Na szybko! One-by-one! (i zmyka do nauki):
01. Tug - wyraziste i bezkompromisowe otwarcie; "Tug" jest zdecydowanie "down-to-earth" i przypomina raczej dokonania The Raveonettes niż Lush czy innych mentorów naszych dzisiejszych bohaterów; oddać jednak należy, że po pewnym czasie rozpoczyna się wyczekiwanie kolorowanie kredkami tej w gruncie rzeczy szorstkiej i ponurej kompozycji, przez co kawałek nabiera "cech pożądanych"; dobry, solidny, ale co ciekawe wydaje się jednym ze słabszych punktów "Out of View" (co zarówno świadczy o wysokim poziomie LP, ale też nie jest typowe dla płytowych otwieraczy).
02. See You - nowy singiel grupy brzmi najbardziej twee-popowo na całym albumie, co - jak się okaże - wydaje się być zwodniczym tropem
03. Mallory - znamy i lubimy, bardzo; ich "party moment".
04. The Warrior - po "The Warrior" nie ma sensu gdybać już nad polityką wydawniczą THOAP, nikt już nie zarzuci im, że zalali nas litrami świetnych singli, a na płycie zostawili materiał, który "łata dziury"; "Warrior" kojarzy mi się z dokonaniami grupy Cake, ma niebywale wkręcające harmonie wokalne i pieprzne gitary wygrywające nośny riff - płynnie przechodzi z dream-popu w noise; na singla go!
05. Glitch - ich pierwszy "klasyk", który osiągnął już bardzo dużo jak na "potencjał listowy" THOAP, ale wciąż może więcej; najbardziej zaszumiony na płycie, może nawet najlepszy - a przynajmniej na stan po piątym utworze na krążku.
06. You’re So Cool - świta mi w głowie, że "You're So Cool" to absolutny debiut zespołu datowany na połowię 2011 roku; może dlatego różni się nieco od pozostałych kompozycji na krążku, jest zdecydowanie bliżej spokrewniony z amerykańskim indie niż brytyjską ścianą dźwięku, ma wyraziście indie popowy posmak i nie jest - w przeciwieństwie do reszty materiału - przygnieciony złomem ze sklepu muzycznego; może dlatego to tak ładna pioseneczka?
07. I Want More - zaczyna się niepozornie i kilka ładnych sekund trwa aż się rozkręci, lecz z czasem osiąga poziom debyceli porównywalny ze startującym boeingiem; jeden z najbardziej soczystych shoegaze'owych kawałków na płycie, potężne echo, distortions oraz głębia niczym w najlepszych numerach Ride czy Kitchens of Distinction.
08. Do It Wrong - to też znamy, no, dzieciaki w przedszkolu szaleją, niszczą zamki z klocków, nie jedzą surówki na drugie danie...
09. Long Way To Go - nie jest to ballada, ale w przeciwieństwie do reszty piosenek da się jej słuchać
, na pierwszy plan wybija się bardzo charakterystyczny rytm....i już jest ciekawie. Śliczne zwrotki, nieco rozmazany refren.
10. Before You Reach The End - alfa i omega stylu Szarlotek, a może raczej omega, bo zamyka płytę - cudowny siedmiominutowy sweeper z gościnnym udziałem gościa od The Horrors, co wyczuwa się natychmiast po jego odpaleniu; numer sumuje "Out of View" i dodatkowo mnoży otrzymaną wartość, dodając od siebie przede wszystkim nieziemsko dobry riff (sinusoidalne buczenie) i popisując się instrumentalnymi odjazdami; a na deser gitary z mojej ulubionej bajki, czyli jak ja to ujmuję - ręka lata po pudle bez ładu i składu (patrz - "Swamp Song" Blur).
Akt oskarżenia:
Oskarżam The History of Apple Pie o przygotowaniu debiutu na poziomie 3-4 płyty zespołu, który uniknął wcześniej "syndromu drugiej płytowy" i chociaż jego dyskografia ma już ponad 30 nagrań, to wciąż jest lubiany przez pitchfork (i nie musi w tym celu przemycać do repertuaru nawiązań do kontemporeri arenbi).
Cieszy mnie ten debiut, bo spełnił oczekiwania i naprawdę trzyma wysoki, powtarzalny poziom niemal przez cały czas trwania. Czuję wewnętrzną satysfakcję, bo drugie miejsce w "Antycypowanych" do czegoś ich zobowiązywało i wygląda na to, że podołali