Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
2000s - top 50
AKT! Offline
jegomość
*****

Liczba postów: 24 587
Dołączył: May 2008
Post: #61
RE: 2000s - top 50
nie wiedziałem w sumie, czy spodziewać się animal collective tutaj, ale cieszę się, że jest i że jest właśnie w tym wydaniu, bo opinie dotyczące ich dyskografii wydają się dość podzielone; przyznaję ci zresztą też rację względem opisu

no boris to jest petarda! trochę mi swego czasu wybuchła w ręce i chyba się sparzyłem, ale nadal są na moim celowniku

to ciekawe, że piszesz o smithie akurat przy "illinoise", bo ja bym akurat tego tak nie połączył; "carrie & lowell" jeszcze tak, ale tutaj to dość dalekosiężne porównanie

o arcade fire już kiedyś pisaliśmy; lubię tę płytę, ale ani mnie nie zafascynowała, ani jej specjalnie nie poczułem, więc u mnie arcade fire nie będzie, ale totalnie rozumiem ten wybór

strokesów uwielbiałem dawno dawno dawno, bardziej singlowo niż płytowo, ale już trochę o nich zapomniałem; "is this it" wtedy rzeczywiście utorowało drogę całej fali podobnego grania, ale wcale nigdy nie byłem przekonany o jednoznacznej wyższości tej płyty nad ich kolejnymi; tamte po prostu były kolejne, takie odnoszę wrażenie

— ——————
—— ——— ——————
————— ———————
————
— ————— — ——
———
04.02.2022 11:10 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Dyfeomorfizm Offline
ajatollah
*****

Liczba postów: 1 076
Dołączył: Oct 2020
Post: #62
RE: 2000s - top 50
(04.02.2022 11:10 AM)AKT! napisał(a):  to ciekawe, że piszesz o smithie akurat przy "illinoise", bo ja bym akurat tego tak nie połączył; "carrie & lowell" jeszcze tak, ale tutaj to dość dalekosiężne porównanie
dla mnie cała twórczość sufjana brzmi jak elliott w bardziej barokowym i monumentalnym wydaniu; co oczywiście nie jest zarzutem, bo gdybym robił top wykonawców to obaj panowie walczyliby o podium
04.02.2022 11:21 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
AKT! Offline
jegomość
*****

Liczba postów: 24 587
Dołączył: May 2008
Post: #63
RE: 2000s - top 50
ja dostrzegam podobieństwa, ale jednak nigdy nie stwierdziłbym czegoś w tym stylu; nawet jeśli sufjan niewątpliwie ma podobny sposób ekspresji wokalnej, to choćby ten kosmos z "age of adz" czy tym bardziej jego instrumentalne zabawy to w ogóle nie jest smith

— ——————
—— ——— ——————
————— ———————
————
— ————— — ——
———
04.02.2022 01:01 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Dyfeomorfizm Offline
ajatollah
*****

Liczba postów: 1 076
Dołączył: Oct 2020
Post: #64
RE: 2000s - top 50
faktycznie przeszarżowałem z całą twórczością, bo "age of adz" i ambientowe rzeczy nie są zbyt elliottowskie, ale "michigan", "seven swans" i "illinois" to jest dokładnie ten sam rodzaj ubierania myśli w słowa, szeptanego wokalu co jakiś czas przeradzającego się w ekspresyjny falset i generalnie kontynuowanie doktryny smitha, z tym że przeniesionej w bardziej rozbudowane instrumentalnie rejony
04.02.2022 01:50 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Dyfeomorfizm Offline
ajatollah
*****

Liczba postów: 1 076
Dołączył: Oct 2020
Post: #65
RE: 2000s - top 50
05. Fleet Foxes "Fleet Foxes" (2008)

[Obrazek: 2000s50.jpg]

