Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
MOJA LISTA notowanie 451(261) - 23.08.2019
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 500
Dołączył: Mar 2008
Post: #1
MOJA LISTA notowanie 451(261) - 23.08.2019
NOTOWANIE 451(261)

  1. 02 11 PERRY FARRELL - PIRATE PUNK POLITICIAN
  2. 03 10 LANA DEL REY - DOIN' TIME
  3. 01 12 THE RACONTEURS - HELP ME STRANGER
  4. 06 06 PERRY FARRELL - MACHINE GIRL
  5. 05 13 NOEL GALLAGHER'S HIGH FLYING BIRDS - BLACK STAR DANCING
  6. 09 09 MILEY CYRUS - MOTHER'S DAUGHTER
  7. 04 14 TAME IMPALA - BORDERLINE
  8. 10 11 BRING ME THE HORIZON - MOTHER TONGUE
  9. 11 10 RAMMSTEIN - RADIO
  10. 07 24 THE SMASHING PUMPKINS - KNIGHTS OF MALTA
  11. 13 08 THE VOIDZ - THE ETERNAL TAO
  12. 08 16 MARK RONSON - LATE NIGHT FEELINGS FEAT. LYKKE LI
  13. 14 08 THE BLACK KEYS - GO
  14. 15 07 ROBYN - EVER AGAIN
  15. 12 20 THE BLACK KEYS - LO/HI
  16. 18 07 BLINK-182 - BLAME IT ON MY YOUTH
  17. 19 05 JUST MUSTARD - FRANK
  18. 20 22 ALICE IN CHAINS - RAINIER FOG
  19. 21 05 ELLIE GOULDING - SIXTEEN
  20. 17 21 ILLUSION - ŚLADEM KRWI (FEAT. LITZA)
  21. 23 04 PVRIS - DEATH OF ME
  22. 16 16 CAGE THE ELEPHANT - NIGHT RUNNING
  23. 24 36 MARK RONSON - NOTHING BREAKS LIKE A HEART FT. MILEY CYRUS
  24. 26 37 LANA DEL REY - VENICE BITCH
  25. NN 01 TOOL - FEAR INOCULUM
  26. 27 04 BANKS - GIMME
  27. 22 24 LANA DEL REY - HOPE IS A DANGEROUS THING FOR A WOMAN LIKE ME TO HAVE – BUT I HAVE IT
  28. NN 01 SLIPKNOT - SOLWAY FIRTH
  29. 30 02 PIDŻAMA PORNO - HOKEJOWY ZAMEK
  30. 29 02 EDITORS - FRANKENSTEIN
    ---
  31. 33 BLINK-182 - HAPPY DAYS
  32. 34 METRONOMY - LATELY
  33. 49 SLIPKNOT - UNSAINTED
  34. 25 CAGE THE ELEPHANT - READY TO LET GO
  35. 28 KORN - YOU'LL NEVER FIND ME
  36. 40 IGGY POP - JAMES BOND
  37. 41 CAGE THE ELEPHANT - SOCIAL CUES
  38. 45 LANA DEL REY - SEASON OF THE WITCH
  39. 46 BRING ME THE HORIZON - SUGAR HONEY ICE & TEA
  40. 37 JADE BIRD - LOTTERY
  41. 35 THE BLACK KEYS - EAGLE BIRDS
  42. NN SUM 41 - OUT FOR BLOOD
  43. 43 JEREMY RENNER - NOMAD
  44. 38 MARSHMELLO - HERE WITH ME FEAT. CHVRCHES
  45. 39 DARIA ZAWIAŁOW - SZARÓWKA
  46. NN LANA DEL REY - LOOKING FOR AMERICA
  47. 42 THE RACONTEURS - NOW THAT YOU'RE GONE
  48. 44 SLASH FT. MYLES KENNEDY AND THE CONSPIRATORS - BOULEVARD OF BROKEN HEARTS
  49. NN NOEL GALLAGHER'S HIGH FLYING BIRDS - THIS IS THE PLACE
  50. 47 DARIA ZAWIAŁOW - HEJ HEJ!

