Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
MOJE PŁYTY XXI WIEKU
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 088
Dołączył: Jun 2007
Post: #81
 
opisy jeszcze lepsze niż do tej pory Icon_exclaim
płyty Killersów nie znam w całości. ech, jaka szkoda, że teraz tak im się w głowach porobiło Icon_frown. i dlatego zagłosowałem na nich w kategorii na rozczarowanie roku.
"Elephant" byłby u mnie też w pierwszej dziesiątce takiego rankingu! fantastyczna płyta!!
czy ja muszę coś pisać o "Toxicity"? Icon_razz łagodnie oceniając napiszę, że w takim rankingu u mnie to byłoby na podium. płyta kompletna, płyta fenomen. o! i więcej pisać nie trzeba.
QOTSA... kurcze, wstyd... nie znam tej płyty. swoim opisem jednak spowodowałeś, że już dziś postaram się z nią zapoznać Icon_smile2. a nie, dziś dwie audycje, to powiedzmy, że dziś ściągnę, a jutro się zapoznam Icon_wink2.
wow, "Death Magnetic" jak wysoko!! ale ja to rozumiem. jak wysoko sam bym umieścił to nie wiem. na szczęście na razie nie robię takiego zestawienia, a jak bym robił za np. rok, to bym już wiedział czy będzie tak wysoko. na razie wygląda na to, że będzie.

bardzo jestem ciekaw co będzie w pierwszej piątce!
17.02.2009 01:14 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 500
Dołączył: Mar 2008
Post: #82
RE: MOJE PŁYTY XXI WIEKU
[Obrazek: 5.Franz%20Ferdinand.jpg]5.Franz Ferdinand - Franz Ferdinand (2004)
Dzisiaj już wiem, że bardzo lubię wszystkie płyty Franza Ferdinanda, ale wtedy gdy wyszła ta płyta liczyła się tylko ona. I nie da się w żaden sposób opisać jak wielkim wydarzeniem była ich debiut. Alex Kapranos to niezwykle charyzmatyczny lider. Ma świetny głos jak na muzykę, którą wykonuje zespół. Tak naprawdę gdyby trochę zawęzić poszukiwania inspiracji i porównać to z naszym podwórkiem to można by znaleźć dobry przykład do porównania. Najbardziej kojarzy, mi się to z muzyką Czerwonych Gitar (wiem może trochę przesadzam). Gdyby jednak wyobrazić sobie utwór „Tell Her Tonight” nagrany trzydzieści lat temu. Z tamtym sprzętem tamtymi realiami i ówczesnymi studiami. Oczywiście Franz Ferdinand to coś więcej, a tym czymś jest oczywiście pazur, który tkwi w tych utworach. A wszystko jest pozornie proste. Kapranos i koledzy chcieli stworzyć zespół, który spodoba się dziewczyną. To znaczy muzyka będzie pod nogę. I to niewątpliwie odczuwa się w tej muzyce. Praktycznie w każdym kawałku z tej płyty rytm powoduje, że od razu chce się pokiwać głową, poruszać nogą, albo nawet potańczyć. I sprawdziłem to już niejednokrotnie do tych piosenek naprawdę można tańczyć i świetnie się bawić. A to, że przy okazji dobrej zabawy i nagrywania płyty dla zaspokojenia swoich nie do końca związanych z muzyką potrzeb, zespół stworzył małe arcydzieło muzyki rozrywkowej to już inna sprawa. Tak to często bywa, że talent wypływa czasem niespodziewanie, a oni na pewno mają go dużo. Moim ulubionym utworem na płycie jest oczywiście „The Dark Of The Matinee”. Gdy Kapranos śpiewa rozmarzonym głosem, na zajęciach w szkole od razu przypomina mi się moja szkoła. I gdy wystarczająco daleko odleciał w swoich rozmyślaniach fantazjach utwór robi się znowu dynamiczny. Do czasu, bo potem znowu się otrzeźwia i znowu chce się ziewać. To tylko taka moja szybka interpretacja tego utworu za pomocą teledysku. Tak lubię myśleć o tej piosence. Zresztą cała płyta jest w jakiś sposób mi bliska. Gdyby nie płyta na czwartym miejscu to akurat debiut Franza byłby najwyżej sklasyfikowaną brytyjską płytą.

