Post: #32

St. Anger

Po pierwsze perkusja na tym albumie to jest coś strasznego. Urlich brzmi jakby walił kijem w puste puszki po farbie, a nie grał na zestawie perkusyjnym.

Po drugie - brak jakiejkolwiek solówki. Kirk Hamett chyba przespał czas przeznaczony na jego partie. Jak to możliwe, że tak znakomity gitarzysta, człowiek, który ma na koncie masę genialnych riffów nie zagrał na tym krążku ŻADNEJ solówki?

Praktycznie na tym krążku żadnego wyróżniającego się momentu, cały czas jednakowy hałas, bałagan i napierdalanie bez ładu i składu.

Najjaśniejszy punkt to "The Unnamed Feeling" i słucha się tego naprawdę dobrze. Ale sam album fatalny od początku do końca z wyjątkiem tego utworu.