ku3a napisał(a):graty Raków!!
Dzięki
Trochę czasu minęło, ale jednak chcę napisać dłuższy komentarz.
Piękny to był dzień. Sama podróż do Warszawy była czymś niezwykłym. Sznury samochodów i autobusów sunące autostradą w kierunku stolicy, szaliki powiewające z szyb, klaksony, pozdrowienia, stacje benzynowe pełne uśmiechniętych ludzi w czerwonych barwach. W powietrzu czuć było coś trudnego do opisania.
Wejście na stadion godzinę przed meczem, żeby poodychać atmosferą - Narodowy niezmiennie robi nieprawdopodne wrażenie. Sektor neutralny, ale oczywiście czerwony (Choć znalazło się tam też kilka niebieskich akcentów, ale oczywiście bez żadnej złej krwi, co najwyżej życzliwe złośliwości), na wysokości bramki, do której Ivi... ale o tym potem.
Czuć było wielkie święto. Rodziny z dziećmi, myślę że dla wielu z tych dzieciaków ten dzień może być początkiem wielkiej życiowej przygody. I stopniowo zapełniająca się czerwona ściana za bramką Rakowa, to robiło kolosalne wrażenie.
(I nie wiedzieliśmy, co dzieje się po drugiej stronie, nie docierały żadne informacje, odcięliśmy się od nich. O wielkim grillu poznańskich pikników pod stadionem dowiedzieliśmy się dopiero potem. Nigdy nie pojmę co jest w głowach ludzi, którzy jadą setki kilometrów na najwazniejszy mecz swojej drużyny, a potem decydują, że jednak nie wchodzą. Że znane od dawna zasady są ważniejsze od wsparcia i zostawiają swój zespół na pastwę losu. Oni ten mecz i tak by przegrali, ale pewnie nie tak łatwo. Tracisz bramkę, spuszczasz głowy, przed sobą masz kilkunastotysięczną czerwoną ścianę, za sobą nie masz nikogo. Łapiesz kontakt, potrzebujesz żeby ktoś cię poniósł dalej, ale stadion niesie tylko drugą stronę. Bo banda debili nie pozwoliła wejść nawet rodzinom z dziećmi. I zupełnie nie wiem, skąd bierze się ta arogancja, poczucie niczym nieuzasadnionej wyższości, opluwanie w Internecie kibiców Rakowa. Mogę się tylko domyślać. Piłka uczy pokory jak nic, i czasami żeby docenić miejsce, w którym się jest trzeba przejść swoją drogą krzyżową od IV ligi - jak Raków, Pogoń, Widzew czy ŁKS. Ale można też oczywiście w momencie upadku klubu zrobić fiku miku z Amiką i teraz udawać, że ma się 100 lat.)
Ale wróćmy do meczu. Oprawa, wyjście, hymn, ciary jak zawsze. Szybka bramka, euforia, obcy ludzie rzucają się sobie w ramiona. Po drugim golu to samo, ale dwa razy mocniej. I w oczach wielu ludzi niedowierzanie, że to się dzieje naprawdę. Na Stadionie Narodowym. Raków jest o krok od Pucharu Polski, drugiego z rzędu, ale pierwszego z kibicami.
Po przerwie zrobiło się nerwowo, Lech strzelił bramkę i mocno przycisnąć, ale gdy przytrafił im się pierwszy moment kryzysu, to Raków nie miał litości. Jedna akcja, niezawodny kocur z Hiszpani i totalne szaleństwo na trybunach. I już bylo jasne, że nic złego nie może się tego dnia wydarzyć. Totalna kontrola i czekanie na ostatni gwizdek.
A po nim... Z naszych sektorów nikt nawet nie pomyślał, by wyjść ze stadionu. Czekanie na dekorację, na fetę, na radość z kibicami. Niesamowite chwile, chciało się, by to się nie kończyło..
A powrót... kilkudziesięciometrowe kolejki na każdej stacji benzynowej, puste lodówki w nich, śpiewy i radość. Na taką noc Częstochowa i okolice zasłużyły, w ten dzień było to widać bardzo mocno.
---
A dziś... jest dziś. Jest żal, ale nie smutek. Jest złość, bo niestety oglądałem derby Poznania i mogę tylko powtórzyć za klasykiem: "cała Polska widziała". Bierność obrony Warty przy obu bramkach zatrważająca, a piknik w drugiej połowie... lepiej nie będę się rozpędzał.
Ale oczywiście Raków miał wszystko w swoich rękach, i wypuścił to tydzień temu. Kryzys kiedyś musiał przyjść, ale gdy przegrywa się pierwszy mecz w 2022 roku i to oznacza utratę szansy na mistrzostwo, to jednak trochę przykro. No i czegoś jednak zabrakło, bo jeśli mistrzostwo Polski próbuje się ratować Arakiem i Czyżem... to nie mogło się udać.
Ale przynajmniej będzie jeszcze o czym marzyć.
A takich chwil... nie zabierze już nikt.