Pora odświeżyć wątek. Dziś wybór padł na utwór jednego z moich ulubionych zespołów. Wybór nieprzypadkowy. Z jednej strony tytuł świetnie pasuje do największego problemu, z jakim obecnie boryka się Europa. Z drugiej - nieodparte wrażenie przy słuchaniu nowego The Dead Weather, że ja ten motyw skądś znam. Sam utwór słyszałem po raz pierwszy na początku lat 80-tych XX wieku, ale w innym wykonaniu. Dopiero po jakimś czasie usłyszałem oryginał, ale to było wówczas normą. Zbyt późno się urodziłem, żeby usłyszeć oryginał w roku wydania. Zbyt wcześnie, by w wieku nastu lat (gdy chłonąłem muzykę jak gąbka) bez problemu kupić sobie płytę lub kasetę z "III". Takie możliwości przyszły później. Sam utwór, to jeden z tych kilerów, które trwają niecałe 3 minuty, ale to w zupełności wystarczy, by porwać słuchacza. Koncertowe wersje są dłuższe, bo tam Jimmy wstawia solówkę, ale reszta jest bez zmian, więc nie ma utraty jakości. Kawałek podobno powstał po wizycie zespołu na Islandii, dlatego tekst nawiązuje do Wikingów. I chociaż teraz kierunek migracji jest odwrotny, nie z, lecz do Skandynawii (i nie tylko), to celem nadal jest ten zachodni brzeg. A żeby było jeszcze ciekawiej, to członkowie zespołu też mieli przez pewien czas status uchodźców, ponieważ uciekali przed systemem podatkowym nałożonym przez niejakiego Dennisa Healeya. Według tego systemu w kieszeni muzyków pozostawało niecałe 10 procent zarobionych pieniędzy. Robert pamiętał temu panu zaproponowaną przez niego regulację podatkową i na koncertach potrafił dedykować mu ten utwór.