No weź, nie żartuj tak nawet!
5] Kapela której nazwa nic mi nie mówi i wylewająca się z ich płyty dziwna muzyka, niby punkowa, ale to byłoby zbytnie uproszczenie sprawy. Początek pokazuje jak można w niebanalny sposób przedstawić wyświechtany do granic możliwości styl muzyczny. Uważam, że za którymś tam razem dałbym się im wciągnąć w tę subtelną dźwiękową podróż, lecz na razie jestem bardziej obserwatorem. Trochę denerwujący jest brak przerw między utworami. I to że w pewnej chwili wszystko zamienia się w jazgot. Później znowu następuje wyciszenie i tak się to przeplata, niemal do końca…
16] Zaczyna się – właśnie nie wiem jak określić tę muzykę, bo niby to ciężkie riffy ale jakoś tak podejrzanie płyną? Nie podoba mi się gitara prowadząca, nie wiem dlaczego bo to jest strasznie subiektywne odczucie. Za to wokal przypominający
Björk momentami bardzo intryguje. Dopiero trzecia piosenka lekko mnie przekonuje, bo początek był po prostu słabiutki. Dalej już przyzwoity poziom grupa jest w stanie utrzymać przez trzy utwory. Później znowu coś się popsuło. Zamykająca ballada jest kwintesencją tego albumu z porywającymi momentami i niepotrzebnymi przestojami i stąd ogólne wrażenie u mnie, że czuję się lekko zawiedziony, pomimo dźwięków dosyć bliskich moim upodobaniom…
2] Eksperymenty wokalne (ale też i instrumentalne) to jej znak rozpoznawczy. Nie powinno więc Was dziwić, że sięgnąłem po jej długo wyczekiwany album! Jest mroczno, jest straszno i tylko śmieszno nie potrafię odnaleźć? I od początku słychać, że
Olivka podąża własną ścieżką muzyczną, wcale nie łatwą i do tego wyboistą, jednak jeśli chce się osiągnąć coś naprawdę, to tylko w ten sposób można dojść do celu.
„DD” to jeszcze z całą pewnością nie jest kres jej wędrówki, oby tylko dalej mogła podążać swoim szlakiem, to może uzyska ten wymarzony kształt na drodze muzycznych peregrynacji…
6] Czy trzeci raz w ciągu nieco ponad roku można nagrać świetny album z coverami zrobionymi na jazzową nutę? I tak, i nie. Bo po pierwsze w pewnym sensie formuła musi się wyczerpać, a po drugie nie ma już tylu słabych, ale dobrze zapamiętanych kawałków do naprawienia!
Zatem reasumując patent wciąż mi się podoba, ale pierwszy album (z tych poznanych) był zwyczajnie najlepszy.
11] Pięknie wrzynająca się gitarka otwiera czeskie granie i tak to się ciągnie przez cały album. Kilka bardzo chwytliwych melodii, czyli w pewnym sensie takie disco-metalowe granie a’la
Rammstein. Chociaż dla mnie to nie przeszkadza i naprawdę chwilami wciąga. Dodam jeszcze, że na jak w pewnym sensie the best-off album ten nie powala przebojowością.
1. ShataQS – Fenix
2.
Olivia Anna Livki – Digital Dissidents [8* +>Wave in Rage; ->DIY Cinderella]
3. Pendragon – Love Over Fear
4. Tool – Fear Inoculum
5.
Bent Knee – You Know What They Mean [8-* +>Hold Me in; ->Lovemenot]
6.
Scott Bradlee's Postmodern Jukebox – Throwback Clapback [7,5* +>I Still Haven’t Found what I’m Looking for; ->Every Breath You Take]
7. Rasm Almashan – Yemenia
8. Kills Birds – Kills Birds
9. Santana & Buika – Africa Speaks
10. the Cranberries – In the End
11.
XIII. Stoleti – Frankenstein [7* +>Karneval; ->Fenix]
12. Skaldowie – Taki blues
13. Leonard Cohen – Thanks for the Dance
14. Pidżama Porno – Sprzedawca jutra
15. the Raconteurs – Help Us Stranger
16.
Gaupa – Feberdröm [6,5* +>Grycksbo ganglat; ->Where Emperors Grow]
17. the Next Generation – Songs in the Key of Sam
Ogłoszenie wyników przekładam na jutro na godzinę piętnastą (z nadzieją na jeszcze jeden piąty głos)!
Głównie ze względu na wieczór wyborczy i jeszcze jeden plebiscyt...