O nowościach:

TOOL - FEAR INOCULUM

Na ten album czekaliśmy po prostu za długo, doszło nawet do tego, że chyba tak naprawdę wcale już nie czekałem. Nigdy nie ukrywałem też, nie do końca przychylnego stosunku do „10000 Days”. To oczywiście zmieniło się poprzez lata i czas, w którym po prostu przyzwyczaiłem się do tego albumu. Wcześniej uważałem, że ten album to w największym skrócie zjadanie własnego ogona. Dziś nie jestem już tak krytyczny, chyba złagodniałem w swoich osądach. Wiadomo życie uczy pokory, zwłaszcza w stosunku do twórczości tak wybitnych muzyków. Z tej perspektywy śmieszą mnie trochę zarzuty co niektórych recenzentów, że „Fear Inoculum” jest wtórne. Myślę sobie, o mój Boże ja ten tekst wygłaszałem już trzynaście lat temu, kiedy wychwalaliście „10000 Days”. Dziś z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że to nowe nagranie w pełni mnie satysfakcjonuje. To w gruncie rzeczy kwintesencja Tool’a. Zaczyna się spokojnie od charakterystycznych dla stylu zespołu basowych uderzeń, stukań. Potem wchodzi gitara Adama Jonesa i wszystko zaczyna być jasne. Następnie piosenka w bardzo progresywnym stylu rozwija się niemal jak klasyczna suita. Wszystko zaś spaja genialny jak zwykle Maynard. Może brakuje tu trochę bardziej zdecydowanego momentu kulminacyjnego, a może dokładnie taki był zamysł, aby złamać klasyczną formułę zespołu, której wszyscy się spodziewali. Tak czy inaczej tej muzycznej opowieści można słuchać niemal bez końca i odkrywać nowe smaczki, a to samo w sobie jest już wartością.


SLIPKNOT - SOLWAY FIRTH

Naprawdę długo przyszło nam czekać na nowy album Slipknot’a, ale jak się okazało naprawdę było warto. Poprzedni krążek zespół „5: The Gray Chapter” nie był słaby, ale czegoś na nim brakowało. Zespół pomimo wielkich starań nie zbliżył się do swojego wysokiego poziomu, który na „We Are Not Your Kind” można usłyszeć od razu. „Solway Firth” to doskonały przykład na potwierdzenie powyższej tezy. Tytułowe Solway Firth to zatoka na pograniczu Anglii i Szkocji, w północnej części Morza Irlandzkiego, co prawdopodobnie odnosi się do pochodzenia Corey Taylor oraz specyficznego akcentu, który można usłyszeć w jego głosie w tym nagraniu. Muzycznie jest zaś absolutnie świetnie. Odnajdziemy tutaj agresywność i energię z czasów albumu „Iowa” oraz melodyjne wycieczki, które przywodzą na myśl najlepsze momenty „Vol 3.:(The Subliminal Verses)”. Na taki album czekałem i teraz słucham sobie na okrągło, a dzieje się tam o wiele więcej, o czym już niedługo będę miał jeszcze okazję coś powiedzieć.
28.08.2019 07:37 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 500
Dołączył: Mar 2008
Post: #2
RE: MOJA LISTA notowanie 451(261) - 23.08.2019
METALLICA – STADION NARODOWY 21.08.2019 r.

Tak, byłem na krakowskim koncercie w zeszłym roku, ale uznałem, że chce zobaczyć to wszystko jeszcze raz. Przypilnowałem sprzedaży biletów i prawie rok czekałem na kolejny występ swojego ulubionego zespołu. W tym czasie tyle się wydarzyło! Cała masa nowej muzyki i ekscytujących koncertów, a Metallica cały czas promuje „Hardwired...To Self-Destruct”. Do tego albumu wracam oczywiście bardzo często, ale przed samym koncertem postanowiłem trochę przystopować, aby na samym koncercie poczuć energie tych kompozycji jeszcze bardziej.

