MOJA LISTA notowanie 416(253) - 21.12.2018 - Wersja do druku +- Największe forum list przebojów Mycharts.pl (https://www.mycharts.pl) +-- Dział: Personalne listy przebojów (/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Listy poszczególnych użytkowników (/forumdisplay.php?fid=4) +---- Dział: m.volta - GUNNERS TOP (/forumdisplay.php?fid=78) +---- Wątek: MOJA LISTA notowanie 416(253) - 21.12.2018 (/showthread.php?tid=43230) |
MOJA LISTA notowanie 416(253) - 21.12.2018 - marsvolta - 06.01.2019 11:46 AM NOTOWANIE 416(253)
O nowościach: MARK RONSON - NOTHING BREAKS LIKE A HEART FT. MILEY CYRUS
Miley Cyrus debiutuje na mojej liście! Ciężko w to uwierzyć, ale to prawda i to debiut w pełni zasłużony. Co prawda „Nothing Breaks Like a Heart” to piosenka Marka Ronsona, on ją napisał nagrał i wyprodukował, ale to właśnie Miley jest tutaj najważniejsza. Jej osoba jest niejako punktem centralnym całej koncepcji tego utworu, zarówno od strony tekstowej, jak również wizualnej, która tak bardzo przyciąga widza w niezwykłym teledysku do tej piosenki. Kompozycja mocno odwołuje się do tradycji muzyki country, słychać tu wyraźnie inspiracje twórczością Dolly Parton, ale nie jest to taka stricte country piosenka, co gwarantuje osoba Ronsona. Muzyk swoimi wizjami już nieraz łączył różne światy muzyczne i z taką sytuacją mamy do czynienia tutaj. Czy istnieje lepsza osoba od Miley Cyrus do połączenia tych dwóch światów? Chyba nie, bo to dziewczyna, która wywodzi się z tego środowiska. Stała się światową gwiazdą za sprawą disneyowskiego serialu Hannah Montana, a potem przez lata szokowała swoje młode fanki kolejnymi muzycznymi wcieleniami. Świat raz ją kochał, a potem nienawidził. Te wszystkie aspekty są dokładnie uchwycone w genialnym teledysku do piosenki, w którym Miley ucieka przed cynicznym światem. Jest to niesamowicie odważna i kontrowersyjna realizacja, która wytyka wiele grzechów współczesnej Ameryki. Najbardziej dojmujące są sceny, w których dzieci uczą się strzelać z broni, albo amerykańscy futboliści klęczą w rzędzie obok drogi, która przejeżdża Miley (to odniesienie do afery ze śpiewaniem hymnu przed meczami NFL i protestem przeciwko brutalności władz wobec społeczności afroamerykańskiej). Poza całym przesłaniem i wszystkimi symbolicznymi odniesieniami, których nie sposób tutaj w całości opisać trzeba przyznać, że piosenka chwyta za serce. Ten prosty choć tak trafiający w punkt refren można nucić bez końca. GRIMES - WE APPRECIATE POWER Z nową piosenką „We Appreciate Power” powraca Grimes. To zapowiedź jej piątego albumu, który już dzisiaj rozpala wyobraźnie i sama myśl o nim elektryzuje ludzi na całym świecie. Zwłaszcza po tak potężnej dawce nowej muzyki jaką zaproponowała nam właśnie Claire Boucher. Mocne przesterowane brzmienie gitar przywodzi na myśl nu metalowe brzmienia z początku wieku, choć dla mnie osobiście niektóre wstawki brzmią jak czarna Metallica. Z drugiej strony programowana perkusja i syntezatory to wypisz wymaluj „Pretty Hate Machine” Trenta Reznora z przed prawie trzydziestu lat. Jeśli chodzi o tekst to piosenka jest ona napisana z perspektywy propagandowej grupy pro-AI, która swoim tańcami śpiewem i atrakcyjnym wyglądem zachęca do tego aby poddać się symulacji. Mają zatem zwyciężyć maszyny. Jest to nawiązanie do praktyki Kim Dzong Un, który wykorzystuje tego typu zespoły do szerzenia swojej propagandy. Jest to zatem wizja przedziwna i niespotykana, ale akurat po Grimes czegoś takiego z całą pewnością mogliśmy się spodziewać. RE: MOJA LISTA notowanie 416(253) - 21.12.2018 - marsvolta - 10.01.2019 08:50 PM A PERFECT CIRCLE – Tauron Arena Kraków 15.12.2018 r. Po doskonałym zeszłorocznym albumie „Eat the Elephant” otworzyła się szansa na to, Że A Perfect Circle zawita do polski. Z początku nic na to nie wskazywało, ale w końcu podła data naszego koncertu i radości nie było końca. No doczekaliśmy się, pomyślałem sobie i zwyczajnie zakupiłem bilety, a potem jeszcze parę miesięcy oczekiwania i w końcu nadszedł ten dzień.
Jakoś tak wyszło, że support w postaci Chelsea Wolfe sobie odpuściłem, za to na koncercie zjawiłem się punktualnie i zespół na scenie też w miarę punktualnie się pojawił. Zaczęli najlepiej jak mogli, czyli podobnie jak na ostatnim albumie od utworu tytułowego i otwierającego ten krążek „Eat the Elephant” . To piękna nastrojowa piosenka, która idealnie wprowadza w nastrój tego albumu i nie inaczej było na krakowskim koncercie, a potem również podobnie jak na albumie „Disillusioned”. O tak! To było perfekcyjne rozpoczęcie koncertu, a najlepsze miało dopiero nadejść, bo chwilę później zespół wykonał swoje największe klasyki „The Hollow”, „Weak and Powerless” i „Rose”. Było zatem mocno, ale powiem szczerze, że rekcja publiczności mogłaby być nieco bardziej żywiołowa. Dużo ludzi przyszło jednak tylko postać i posłuchać, normalnie postać nawet ręki nie podniosą. Ale mniejsza o to, bo różnie można przecież muzykę odbierać. Później usłyszeliśmy cover Depeche Mode „People Are People”, co mogło się podobać, ale nie do końca przypadło mi do gustu. Zaraz potem było zdecydowanie lepiej „Vanishing”, „Blue”, „3 Libras (All Main Courses Mix)” i „The Noose”, czyli kolejna porcja klasyków. Bawiłem się świetnie, ale w sumie trochę dziwnie jest tylko słuchać, kiedy prawie nie możesz dostrzec Maynarda. Ja rozumiem, że choroba i tak dalej, ale to trochę zmienia odbiór koncertu. Na osłodę dostaliśmy kolejną porcję doskonałych kawałków z ostatniego albumu „TalkTalk”, czyli chyba najlepsze nagranie z tego albumu i równie genialne „Hourglass”. Następnie usłyszeliśmy kolejny cover „(What's So Funny 'bout) Peace, Love and Understanding” z repertuaru Brinsley Schwarz’a. Fajna rzecz dużo lepsza od Depeche Mode. Potem powróciliśmy do konkretów za sprawą zawsze genialnego „The Doomed”, a potem „Counting Bodies” z „Emotive”, a zaraz po tym nastąpiło coś na co na pewno wszyscy czekali „Judith”! To piosenka, od której wszystko się zaczęło i nie ukrywam, że łezka zakręciła się w oku. Następnie zespół zagrał trzeci cover tym razem z repertuaru AC/DC „Dog Eat Dog” z dedykacją dla zmarłego w zeszłym roku Malcoma Younga. I taki wybór był według mnie strzałem w dziesiątkę, choć niespodziewanie, ale zabrzmiało to świetnie. Później usłyszeliśmy jeszcze jeden klasyk „The Package”, a koncert zakończyło o cudowna „Delicious” z ostatniego albumu. Była też o dziwo chwila na zrobienie sobie legalnie pamiątkowych zdjęć, ale prawdę mówiąc przy tym oświetleniu, było to niezmiernie trudne. Bardzo dobry koncert! Wiadomo, taka gwiazda nie może odwalić kitu, zatem wszystko na jak najwyższym poziomie, a jednak opuszczałem Tauron Arene z poczuciem lekkiego niedosytu. Na pewno zabrakło „Passive” i „So Long, and Thanks for All the Fish”. Mimo wszystko trudno jest przyzwyczaić się do tego, że nie widzisz wokalisty. |