Post: #1

Jay Chou – król chińskiej muzyki. Nie ma w tym żadnej przesady. Od 2000 roku wydał już 10 studyjnych płyt, z których każda okazała się bestsellerem. Komponuje większość swoich utworów, do niektórych pisze też teksty. Od dłuższego czasu jest reżyserem swoich teledysków, które kręci do... wszystkich utworów. Jeździ w trasy koncertowe po Azji Południowo-Wschodniej i wyprzedaje stadiony! Gdziekolwiek się pojawi, wywołuje histerię. Mimo to pozostaje niesamowicie skromnym człowiekiem...
Ma też sporo antyfanów, którzy narzekają na niewyraźną wymowę Jaya – rzeczywiście, nie bardzo nadaje się na radiowca! – albo że „to już nie ten Jay!” (cokolwiek to oznacza).

Wczoraj miałem ogromną przyjemność uczestniczenia w koncercie Jaya w Hangzhou. Ach, jestem cały czas w ekstatycznym nastroju! I chyba podobało mi się bardziej, niż podczas pierwszego koncertu w Szanghaju, podczas którego padał deszcz... Później zamieszczę kilka zdjęć i napiszę trochę szczegółów.

W głośnikach brzmią oczywiście jego piosenki. Nie nudzą mi się one ani trochę. Jay to mój idol! – i dodatkowa motywacja do nauki języka chińskiego!

Post: #2

Na początek publiczność... W Chinach nawet na płycie stadionu miejsca są siedzące - poustawiane są krzesełka. W trakcie koncertu ludzie stawali na tych krzesełkach - dość karkołomne przedsięwzięcie.



Scena. 3 ekrany, z których wszystko było doskonale widać. A z tej ogromnej kuli wyszedł Jay.



A stadion był pełen ludzi! Kilkadziesiąt tysięcy~!



To już podczas koncertu. Ognie, światła, lasery, bajery!



Był dym!



Ja niestety byłem dość daleko od sceny, ale i tak wrażenia ogromne!



Ogromna reklama przy wyjściu ze stadionu

Post: #3

super, że koncert w pełni spełnił Twoje oczekiwania . życzę abyś szybko miał okazję powtórzyć tę przyjemność .
śmiesznie z tymi krzesłami na płycie .
10 płyt od 2000! WOW. i to wszystko dookoła - niemalże człowiek-orkiestra.