Występ zaplanowany był na 20.15, ale okazało się, że musieliśmy trochę poczekać i pierwsze dźwięki „The Ecstasy of Gold” usłyszeliśmy dopiero pół godziny później. I tu trzeba od razu nadmienić, że wrażenia wizualne w znacznym stopniu potęgują dreszczyk emocji. Na ogromnych telebimach arcydzieło Sergio Leone „The Good, the Bad, and the Ugly” i wszyscy dokoła wlepieni w sceną, na której za chwilę ma pojawić się czwórka muzyków. Koncert rozpoczyna puszczone z taśmy intro „Hardwired”, które płynnie przechodzi w prawdziwy metalowy spektakl. Trzeba przyznać, że pięknie rozpoczynają się te koncerty na tej trasie. Ta mocna i piekielnie agresywna piosenka idealnie nadaje się do tego, aby w mgnieniu oka przedostać się w pobliże głównej sceny i po paru minutach morderczej zabawy w spokoju podziwiać Marianne Faithfull na ogromnych telebimach. Tak „The Memory Remains” to powrót do moich młodych lat i zarazem piekielnie dobra piosenka. Chodź pochodzi z płyty niespecjalnie dobrze przyjętej przez krytykę i fanów, to jednak moc i przebojowość tego riffu oraz wyliczanki Jamesa od lat jest niezmienna. Tak samo jak fantastyczne wstawki Marianne, które wszyscy mogą sobie wyśpiewać na żywo. Z głównej sceny w stronę publiczności zostały poprowadzone dwa pomosty łączące się na końcu. Szczęśliwcy, którzy dostali się do środka tego trójkąta mieli prawdopodobnie najlepsze miejsca do obserwowania tego koncertu. Z drugiej jednak strony muzycy przez cały wieczór grali odwróceni do nich plecami ilekroć pojawiali się na tych pomostach. A trzeba przyznać, że działo się tak w przeważającej większości wykonań tego dnia. Dlatego ja ze swojego miejsca, gdzie zabawa trwała w najlepsze byłem niezmiernie zadowolony przynajmniej pod względem tego co mogłem zobaczyć. Co chwila James, Kirk albo Rob, pojawiali się przed dwoma mikrofonami na końcu prawej strony pomostu, a ja miałem ich na wyciągnięcie ręki. Tak to piękne i niezapomniane przeżycie i choćby tylko z tego powodu warto było pojechać do Warszawy. Niestety nie wszystko jest na tym świecie różowe i muszę uczciwie przyznać, że nagłośnienie tego dnia nie było najlepsze. Od początku dudniące basy i jakieś pogłosy przeszkadzały w prawidłowym odbiorze muzyki. Szczególnie było to słychać w „The Four Horsemen”, szybkim dynamicznym numerze, gdzie wysokie partie gitary prowadzącej Kirka cały czas były przygłuszane mocnym pogłosem basu. Dużo lepiej wypadło „Harvester of Sorrow”, gdzie ta moc i ciężki riff pozwoliły realizatorom koncertu na okiełznanie sytuacji. Te wszystkie problemy realizacyjne nie mogły nam jednak zabrać dobrej zabawy. I trochę w myśl zasady, nie do końca słyszę co grają, ale przecież zam to na pamięć i mogę sobie dośpiewać bawiliśmy się pod sceną do upadłego. Muszę tu podkreślić, że ludzie zgromadzeni w miejscu, w którym stałem naprawdę rozkręcili imprezę, do czego zresztą swoje trzy grosze dołożyłem. Nie ma się co potem dziwić, że to w naszym kierunku James chciał potem najczęściej śpiewać i posyłać swoje pozdrowienia. Na metalowym koncercie to trzeba się umieć bawić, a nie tylko stać i patrzeć jak ciele na malowane wrota. I pod tym względem Warszawa się nie zmienia i nieustannie jest do bani. Niemal każdy koncert w tym mieście to totalna porażka publiczności. Po tych wszystkich perypetiach związanych z akustyką „The Unforgiven” było prawdziwym wybawieniem. Może wolałbym, aby Metallica pominęła te klasyki z czarnego albumu i zastąpiła je czymś na przykład z „Death Magnetic”, ale koniec końców trzeba przyznać, że jest to kawał dobrego granie, a solówka Kirka zawsze wywołuje uśmiech na moich ustach. Szkoda tylko, że wyjścia z tych solówek są robione trochę po macoszemu i strasznie upraszczane. Następnie przeszliśmy do konkretów, czyli dwóch najbardziej czadowych kompozycji z „Hardwired”. Potężne „Now That We're Dead” i szalone „Moth Into Flame” zabrzmiały naprawdę cudownie. Jak dla mnie to Metallica mogłoby grać w zasadzie tylko te nowe piosenki. Szkoda co prawda, że na scenie nie ma już tych dużych kotłów, w które zespół dudnił w środkowej części „Now That We're Dead”, to mogłoby jeszcze bardziej podgrzać atmosferę i urozmaicić występ. No i „Moth Into Flame” w Krakowie to była prawdziwa magia, tutaj w warunkach stadionowych odtworzenie świetlików, które latały po scenie chyba nie byłoby możliwe. Tak czy siak, wszystko zabrzmiało bardzo dobrze, ludzie śpiewali i bawili się jak szaleni, a sama akustyka w zdecydowany sposób się poprawiła. I to ważne, bo dzięki temu „Sad but True” zabrzmiała mocno i soczyście, chyba nawet lepiej nić w Krakowie. W tym miejscu nastąpiły zwyczajowe popisy solowe Rob’a i Kirka, po których przyszedł czas na długo wyczekiwaną niespodziankę, ale zanim o tym to kolejny raz pojawiły się podczas solówki Roba jakieś niepojęte problemy z akustyką. To było nie do zniesienia. Zaczął od „Pulling Teeth” prowadząc solo do „ManUNkind” i „Orion”, ale czy my to naprawdę słyszeliśmy? Raczej tępe dudnienie i domyślanie się, co On tam gra.