fleet foxes zadebiutowali albumem zawieszonym w czasie, ewokującym jednocześnie aurę średniowiecznej osady, amerykańskiego siedemnastowiecznego miasteczka i wielkiego skandynawskiego lasu położonego z dala od wszelkich śladów cywilizacji; ta anturażowa żonglerka została jednak osadzona na solidnych fundamentach - prześlicznych harmoniach wokalnych kojarzących się z beach boysami i 60sowymi bardami, subtelnie budowanym nastroju i synergii wokalu i instrumentów, co i rusz wychodzących na pierwszy plan, by po chwili oddać pole do popisu pełnym emocji słowom; aranżacyjne zależności przepełnione są bezlikiem pozytywnej energii i kojącym ciepłem, które jest bardzo potrzebne, szczególnie w obliczu tak rozdzierających tekstów jak "he doesn't know why", bazujący na niedopowiedzeniach, najpiękniejszy, najsmutniejszy utwór na płycie; niewiele ustępuje mu najbardziej przebojowy "white winter hymnal" i trącący americaną "tiger mountain peasant song"; debiutancki krążek zespołu z waszyngtonu sprawił, że poszukiwanie własnej tożsamości stało się głównym zadaniem aspirujących do ponadczasowej wielkości muzyków - ciężko sobie wyobrazić, by bez mistycyzmu "fleet foxes" intymność aż tak zdominowała songwriterstwo następnej dekady



04. Björk "Vespertine" (2001)

[Obrazek: 2000s46.jpg]

cztery lata, które dzielą "vespertine" od "homogenic" björk wykorzystała do niemal całkowitego zrewolucjonizowania swojego brzmienia; aby to unaocznić, płyta rozpoczyna się od znakomitego "hidden place", mocno kojarzącego się z wieńczącym poprzedni krążek "all is full of love"; kolejne utwory przechodzą jednak płynnie w kierunku elektroniczej awangardy - introspektywnym tekstom towarzyszą potęgujące chłodny nastrój glitche, co wytwarza ambientową przestrzeń, na której co jakiś czas rozbrzmiewają budujące romantyczną aurę instrumenty takie jak harfa czy czelesta; album siłę czerpie jednak przede wszystkim z przepełnionych dramaturgią wokali - nakładanie się prześlicznych motywów smyczkowych z wręcz anielskimi chórkami i ogólnym lodowatym nastrojem tworzy mieszankę wybuchową, która zresztą niejednokrotnie eksploduje; największe ciśnienie panuje w emocjonalnym "pagan poetry", najlepszym utworze w dorobku islandzkiej wokalistki, głównie z uwagi na przejście z podstawowej części do poruszającego lamentu a-capella i następującego po nim pół-dialogu między chórkiem a bezradną wokalistką; "vespertine", mimo eksperymentowania, nie ucieka od piosenkowej formy, z tym że posiada znacznie lepszą produkcję niż 90sowe albumy björk, będąc też najbardziej intymnym i świadomym dziełem w jej karierze; choć w momencie wydania płyta spotkała się z mieszanymi recenzjami, dziś nie ma wątpliwości, że to przełomowe stadium wizjonerstwa, na które ówczesna publika nie była gotowa



03. D'Angelo "Voodoo" (2000)

[Obrazek: 2000s49.jpg]

d'angelo przywitał nowe tysiąclecie albumem wieńczącym wysiłki soulquarians, kolektywu dążącego do ocalenia, propagowania i dostosowania do nowoczesnych standardów kanonicznych brzmień czarnej muzyki; "voodoo" opiera się na soczystych, funkujących liniach basu i doskonale przestrzennej produkcji; całość nabiera dużo bardziej wyrafinowanego charakteru niż wydany pięć lat wcześniej "brown sugar", nie tracąc jednak jego melodyjności; prawie każdy kawałek został nagrany na żywo bez korzystania z zaawansowanej obróbki, co dodaje dźwiękom naturalności i wydobywa z tej neo-soulowej, perfekcjonistycznej estetyki dzikość, namiętność i psychodelię; "voodoo" ani na moment nie przestaje być skoncentrowane na chwili obecnej, pozwalając poczuć ulatniający się zewsząd zapach marihuany, kropelki potu wywołane słonecznym żarem i wielkomiejski zgiełk obserwowany zza szyby; pochodzący z wirginii muzyk od zawsze wychodził z założenia, że nie ma sensu dzielić się z publiką dziełami niebędącymi w każdym calu arcydziełem, wskutek czego kolejny album wydał po prawie piętnastu latach; d'angelo nie musi jednak robić nic, by utrwalać swój wizerunek wizjonera i proroka nowego pokolenia czerpiącego z niego garściami - "voodoo" oddziałuje na emocje i dostarcza czystej rozrywki, jak w "untitled (how does it feel)", ale pozostaje przy tym dziełem głęboko intelektualnym, wielowątkowym i świadomym; także gdy prawi się peany na cześć franka oceana, tylera, the creatora i wielu wielu innych, należy pamiętać, że to właśnie tu wszystko się zaczęło



