ILLUSION – TRASA AKUSTYCZNA 2024 - KRAKÓW – 23.03.2024 r.
Trochę obawiałem się tego koncertu, bo prawdę mówiąc nie za bardzo przepadam za wersjami akustycznymi zwłaszcza w polskim wydaniu. Nie będę tu wymieniał przykładów, ale tak naprawdę, żaden projekt z ostatnich lat nie spełnił moich oczekiwań. A tu Illusion, który kojarzy się z totalnie mocnym brzmieniem, a koncerty potrafią być nie tylko mocne, ale również piekielnie głośne. Zwłaszcza ten ostatni krakowski z zeszłego roku, który był prawdę mówiąc za głośny. Jak zatem wyobrazić sobie ten repertuar w innej aranżacji? Prawdę mówiąc ciężko i jeśli ktoś ma okazję to polecam posłuchać zobaczyć na żywo, bo chłopaki podeszli do sprawy niekonwencjonalnie i zaskoczyli.
Zaczęło się względnie spokojnie od „Okruchów udręki” z ostatniego albumu „Anhedonia”. Tomek sam na scenie w przepięknym poruszającym wykonaniu. Idealny pomysł na wprowadzenie w atmosferę występu. Później na scenie pojawili się już wszyscy muzycy i zagrali „Big Black Hole”. Podczas tego wykonaniu można było od razu zauważyć, że pomimo tego, iż jest to akustyczny występ to ten rockowy pazur pozostaje i gitary są delikatnie przesterowane, a bas to już normalnie elektryczny bez zbędnych kombinacji. Myślę, że to bardzo dobry wybór, bo w przypadku Illusion jest przestrzeń do złagodzenia na gitarach, a perkusja i bas dostosowują się i wpasowują idealnie w tą wizję. Równie dobrze i mocno zabrzmiała „Vendetta”. Czuło się amerykański klimat rodem z akustycznego koncertu Alice In Chains z przed lat. I to odczucie nie opuszczało mnie przy kolejnych numerach takich jak „Ruszy las”, „3 Ptaki”. Jeszcze ciekawie zrobiło się podczas „Choćby lęk”, tutaj Lipa zagrał po raz pierwszy tego wieczoru na banjo i o dziwo brzmiało to idealnie i chyba jeszcze bardziej amerykańsko. Bardziej klasycznie było przy „Za taki ból”, bo w tym przypadku udało się zachować agresywność i dominujący charakter głównego riffu z niezapomnianej drugiej płyty zespołu.
W końcu przyszedł moment na dobrze znaną od jakiegoś czasu wersję „Niedaleko” z dziewczynami z zespołu Odłam Źdźbła. Tutaj oczywiście żeńskie wokale z taśmy, a wersja na żywo równie mocna jak nagranie studyjne. Dowiedzieliśmy się też od Tomka, że zespół jest w trakcie nagrywania całego albumu z akustycznymi wersjami prezentowanymi na koncercie. Bardzo dobry pomysł, ale mam nadzieje, że któryś z koncertów trasy, albo późniejsze też ujrzy światło dzienne. Było by bardzo miło.
Niezwykle zaskakujące było zaś wykonanie „Ciernia”, które uzyskało jakby trochę więcej dynamiki i melodii oraz zdecydowanie żwawsze wykonanie. I tutaj nie jestem do końca przekonany, bo to trochę ruszanie takiej zespołowej świętości, ale z drugiej strony rozumiem, bo gdyby nie przedstawić nowej wersji to utworu równie dobrze mogłoby w tym secie nie być. Tutaj zresztą zespół nie pojechał po samych hitach, czego przykładem może być kolejny nieoczywisty wybór „Wrona”. W taki sposób wiele cudownych piosenek, które nie zawsze mieściły się w setlistach regularnych koncertów znalazły tutaj swoje miejsce.
Za to bardzo dobrze, że nie zabrakło, „Kto jest winien? ”. Ta ważna i z biegiem lat (wiem nie minęło ich za, wiele, ale nas świat od debiutu „Anhedoni” bardzo się zmienił) jakby coraz bardziej aktualna piosenka. No i też idealna mocne akustyczne wykonanie, bez zbędnych kombinacji.
Więcej niespodzianek było przy „Tylko”, bo tutaj w wersji wesołej, która diametralnie zmienia odbiór tekstu, ale pasuje idealnie również w takim klimacie. No i jeszcze ciekawiej w „Tło” gdzie aranżacja była w stylu country. Można i tak, no i znowu wszystko idealnie wpinało się w klimat występu.
Później na koniec na tym tle chyba normalny „Skoczny” oraz piosenka okolicznościowa „Dobranoc” z pozytywnym przesłaniem na noc i może na poranek. Może nawet na dłużej, bo piosenka ciągle pobrzmiewa w mojej głowie.
Bardzo dobry koncert, bardzo pozytywne przyjęcie przez publiczność i chyba pozytywne zaskoczenie, bo w końcu ktoś zrobił to u nas tak jak trzeba.