Wszyscy zastanawiali się, co też dzisiaj Metallica zagra specjalnie dla polskich fanów w Warszawie. Ja obstawiałem Niemena i nie pomyliłem się, to było po prostu oczywiste. A skoro „Sen o Warszawie” sprawdza się na Łazienkowskiej, to tutaj było to logiczne posunięcie i ktoś naprawdę dobrze chłopakom podpowiedział. Piosenkę lubię, choć to nie moje miasto i jestem kibicem Wisełki Kraków… I może na tym poprzestanę w tym miejscu (cały czas czekamy na zaległy mecz o superpuchar, który miał inaugurować otwarcie narodowego). Rob bardzo ładnie śpiewał.

Rok temu liczyłem bardzo mocno na „The Day That Never Comes” i się nie doczekałem, a wiec nie trudno sobie wyobrazić jak bardzo ucieszyłem się z tej pozycji na setliście. Dla mnie jest to absolutnie świetne nagranie, które dziesięć lat temu przywróciło Metallice blask i świetność porównywalną z najlepszym okresem zespołu w latach osiemdziesiątych. Okazało się, że tak jak ja czuje i myśli wielu, bo wokalne wsparcie z publiczności było podczas całego utworu oszałamiające. Następnie trochę niespodziewanie zespół zagrał „St. Anger”! Tyle złego powiedziano już o tym albumie, a jednak samo „St. Anger” ma niezwykłą moc. Potężny riff z drop C i specyficzna perkusja to oczywiste znaki rozpoznawcze tego utworu, ale ponad to sama melodia i refren Jamesa są wściekłe i tą moc można jeszcze bardziej odczuć, gdy zespół wykonuję ją na żywo. Niezwykle ciepło został przyjęty kolejny klasyk zespołu „One”, wybuchy min, strzały, helikoptery w oddali, a w tle nieśmiertelne dźwięki ponadczasowej kompozycji. Na ekranie czerwone wizualizacje z trupimi czaszkami i wojną w tle. Wszystko to razem robiło piorunujące wrażenie. Taka oprawa koncertu musi budzić emocje. Na zakończenie tej części występu usłyszeliśmy jeszcze cream de la cream Metallici, czyli „Master of Puppets”. Było to piorunujące wykonanie, gdzie w warunkach możliwości technicznych i sceny, która dawała bliski kontakt z publiczności James mógł co chwila odwracać mikrofon w naszą stronę. Pamiętam dobrze chorzowski koncert zespołu z 2008 roku i tam Master, Master niosło się jak echo, tutaj, już tak dobrze nie było, ale pod względem technicznym i ogólnej reakcji publiczności (śpiewania od dechy do dechy) na pewno było lepiej.