02. Electric Wizard "Dopethrone" (2000)

[Obrazek: 2000s47.jpg]

po przełomowym dla całego doom metalu "come my fanatics...", członkowie electric wizard skupili się głównie na zażywaniu narkotyków; okazuje się jednak, że może być to całkiem twórcze zajęcie, gdyż wydany trzy lata później "dopethrone" stanowi raczej niekwestionowanie największe arcydzieło w obrębie całego gatunku; bardzo wolne tempo i stłumiony, psychodeliczny, schowany za przepotężnym brzmieniem przestrojonych do granic gitar wokal wydobywają całe pokłady agresji i brudu, czego zasługę można przypisać potęgującej szorstkość produkcji; "funeralopolis", choć emanuje furią, zachowuje pewną dozę melodyjności; "weird tales" składa się z trzech części, w trakcie których hipnotyzuje i pozwala zachować balans między okultystycznym natarciem a momentami wyciszenia; "barbarian" oraz "i, the witchfinder" wyróżniają się bodaj najdoskonalszą na płycie sekcją rytmiczną i rozmytymi liniami basu; emanacją tego szalenie ciężkiego klimatu jest jednak wieńczący krążek utwór tytułowy, będący bliżej szatana niż 90% blackmetalowych wizjonerów; ciężkie riffy stworzyć może każdy w miarę rozgarnięty gitarzysta, dużo trudniej nadać im transgresywną moc - electric wizard tego dokonali, a enigmatyczność tekstów jedynie pogłębia owe wrażenie



01. Radiohead "Kid A" (2000)

[Obrazek: 2000s48.jpg]

słuchaczowi rozpoczynającemu przygodę z radiohead sukces "kid a" może wydawać się delikatnie mówiąc dziwny; o ile gołym okiem łatwo dostrzec geniusz grupy na poprzednich albumach - w łączącym gitarowy rock i psychodeliczny pop "ok computer" i w ocierającym się o shoegaze "the bends" - tak ich następca nie tylko kompletnie ucieka od ustalonego w latach 90. brzmienia, ale wręcz zdradza miłośników rocka, porzucając gitarę na rzecz zabawy elektroniką; "kid a" nie zawiera też zbyt wielu łatwo zapamiętywalnych momentów; wprawdzie "everything in its right place" i "optimistic" są tego bliskie, ale ponad wszelką wątpliwość nie są utworami emanującymi piosenkowością; siła albumu kryje się jednak właśnie w awangardzie - eksperymentalne "the national anthem" i przede wszystkim najmocniejszy "idioteque" spajają elektronikę z dęciakowo-smyczkową improwizacją; zabiegom tym towarzyszy rozmyty wokal i aura wszechobecnej tajemnicy; w rezultacie "kid a" z dziwnego szybko zaczyna jawić się jako transcendentny, oniryczny i delikatny; skoncentrowanie się na oddaniu rozmytego uczucia ewoluującego na przestrzeni kolejnych utworów w nieuchwytne wrażenie i związane z tym odrzucenie prostych riffów pozwala sądzić, że to właśnie ten album wieńczy erę muzyki rozrywkowej zapoczątkowaną przez beatlesów, rozpoczynając z przytupem trzecie tysiąclecie

08.02.2022 03:48 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
AKT! Offline
jegomość
*****

Liczba postów: 24 587
Dołączył: May 2008
Post: #66
RE: 2000s - top 50
cztery fantastyczne płyty i radiohead xD

— ——————
—— ——— ——————
————— ———————
————
— ————— — ——
———
08.02.2022 05:41 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Dyfeomorfizm Offline
ajatollah
*****

Liczba postów: 1 076
Dołączył: Oct 2020
Post: #67
RE: 2000s - top 50
nie da się temu zaprzeczyć
08.02.2022 05:57 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
kajman Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 40 383
Dołączył: Jun 2007
Post: #68
RE: 2000s - top 50
Dyfeomorfizm napisał(a):Björk "Vespertine" (2001)
Czyli jednak to. Przed moim top 15 obstawiałem Beirut lub (w drugiej kolejności) jedną płytę, która jeszcze się pojawi u mnie.
Dyfeomorfizm napisał(a):cztery lata, które dzielą "vespertine" od "homogenic"
Widzę, że pominąłeś kapitalne moim zdaniem Selmasongs, które są soundtrackiem, ale doskonale wpisują się w drogę od H do V.
08.02.2022 07:47 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości