THE LIBERTINES - RUN RUN RUN

Po zeszłorocznym koncercie The Libertines w Polsce stwierdziłem, że byłoby to niezłe nieporozumienie gdyby zespół w takiej formie nie przełożył tej chemii i zgrania w nowy album. Tym bardziej, że przecież chłopaki za dużo tych wydawnictw nie mają. Chwile później pojawiła się informacja, że album jest w zasadzie gotowy i zostały już tylko kwestie post produkcyjne. Pozostało spokojnie czekać i wychodzi na to, że w końcu się doczekaliśmy. „Run Run Run” to trochę inny powrót od tego z przed ośmiu lat, kiedy usłyszeliśmy pierwszy raz „Gunga Din”. Tam z klasą przypominali wszystkim, że wracają i niech dzieje się co chce. Była to jakaś nowa jakość w muzyce zespołu. Tutaj w „Run Run Run” wszystko jest trochę prostsze, na pewno bardzie energiczne, za to z cudownym powiewem młodzieńczych lat i początków zespołu. Świetnie odwzorowują tutaj energię i atmosferę, która panowała na jubileuszowej trasie „Up the Bracket”. Jest miejsce i publika dla takiego grania, na powrót jest w tym wszystkim sens.


3RD SECRET - DITCH

Pierwszy album 3rd Secret był nie lada niespodzianką dla fanów sceny z Seattle. Od razu pojawiły się pytania czy to jednorazowy projekt czy może jest nadzieja na coś więcej. Okazało się, że nie musieliśmy długo czekać i po roku ukazał się nowy album projektu. Nie jest to muzyka, która zawojuje listy przebojów, ale dla znawców tematu jest to na pewno smakowity kąsek. Rewelacyjnie jest znowu posłuchać gitary Kima Thayil’a z perkusja Matt’a Camerona i do tego basem Krista Novoselica. Genialnie wypada też wspólny wokal dwóch wokalistek Jillian Raye oraz Jennifer Johnson. Tak jak dla muzyki Alice In Chains zawsze pasowały dwa głosy, tak i tutaj idealnie się to sprawdza. „Ditch” to kawał solidnego i klimatycznego grania, które tak jak mówiłem nie podbije list przebojów, ale na przykład dla fanów Soundgarden to pozycja obowiązkowa.