Po krótkiej przerwie zespół przeszedł na początek podestu, ni stąd ni zowąd pojawiła się tam perkusja Larsa i zespół postanowił z bliższej odległości razem z publicznością powrócić do starych dobrych garażowych czasów. Myślałem, że skoro tak, to usłyszymy coś z „Garage”, ale nie o to dokładnie Jamesowi chodziło. Przywoływał raczej początki kariery, dlatego po chwili usłyszeliśmy „For Whom the Bell Tolls”. Muszę uczciwie przyznać, że był to absolutnie najgorszy moment koncertu. Coś nie tak było z odsłuchami, perkusja grała nie w tępo, bas znowu zaczął dudnić, nikt dookoła mnie nie rozumiał co właściwie się dzieje i wszyscy kręcili głowami z dezaprobatą. To smutne, gdy twój idol odwraca się do ciebie, coś śpiewa i gra, a ty nic nie rozumiesz i nie możesz odpowiedzieć. Tak to niestety, mniej więcej w tym momocie wyglądało. Tak naprawdę cały klasyczny i porywający hit Metallici stracony, no może przydał się akustykowi na to, aby doprowadzić brzmienie do porządku. Bo w następnym utworze „Creeping Death” wszystko wróciło do normy. Powiem szczerze, że w tym momencie występu padałem już trochę z nóg. Na dodatek ludzie wokół mnie rozpoczęli chyba największe pogo jak do tej chwili. Jakoś zawziąłem się w sobie, porozbijałem kilka osób, wykrzyczałem „so let it be written, so let it be done” i bawiłem się dalej. No a koniec w postaci „Seek & Destroy” to była już taka końcówka na dobicie, tak jak to zespół ma w swoim zwyczaju, ale naprawdę było warto, bo po wszystkim pozostaną wspomnienia.

Tak skończyła się podstawa część występu, a na bis musieliśmy trochę poczekać. Tak jak można się było spodziewać usłyszeliśmy jeszcze czadowe „Spit Out the Bone”, nieśmiertelne „Nothing Else Matters” oraz ten największy przebój zespołu, czyli oczywiście „Enter Sandman”. Fajny bis, wszyscy dokoła bawili się świetnie, trochę pooglądałem sobie trybuny dookoła na „Nothing Else Matters” i muszę przyznać, że fajnie jest zobaczyć tylu fanów zespołu w Polsce.

Koncert trwał dwie i pół godziny, były lepsze i gorsze momenty, pod względem materiału bardzo przekrojowo, tym razem nie udało mi się złapać piórka. Tak czy inaczej to Metallica i zawsze warto spędzić czas w takim towarzystwie. Jak powiedział James jesteśmy wielką rodziną, pomimo różnic dzielimy wspólną pasę, którą jest oczywiście Metallica.


