Hey w Stodole. Wczoraj.
Bardzo dużo ludzi, co nawet Kaśka zauważyła (że może nigdy tyle nie było na nich w Stodole). Mimo to dość luźno, może dlatego że nieco dalej stałem, a może dlatego że był to dość spokojny koncert. Z racji na materiał ofkoz.
Krótko:
Support ciekawie grał, ale słabą wokalistkę miał, co mnie skłoniło do "siednięcia" sobie gdzieś z piwkiem. Hey wszedł na scenę dość późno (21:50) i niestety to nie była pierwsza zła wiadomość. Druga zła wiadomość była taka, że dość krótko niestety grali (80minut, plus około 15 minut bisów (missy seepy, Je-łe i Luli lali). Trzecia taka, że zagranie całej nowej płyty w jednym bloku na początku koncertu było chyba średnim pomysłem, bo z racji na jej charakter, to wyszaleć się niespecjalnie dało. Jeśli ktoś chciał szaleć ofkoz, bo do wykonania nie można się nic przyczepić, a efekty wizualne nadały koncertowi fajnej atmosfery. Na "Vanitas" (ciekawe - początek zagrany "z taśmy", zespół stopniowo wchodził na scenę, i dopiero ładnie pohulał na końcówce, super wydłużonej, Kaśka na scenie dopiero od drugiego kawałka) były nawet lekkie ciarki na plecach. CO tu dużo mówić - wysoki poziom wykonawczy i dobre zagranie albumu, aczkolwiek bez większych zmian w stosunku do płyty. Gościnnie pan Zalewski na klawiszach, który sam z Kasią został na ostatni kawałek i wspólnie z nią zaśpiewał go.
No i tu nastąpiło ogłoszenie, że płyta zagrana i możemy grać stare kawałki, na co publika, zapewne nieco zniecierpliwiona stonowanym nastrojem zareagowała gromkim "Yeeeee!"
Ale w kwestii zmian w aranżach - no od tego momentu można powiedzieć krótko - REWELKA! To, co zrobili z "Heledore babe" (szybko zagrane, coś jak "Dreams" na "Unplugged", tylko mocniej), "Antibą" (motoryczny, mocny, rytm "na raz"), albo "Że" -
. Po prostu nie szło rozpoznać tych kawałków, dopóki nie wszedł wokal (przy "Że" jakimś cudem udało mi się zgadnąć, że to "stukanie" na klawiszach, to ten riff, który gitara gra normalnie
)! Wszystko miało zdjęte sporo przesteru z gitar, "staroświecki" bas, "echowe, sztuczne" bębny, ogólnie brzmienie z najnowszej płyty zostało utrzymane. No i jeszcze były kawałki, które bardzo rzadko słyszę (np. "Cudownie" - po raz pierwszy w życiu na koncercie!, "Wczesna jesień"), płytami to "echosystem" (wspomniane Luli lali, W imieniu dam), "music music" (muka!, wspomniane missy seepy), sporo z "?" (te wyżej już wymienione), "sic!" (oprócz "Antiby" jeszcze "Cudzoziemka w raju kobiet"). Jeśli dorzucić cover PJ Harvey (także w bisach, zapomniałem o nim) to już chyba wszystko.
Jak widać - mocno "antyprzebojowa", "alternatywna" setlista. I takiż koncert. Może dla tych, którzy chcieli poszaleć, to nie bardzo, ale muzycznie - naprawdę spoko, a z dużym plusem dla nowych wersji (czyli coś, o czym niedawno marudziłem, że mało zmieniają). No i tylko z dużym minusem na rzecz długości koncertu (albo to może ja już jestem rozpieszczony przez te 3h koncerty Comy
).
Poza tym zespół wyraźnie bawił się koncertem, po początkowym stresie widać było niezły feeling u wszystkich chyba (albo za daleko stałem). Natomiast - pan kierowca Edzio z lewej strony sceny, praktycznie za kulisami - gwiazda wieczoru! (i największe brawa pod koniec dostał
).
No to tyle. Najbliższe plany, nie wiem czy do zrealizowania - Żywiołak (dlaczego zawsze w czasie sesji?
), Coma i Gaba Kulka. Myslovitz niestety odpadł, choć bilety już miałem
.