Orion - notowanie 609 (18 maja 2017)
Dzisiaj 1609. notowanie Oriona, co oznacza, że w cyklu "1000 notowań wstecz" wspominam dziś dzień, który zapadł mi w pamięci bardziej, niż byłbym w stanie pojąć. W 609. notowaniu miał miejsce największy awans w historii mojej codziennej listy. Awans, który nigdy nie powinien mieć miejsca.
1. Chris Cornell - THE PROMISE (+8)
2. The Cranberries - WHY (0)
3. Nocny Kochanek - ZDRAJCA METALU (+1)
4. Amy Macdonald - AUTOMATIC (-3)
5. Rise Against - THE VIOLENCE (-2)
6. Blackfield - LONELY SOUL (+2)
7. You Me At Six - NIGHT PEOPLE (0)
8. Harem Scarem - UNITED (-3)
9. T.Love - ALKOHOL (+1)
10. Gotthard - MY OH MY (-4)
100. Chris Cornell - BEFORE WE DISAPPEAR
P. Paramore - HARD TIMES
P. Gorillaz - SATURNZ BARZ
P. Warrant - LOUDER HARDER FASTER
P. Nickelback - SONG ON FIRE
Nie spodziewałem się, że śmierć nieznanej mi osoby może tak wstrząsnąć i tak mocno zagnieździć się w umyśle. Pamiętam niemal każdy szczegół tamtego dnia, pamiętam przy których piosenkach płakałem i te, przy których czułem złość.
Znamienne, że swoją obecność zaznaczyło wtedy również The Cranberries z utworem, który niedługo później również zyskał swoją ciemną aurę. To właśnie po Why sięgnąłem w pierwszej kolejności, gdy dowiedziałem się o śmierci Dolores.
Wracając jednak do tamtego majowego dnia - Zdrajca Metalu miał być wtedy piosenką na pierwszym miejscu. Wszystko dlatego, że dzień wcześniej wybrałem się na jedną z najlepszych wycieczek rowerowych w moim życiu i chcąc, nie chcąc, piosenka ta przygrywała w mojej głowie przez większość czasu wyprawy. Wiecie, wpadło do ucha i nie chciało wylecieć.
Wszystko zmieniło się, gdy... no właśnie. Na liście propozycji możecie zobaczyć grupę Warrant z Louder Harder Faster. To właśnie tej płyty słuchałem, gdy dotarła do mnie ta rozbrajająca wiadomość. Rzadko kiedy, a właściwie nigdy nie przerywam premierowych odsłuchów nowych albumów, ale wtedy oczywiście zatrzymałem w trakcie utworu o wymownym tytule "Faded". Tak, nawet takie szczegóły pamiętam.
A potem zaczął się maraton. Maraton pełny emocji. Około godziny 18:00 miałem już dość, poszedłem się przejechać na rowerze po parku. To był zły pomysł. Czułem się jeszcze bardziej osamotniony, niż wcześniej. Nie wiem czego ja oczekiwałem, że wśród spacerowiczów odnajdę kogoś, kto czuje to, co ja? Przecież... to tylko Chris Cornell. Dlaczego jego śmierć tak mnie dotknęła?
Wróciłem do domu i ułożyłem to notowanie. W cyklu 100 notowań temu ponownie on. Z piosenką, którą wyrwałem z jego ostatniego albumu jako moją ulubioną. Teraz także i ona była wymowna. Humor mi się poprawił, bo po etapie smutku i etapie złości przeszedłem do etapu czarnego humoru. Żarty o samobójcach jeszcze nigdy nie były tak śmieszne...
Pamiętam też rocznicę tego wydarzenia. Nie zapomniałem o tej dacie. Dziwnym zrządzeniem losu ostatnia solowa płyta Chrisa była wtedy w Biedronce w okazyjnej cenie, o czym doniósł mi mój znajomy o imieniu Kamil. Nie miałem jej jeszcze, bo byłem zbyt zajęty nadrabianiem zaległości z Soundgarden i byłem wystarczająco dumny z posiadania ich dyskografii. Kupiłem ją i poszliśmy z Kamilem do jego domu... słuchać Listy. Potem wpadło jeszcze kilku innych znajomych, zrobiła się mała domówka. Trójka leciała nadal. Późniejszą godziną swoją audycję miał tam Krzysztof Zalewski. Ku mojemu zdumieniu, oddał on wtedy hołd Chrisowi, zapodając na antenę dosyć nietypowy utwór, praktycznie instrumentalny Applebite.
I tak oto, kolejnym zrządzeniem losu, opowiadam Wam o tym dzisiaj, w dzień urodzin wyżej wspomnianego Kamila. Na szczęście on również lubi czarny humor, więc pewnie i dzisiaj się z Chrisa... pośmiejemy. Cóż, sam sobie taki los zgotował.
Radio Epsilon
|