GHOST

Gdy ogłoszono całą trasę Metallici i dowiedziałem się, że suportem będzie Ghost od razu zacząłem się zastanawiać jakie kontrowersje wywoła. Okazało się jednak, że główne ośrodki moralności kościelnej w Polsce mają aktualnie na głowie dużo ważniejsze sprawy. Ostatecznie odbyło się bez zbędnych krzyków i o wyznaczonej godzinie Szwedzi pojawili się na scenie.
Koncert rozpoczął się tak jak ostatni album zespołu „Prequelle” od „Ashes” intra wprowadzającego do klimatu muzyki zespołu, a zaraz po twym wstępie „Rats”, czyli można powiedzieć, że koncert rozpoczął się od razu z grubej rury. Ci co mieli się bawić oczywiście się bawili, ale uczciwie muszę przyznać, że spodziewałem się dużo większej frekwencji. Wszak Ghost nie jest zespołem anonimowym, ma całą rzeszę fanów i co najważniejsze przebojów, które udało się zespołowi wylansować na przestrzeni lat. I mniej więcej wokół tych przebojów skonstruowana była setlista, a dodatkowo zdarzały się takie piosenki jak „Absolution” z przedostatniego album. Podczas tego utworu, gdy opadły emocje po „Rats” zrozumiałem, że będzie to świetny koncert, ale z dużym nagłośnieniowym problemem. Najkrócej rzecz ujmując nie rozwodząc się nad szczegółami, realizacja nagłośnienia nie była najlepsza. Usłyszeliśmy wielkie przeboje „Ritual”, „From the Pinnacle to the Pit, „Faith” i „Cirice”. Na ten kawałek czekałem z największą niecierpliwością. Jest to bezsprzecznie jeno z największych osiągnięć zespółu. Mocny potężny riff, niemal mistyczna melodia oraz wciągający i przenikający tekst. Do tego jeszcze ten teledysk Roboshobo. Obawiałem się, że na żywo utwór nie wybrzmi tak mocno, zwłaszcza po przetasowaniach w ekipie Tobiasa Forge’a, ale okazało się, że nie było się o co martwić. Nowy zespół też zupełnie dobrze sobie ze wszystkim poradził. Nie zabrakło również atrakcji wieczoru, czyli instrumentalnej kompozycji „Miasma” z Papa Nihilem na saksofonie. Z starszych płyt Ghost przypomniał jeszcze „Year Zero” oraz „Mummy Dust”, a na finał zespół zostawił to co najlepsze i pod nóżkę, czyli swoje najbardziej przebojowe piosenki, niemal popowe nagranie „Dance Macabre” oraz genialne „Square Hammer” z Epki „Popestar”.

Naprawdę fajny koncert zważywszy na okoliczności. Tobias biegał po scenie z niesamowitą gracją, wyglądał dokładnie tak jak na teledysku do „Rats”. Tak jakby cały czas ćwiczył to eleganckie przemieszczanie się po scenie i kółeczka z ukłonami. Pod względem muzycznym i wykonania też niemal wszystko perfekcyjnie. Jeżeli ktoś przegapił i przyszedł dopiero na Metallicę to naprawdę ma czego żałować.
28.08.2019 07:39 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
EVENo Offline
Byda rzygoł
*****

Liczba postów: 7 979
Dołączył: Sep 2017
Post: #3
RE: MOJA LISTA notowanie 451(261) - 23.08.2019
Fajna relacja, daję "lajka" Ok

Radio Epsilon
28.08.2019 08:10 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  MOJA LISTA PODSUMOWANIE ROKU 2019 marsvolta 1 742 02.02.2020 08:00 PM
Ostatni post: thestranglers
  MOJA LISTA notowanie 469(265) - 27.12.2019 marsvolta 0 398 31.12.2019 06:02 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 468(265) - 20.12.2019 marsvolta 1 435 29.12.2019 11:27 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 467(265) - 13.12.2019 marsvolta 0 457 26.12.2019 02:12 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 466(265) - 06.12.2019 marsvolta 0 399 22.12.2019 08:16 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 465(264) - 29.11.2019 marsvolta 1 428 18.12.2019 10:44 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 464(264) - 22.11.2019 marsvolta 1 505 11.12.2019 09:36 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 463(264) - 15.11.2019 marsvolta 1 474 28.11.2019 08:27 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 462(264) - 08.11.2019 marsvolta 0 391 20.11.2019 08:26 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 461(264) - 01.11.2019 marsvolta 0 465 15.11.2019 05:00 PM
Ostatni post: marsvolta

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości