Jeszcze raz coś z kręgu progresywnego, tym razem bardziej tradycyjnie, nie metalowo. A nawet orkiestrowo:
Yes GIVE LOVE EACH DAY 2001 Magnification
Już pisałem chyba 2 razy o tym, że są płyty z orkiestrą, które są zrobione na odwal się, a są takie, które są wzorcami, jak to należy robić. "Magnification" są właśnie jednym z najlepszych przykładów tego drugiego. Przy czym należy tu dodać, że nie jest to płyta koncertowa, tylko studyjna, co mogło wpłynąć na czas potrzebny do przygotowania krążka, spokojniejszą w pracę, możliwość dopieszczenia aranżu itp. (niektóre z płyt z orkiestrą powstawały w ten sposób, że zespół i orkiestra pracowali osobno, tylko odbyli wspólnie kilka prób, a potem huzia jedziemy z materiałem na żywo).
Z tym utworem wiążę się zabawna sprawa: otóż przez lata nie wiedziałem, jaki to ma tytuł. Słyszałem to kilka razy w Markomanii, a też gdzieś jeszcze, jakoś nie usłyszałem nigdy tytułu, moja robocza jego "wizja" to było np. "In lurgage day", "In garbage day" coś jeszcze innego . Dopiero jak drwycior zagrał u siebie w Na Mojej Orbicie, zapytałem go, jak się do cholery nazywa ten numer, odpowiedział i dopiero wtedy usłyszałem wyraźnie jak to Anderson śpiewa .
Piosenka niby jest progresywna, ale też niesamowicie lekka, bardzo melodyjna, ma taki andersonowski klimat jego nagrań solowych, gdzie jest raczej popowo, niż mocno progresywnie, muzyka nie jest przekombinowana, jak to często bywa przypadku Yes, po prostu jednym słowem można powiedzieć, że ładna .
Statystyki:
US, UK, LPP3 - brak (W Trójce było tylko "Don't Go", które było singlem z płyty, doszło do #37)