Status Quo IN THE ARMY NOW 1986 In the Army Now
w BTW od: 2000-01
(koncert z 1992)
Kolejny zespół jednego przeboju (przynajmniej w Polsce). Ale tym razem wyjątkowo długowieczny, bo istniejący aż od 1962 roku, a pod tą nazwą od 1967. I co ważne, mimo że wszyscy znają pewnie tylko ten jeden ich kawałek, to do dziś co parę lat nagrywają nowe płyty, w tym roku ma się ukazać ich 31 krążek studyjny (!), przy czym nawet te wydane w tym wieku dochodziły całkiem wysoko do zestawienia sprzedaży w Wielkiej Brytanii (jedna była w 10-ce, jedna w 20-ce), podobnie jak single! (3 były w Top20 w ostatnich 14 latach). Zespół o dość trudnym do określenia image'u, który się chyba przez lata nie zmieniał i odpowiadał uprawianej przez nich muzyce, można by to określić jako dystyngowani rockowcy, ale nie wchodzący za bardzo w rejony poprocka, bo jak najbardziej z lekkim zacięciem do cięższego łojenia. Przez te wszystkie lata po prostu robili swoje nie oglądając się za bardzo na mody i dzięki pracowitości i długowieczności dorobili się rekordu, mianowicie żaden inny zespół rockowy nie wprowadził tylu piosenek na brytyjską listę przebojów. W 2005, kiedy trąbiło o tym BBC, z okazji ich nowej płyty, czołówka wyglądała tak:
Cytat:UK HIT SINGLES
1. Status Quo - 61
2. Queen - 52
3. Rolling Stones - 51
4. UB40 - 51
5. U2 - 40
6. Depeche Mode - 40
7. Bee Gees - 38
8. Pet Shop Boys - 38
9. REM - 38
10. Manic Street Preachers - 37
źródło: Guinness World Records
Teraz mają już 69 . Dodajmy do tego jeszcze niesamowitą serię 13 złotych płyt z rzędu od 1973 do 1988 i widzimy wyraźnie: zwykłą solidnością można pokonać nawet największe tuzy.
O kawałku przypomniałem sobie, kiedy przeprowadziłem się do Warszawy i zacząłem w niej słuchać Radia Pogoda, które było jednym z pierwszych stacji typu Golden (zresztą, potem wyewoluowało w Złote Przeboje). Przez pół roku często słuchałem tej częstotliwości, bo podobało mi się, że puszczają rzeczy, których dawno nie słuchałem. Ale po roku przestałem słuchać bo znałem już wszystkie kawałki, jakie mają w swojej "ofercie" i mi po prostu zbrzydło. Niektórzy znajomi z tamtego okresu do dziś się zachwycają i się nie znudzili, ale cóż... bywają gusta i guściki, moje uszy to już by na autopilocie jechały po takim czasie, wiedziałyby co będzie następne (szczególnie w nocy, kiedy po prostu leciała playlista z komputera). Oczywiście nie muszę dodawać, że wśród tych kawałków, które dzięki tej stacji sobie wtedy przypomniałem, był ten. Dziś po prostu zajechany przez tego typu rozgłośnie, ale że ich unikam jak tylko mogę, to jakoś jeszcze nim nie rzygam . Najbardziej lubię ten fragment kiedy jest zatrzymanie chwilowe, a po sekundzie przerwy grają dalej, ale nieco wyżej. No i refren: wchodzi w głowę, nie ma co.
Ciekawostka: ku mojemu zdumieniu, jest to cover! Oryginał napisali holenderscy bracia Bolland i w 1981 spędził on 6 tygodni na szczycie norweskiej listy przebojów i tydzień był #1 w Finlandii. Bracia Bolland, urodzeni zresztą w Południowej Afryce, byli kopalnią przebojów lat 80-tych, napisali także kawałki dla Numero Uno (Tora Tora Tora to ich! ), Suzy Quatro czy Samantha Fox, w 90-tych zaś dla wykonawców nurtu eurodance. Być może to dlatego sądziłem kiedyś, że Status Quo są niemieckim zespołem? (nie wiem, czy usłyszałem jakąś "germańskość" w tym kawałku, czy mi się po prostu obiło o uszy).
Ciekawostka 2: w kawałku gościnnie udziela się wokalista Slade, Noddy Holder. Aczkolwiek że "udziela" to za dużo powiedziane. Ale to on wypowiada słowa "stand up and fight!".
Ciekawostka 3: pierwsza, krótkotrwała nazwa zespołu, aż w 1962 roku, to... The Scorpions (może stąd te Niemcy w skojarzeniu ). A potem, też krótkotrwale, w 1967, używali nazwy The Jam. Ciekawe, czy była to jakaś inspiracja dla wykonawców o tych nazwach .
Ciekawostka 4: w zestawieniu tych singli na drugim było Queen, a Status Quo supportowali ich we fragmencie trasy Live Magic, m.in. na słynnym koncercie na Wembley w 1986. Support w końcu przebił gwiazdę?