KING PRINCESS - HIT THE BACK

Koniec roku należy do King Princess i jej cudownego albumu „Cheap Queen”, który dopiero niedawno poznałem w całości i to był błąd, bo trzeba było tak zrobić od razu po występie artystki w Saturday Night Live, bo już wtedy mnie zaciekawiła. Teraz po przesłuchaniu całości bardzo wysoko ocenię zawartość tego albumu w kontekście rocznych zestawień, a już samo „Hit The Back” to absolutny hit i murowany kandydat do sylwestrowych playlist. Ta piosenka swoim tanecznym i dyskotekowym charakterem lekko odbiega od całej nostalgicznej reszty, ale pasuje do tego albumu jak ulał i jest jego kulminacyjnym momentem. Rozkręca się od delikatnych klawiszy na początku do prawdziwego rytmicznego killera, przy którym nie sposób nie poruszać jakąś częściom ciała. Najciekawsze jest jednak to, że przy całej dynamice i rozmachu aranżacyjnym j w pamięć najbardziej wbija się niesamowity głos wokalistki, nad którym do dosłownie można się rozpływać.


LANA DEL REY - NORMAN FUCKING ROCKWELL

Ten rok kończy się niewątpliwie wielkim triumfem Lany del Ray. Liczne rankingi, w których wygrywa album „Norman Fucking Rockwell” wielu zaskakują, a ja po cichu się cieszę, bo nigdy w tą dziewczynę nie zwątpiłem. Teraz zaś przyszedł taki czas, że dojrzała już i w pełni świadoma artystka spija śmietankę po latach coraz śmielszych artystycznych wyborów. Tytułowe nagranie z tego tak docenionego albumu jest w zasadzie zapowiedzią pięknej muzycznej przygody, którą oferuje ten album. Skromna ballada w akompaniamencie pianina idealnie wprowadza słuchacza w klimat albumu. Prawdopodobnie celem było tu zachowanie barowego klimatu, a w tle bardzo mocna historia opowiadana przez Lanę, ale taka właśnie jest ta del Ray i dokładnie dla tego osiągnęła tak wielki sukces. Robi co chce i nie idzie na kompromisy, które przyniosły by jej kolejne przeboje na popowych listach.