10 - The Horrors - Primary Colours
Musy: ''Mirror's Image'' i ''Scarlet Fields''
Pamiętałem dobrze ich debiut. Oceniłem go pozytywnie, ale gotycko-medialny-punk nie przemówił do mnie w 100%. Płyt na podobnym poziomie było wiele. Do najnowszej pozycji z dyskografii The Horrors podszedłem więc na luzie, bez wymagań. I szczęka mi opadła. Nikt lepiej nie odrestaurował shoegazu w ostatnich latach. Zgrzytliwe, zaczepliwe, desperackie i pełne huku nagranie.
09 - Antony and the Johnsons - The Crying Light
Musy: ''Aeon'' i ''Epilepsy Is Dancing''
Najbardziej zaangażowany emocjonalnie album 2009 roku. Od początku w samej czołówce zestawienia. Kolejne miesiące mijały, a starzejący się z każdym dniem ''The Crying Light'' nie spuszczał z tonu. Ukazał mi wszystkie oblicza melancholii i sprawił, że stałem się miłośnikiem ''wrażliwego Antka''.
08 - Lotus Plaza - The Floodlight Collective
Musy: ''Quicksand'' i ''Red Oak Way''
Kolejna spuścizna po Deerhunter, tym razem w wykonaniu innego członka tej kapeli i skierowana bardziej ku brzmieniom z kręgu dream-pop. Senna, malownicza, bez nadmiernego przytupu. Ostatnie lata pokazują, że ciężko znaleźć przyzwoite albumy, które nie powstydziłby się stać tuż za plecami ''Souvlaki'' czy ''Shimmering, Warm And Bright''. Tym większe uznanie z mojej strony dla tego projektu.
07 - The Decemberists - The Hazards Of Love
Musy: ''The Queen's Rebuke / The Crossing'' i ''The Rake's Song''
Nie jestem fanem koncept albumów, bo źle mi się kojarzą. Nie odmówiłbym jednak kolejnej płycie pokroju ''The Hazards Of Love'', oczywiście w wykonaniu jakiejś indie rockowej kapeli z USA. Dodatkowe podziękowanie za wkręcenie mnie w klimat amerykańskiej muzyki w ubiegłym roku.
06 - The Flaming Lips - Embryonic
Musy: ''Silver Trembling Hands'' i ''Watching The Planets''
Dla psychodelicznego ambientu porzucili wesołe granie z ostatnich płyt. Krok ryzykowany, ale bezbłędny. Płyta tak dziwna, niewygodna w słuchaniu, że aż przyjemna. Nie ukrywam, że wymagająca. Głupcem jest ten, kto pragnie symbiozy z ''Embryonic'' po jednym przesłuchaniu. The Flaming Lips to cwaniaki. Nie po to pracowali w studio przez trzy lata, by później ktoś rzucił w kąt ich nowy album po 50 minutach ziewania
05 - Animal Collective - Merriweather Post Pavilion
Musy: ''Bluish'' i ''My Girls''
Kiepsko by ze mną było, gdybym nie zapostował tej płyty w swoim rankingu. Animal Collective ciągle powiększają definicje słowa ''pop'' o nowe terminy i za to należy im bić brawo. Kapela nie do zatrzymania.
04 - Future of the Left - Travels With Myself and Another
Musy: ''You Need Satan More Than He Needs You'' i ''Arming Eritrea''
Walijski post-hardcore prosto z 4AD. Króciutki krążek wypełniony buntowniczym, przebojowym i niezwykle zadziornym materiałem. Polecam tylko i wyłącznie w całości, aby odkryć przekaz i sens tej płyty. Przyznam, że przed przesłuchaniem ''Travels'' nie wierzyłem, że ''punk is not dead''.
03 - Sonic Youth - The Eternal
Musy: ''Antenna'' i ''Poison Arrow''
Po tylu latach na scenie wciąż tworzą fantastyczne płyty. Nie wstydzą się sięgać do lat 80., przegrzebywać własną twórczość, aby objawiła im się wizja nowej płyty. Mistrzowie mają lepiej, bo mogą sobie pozwolić na chwilowy postój, nie rozwijać się w konkretnym kierunku, skupić na czymś dobrze znanym i podać to w odświeżonej formie. To jest przywilej gwiazd. Nie ma to jak doświadczenie.
02 - Sunset Rubdown - Dragonslayer
Musy: ''Silver Moons'' i ''Idiot Heart''
Kanadyjski ekspres Sunset Rubdown znów zwraca na siebie uwagę alternatywnego światka. To takie Animal Collective, które jednak rezygnuje z elektroniki na rzecz bardziej tradycyjnych form. Kompozycje brzmią jakby były w pełni zaimprowizowane i napisane bez większego zastanowienia. Główną zaletą ''Dragonslayer'' jest niezwykła dynamika, która buja albumem we wszystkie strony. Również polecam słuchać całości i nie rozbijać tego na krótkie fragmenty. Na DLP nie było żadnej piosenki z tego wydawnictwa, a jednak podium w tym topie jest
01 - Soulsavers - Broken
Musy: ''Death Bells'' i ''Some Misunderstandings''
Niby rock, niby elektronika. Do tego wspaniali goście (Patton, Pierce). Muzyka jednak jakby nie przystająca do mnie. Spokojna, balladowa, niezwykle rozbudowana i tajemnicza. Aspirująca do przedziału z rzeczami progresywnymi. Soulsavers bardzo zmienili się od początku swojej kariery. Z każdym kolejnym dziełem ''nabierają masy'', a obserwatorzy wstrzymują oddech. Chyba się uduszę.