrojaxa, dla kogoś.
no nie ważne.
w każdym razie MEGA utwór. majstersztyk pod każdym względem. tekst - słychać, że pisany przez człowieka, który używa mózgu. muzyka - powalająca. te smyczki...
nożesz, rozwalają. kosmos.
zastanawiałam się, czy by nie wsadzić tego na 1 miejsce ZOO. ale jednak, biorąc pod uwagę cały rok, zostawiłam to na 2. i z tego miejsca chciałam złożyć, przynajmniej wirtualne, ukłony dla zespołu. i podziękowania. i brawa.
kiedy: [listopad i] grudzień.
1. Joy Division - Atmosphere
jak: utwór roku. dla mnie. tyle z nim przeżyłam [właśnie, cud, że przeżyłam], tyle z nim myślałam, tyle się naryczałam... kurczę, nie chcę o tym wszystkim pisać, bo po 1 - niepowołane osoby mogą przeczytać, po 2 - nie chcę znowu tyle płakać. bo takie wspomnienia... dają w kość, żeby nie powiedzieć inaczej. kurczę no, umierałam przy tym.
a zaczęło się oczywiście od "Control" i końcowej sceny, która mocno wryła się w mój mózg: wysoki komin, czarny dym i "Atmosphere" w tle. cały czas to widzę i słyszę. chociaż film widziałam, niestety, tylko raz.
kiedy: w sumie to od obejrzenia "Control'a", czyli od 18 kwietnia, ale chodzi przede wszystkim o wakacje. trudne były i bardzo ich nie lubię. tak jak większości 2008 roku.
i tym "optymistycznym" akcentem chciałabym uroczyście pożegnać Rok 2008.
jaki był, taki był, już mu wystarczająco nawtykałam. już mu się porządnie za wszystko oberwało.
ale wyszedł za drzwi, zatrzymał się jeszcze na chwilę żebym mogła go podsumować osobiście półmuzycznie, a teraz już odszedł won.
lepiej żeby nie wracał.
bye, 2008!