Okej, w związku z tym, co parę dni temu napisał Konrad... Tak, próbuję zrozumieć fenomen trapu. I tak, nie udaje mi się. A może inaczej:
rozumiem, ale pojąć nie mogę. I tak, być może jestem już starym prykiem. Aż się dziwię, że Ty się w tym wszystkim Konradzie tak dobrze odnajdujesz.
Mam pewne przypuszczenia skąd popularność trapu i reggaetonu w jego "chłodnej", komercyjnej formie. Oto one:
- promocja w mediach;
- łączące się z pierwszym: celowe spłycanie, a wręcz ogłupianie publiki. Wiem, że ociera się to o teorię spiskową, ale wystarczy porównać muzykę sprzed kilkudziesięciu lat do obecnej. Nawet nie chodzi o manipulowanie społeczeństwem per se, ale o manipulowanie im pod względem kulturowym. Co ciekawe, tak zwana elita raczej słucha innych rzeczy - jazzu, klasyki, czasem bluesa czy rocka z lat siedemdziesiątych... No ok, były premier Szwecji, Fredrik Reinfeldt, uwielbia Da Buzz
Zawsze znajdą się jakieś wyjątki od reguły (zresztą, ktoś mógłby złośliwie powiedzieć, że widać czym kończy się rządzenie ludzi lubiących pop-dance...
), ale chodzi o pewną tendencję;
- promowanie pewnego obrazu w mediach - to też łączy się z pierwszym. W jakiś sposób reggaetrapoton został połączony z bogactwem i ogólną "fajnością". Oczywiście, nie oni pierwsi, robiono to także m.in. przy amerykańskim hip-hopie, ale w tym wypadku udało się do tego przekonać też "niewywrotową białą młodzież", iż jest to cool. I to w sposób globalny - niewiele krajów na świecie jest jeszcze w stanie się oprzeć tej dwójce (czyli trapowi i reggaetonowi). Ciekaw jestem jak to jest teraz np. na Jamajce czy na Haiti;
- dopasowanie się do zmieniających się zachowań i trendów wśród młodego pokolenia. Mniej przeżywania emocji, za to więcej wrażeń,
doświadczania i bodźców. Byle szybko, byle łatwo. I jak najwięcej razy. Być może mylnie, ale tak kojarzy mi się trap;
- zazwyczaj krótkie utwory trapowe/reggaetonowe (ale zwłaszcza trapowe) i brak tendencji nagrywania albumów (a już z pewnością nie albumów koncepcyjnych) także pasuje do dzisiejszych "nastolatków z instant messengera".
Pewnie znalazłoby się coś jeszcze, na pewno będę jeszcze o tym myślał.
EDIT: Tak swoją drogą... Popraw mnie Konradzie, jeśli się myli, ale takim pierwszym komercyjnym prekursorem dzisiejszego trapu było "Lollipop" Lil Wayne'a. Numer oczywiście wziął szturmem Stany, a częściowo i Europę, ale... Czy przypadkiem nie o nim mówiono jako o "najgorszym utworze w historii muzyki" (wtedy nie było jeszcze "Friday")? No proszę. Ile rzeczy jest się w stanie zmienić w ciągu 12 lat.