Z płyty mogę wyróżnić:
    Tell Her Tonight
    Take Me Out
    The Dark Of Tthe Matinee
    This Fire
    Darts Of Pleasure
    Michael

[Obrazek: 4.WhateverPeopleSay.jpg]4.Arctic Monkeys - Whatever People Say I Am, That's What I'm Not (2006)
I oto na czwartym miejscu najwyżej notowana brytyjska płyta. A zarazem chyba największa nadzieja dzisiejszej sceny muzycznej na wyspach. Tak Alex Turner jest bez wątpienia głosem naszego pokolenia. Pokazuje to na obu płytach Arctic Monkeys oraz na pobocznym projekcie.
Pierwszy raz usłyszałem i zobaczyłem ten zespół na MTV2. Wtedy pomyślałem co to za zespół? A wyglądali mi na jakichś muzyków z lat siedemdziesiątych weszli do studia i zagrali, tak jak na starych taśmach z dawnych lat. Potem dowiedziałem się, że właśnie dzisiaj debiutują i po prostu zwaliło mnie z nóg. Nie mogłem uwierzyć, że w naszych czasach ktoś nagrał coś tak świetnego. Tak wtedy odebrałem utwór „I Bet You Look Good On The Dancefloor”. I oczywiście od razu stałem się ich fanem, a sam singiel zadebiutował u mnie na pierwszym miejscu.
Jeśli słucha się utworów z tej płyty ma się wrażenie, że autor opowiada nam proste historyjki, ale co najbardziej uderza to trafność tych spostrzeżeń zawartych w tych tekstach. Najfajniejszym tego przykładem jest „When The Sun Goes Down”. Ale nie mi oceniać czy dla, każdego muzyka i przekaz zespołu jest równia ważny. Jest w tej muzyce też dużo buntu, który zawsze charakteryzuje młodych ludzi. Na tym polu Turner też się wykazuje czasem wręcz w bardzo ostry sposób jak w „You Probably Couldn't See for the Lights But You Were Staring Straight at Me”. Na pewno nie dla każdego ta płyta będzie miała wartość. W Wielkiej Brytanii jednak okazją się być fenomenem. W dzisiejszych czasach umieścić na szczyć list przebojów takie piosenki jak „I Bet You Look Good On The Dancefloor” i „When The Sun Goes Down” będąc jednocześnie debiutantem, na dodatek rockową kapelą. Pobili nawet rekord na najlepiej sprzedającą się debiutującą płytą. A przecież nie jest to byle co bo poprzedni rekord należał do wspaniałego i chyba najlepszego albumu Oasis „Definitely Maybe”. I w tym właśnie widzę siłę zespołu. Grając alternatywną muzykę odnoszą wielki sukces. Nie muszą narzekać, że się im płyty nie sprzedają czy, że nikt ich nie gra. Jeżeli wymyślisz świetne utwory, które będą uczciwe i szczere to ludzie na pewno to kupią. I to dosłownie i w przenośni. Na koniec musze jeszcze powiedzieć, że najważniejszym osiągnięciem zespołu jest to, że wypracowali swój styl. Naprawdę są niepowtarzalni. W końcu to arktyczne małpki takich już dziś nie ma. No dobra zostało jeszcze parę.

Z płyty mogę wyróżnić:
    I Bet You Look Good on the Dancefloor
    Fake Tales of San Francisco
    You Probably Couldn't See for the Lights But You Were Staring Straight at Me
    Red Light Indicates Doors Are Secured
    Mardy Bum
    When the Sun Goes Down
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2011 12:50 PM przez marsvolta.)
17.02.2009 06:01 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 500
Dołączył: Mar 2008
Post: #83
 
Trzecie miejsce już niebawem może jeszcze dziś?
17.02.2009 06:02 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 088
Dołączył: Jun 2007
Post: #84
 
dwie kolejne znakomite płyty, 2 duże przeboje mojej listy. o ile jednak Franz Ferdinand (a jednak jest! Icon_wink2 ) złapał mnie natychmiast, o tyle Arctic wręcz odłożyłem na półkę i dopiero po sięgnięciu po kilku tygodniach coś się stało. ale nie było w tym tak do końca przypadku, bo to sięgnięcie nastąpiło nie na polskiej ziemi Icon_wink2.
17.02.2009 06:07 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
abd3mz Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 5 401
Dołączył: Jan 2008
Post: #85
 
Arctic Monkeys nie należy wcześniej do moich ulubieńców, ale ostatnia płyta nawet misie podoba. Tego Franza nie znam, ale ściągnąłem utwór o którym pisałeś.
17.02.2009 06:45 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Gary Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 619
Dołączył: Jun 2007
Post: #86
 
Ja akurat bardziej cenię drugie płyty w/wym. wykonawców. Icon_wink2

No to może znawca top 3? Icon_mrgreen
Absolution, De-Loused in the Comatorium, 10000 Days? (chociaż kandydatów mam jeszcze kilku w zandrzu Icon_wink2 )
17.02.2009 06:51 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 500
Dołączył: Mar 2008
Post: #87
RE: MOJE PŁYTY XXI WIEKU
[Obrazek: 3.Is%20This%20It.jpg]3.The Strokes - Is This It (2001)
Na podium znalazły się trzy płyty, które w zasadzie mogłyby tutaj występować w kolejności losowej. Ostatecznie o kolejności zadecydowały niewielkie niuanse. I tak na trzecim debiut The Strokes płyta wprost genialna i ponadczasowa „Is This It”. Nie mogło być zresztą inaczej tych pięciu dzielnych ludzi na pewno ta takie miejsce zasługuje. Ta płyta wstrząsnęła światem i to nie tylko moim, ale po kolei. Płyta wywołała zamieszanie już na samym początku. Okładka nie za bardzo spodobała się amerykańskim sprzedawcą płyt dlatego musiała zostać zmieniona. Przedstawia ona gołą kobiecą pupę, na której spoczywa ręka w skórzanej rękawicy. Następnie image zespołu. Od razu pojawiły się zarzuty, że oni wyglądają jak z jakiegoś castingu. Warto też dodać, że ten nowojorski zespół ma bardzo dziwne i czasem zaskakujące korzenie i rodowody. Muzycy uczęszczali też w młodości do bardzo dobrych szkół. I gdy już uwolnili się od przeszłości i założyli ten zespół, musiało się to skończyć pewnym buntem przeciwko dzisiejszej rzeczywistości. Na nieszczęście dla zespołu jednym z przejawów tego buntu był teks do „New York City Cops” .
"New York City Cops/They Ain't Too Smart"
Dlatego też w związku z atakami z 11 września, amerykańska premiera z 25 września musiała zostać przesunięta na październik. I to może te wszystkie okoliczności wydania płyty sprawiły, że zespół w swojej ojczyźnie nie odniósł, aż tak dużego sukcesu jak na wyspach. Brytyjczycy oczywiści tak jak i w przypadku Kings Of Leon od razu chłoną od amerykanów wszystko co najlepsze. Ale tak naprawdę najfajniejsze jest to, że pomimo braku sukcesów w własnym kraju zyskali coś znacznie bardziej wartościowego. W tym przypadku jest to rzesza elitarnych wręcz fanów. Grając koncerty w małych klubach (ciężko się jest w ogóle na nie załapać), stali się po prostu trendy.
A o sukcesie płyty na pewno w największym stopniu zadecydował geniusz Juliana Casablancasa wokalisty zespołu. Sam napisał wszystkie piosenki na tym albumie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że te wszystkie piosenki są praktycznie wyjątkowe i ponadczasowe. To świetne melodyjne utwory, które zagrane z zadziornością i charakterem stają się jeszcze bardziej przebojowe. Sposób w jaki śpiewa Casablancas sprawia, że te teksty traktujemy bardziej serio. Ma on taką sama zdolność jak Alex Turner, opowiadania historii, które śpiewa. Natomiast jego głosie jest więcej cierpienia i emocji. Może to wynikać, ze sposobu jaki przeżywa emocje związane ze śpiewaniem, ale chyba po części też z takiej delikatnej nonszalancji i kocowo imprezowego głosu. Jest to prawdziwe i jakiś sposób fajne, a więc od razu się mu to wybacza. Muzyka jest tutaj bardzo garażowa i słuchać to dokładnie na tym albumie, że tak naprawdę powstawał w piwnicy. Nie jest to w żadnym wypadku zarzut, w pewnym sensie jest to nawet plus. Poprzez taki sposób realizacji dostajemy więcej utworu z utworu. Są najwyżej z pośród zespołów, które podążyły ich śladem. W końcu to prekursorzy całego tego garażowego grania. Gdyby nie The Strokes nie wiadomo jak dziś brzmieliby Arctic Monkeys. Nie ma tu niepotrzebnych realizatorskich zagrywek. Zespół broni się sam swoją muzyką i doskonałymi kompozycjami. Płyta od początku do końca naszpikowana jest świetnymi numerami z tego więc powodu nie będę teraz wyróżniał większej ilości utworów bo to po prostu nie miałoby sensu. Wybiorę za to ten jeden ulubiony.

Ulubiony utwór z płyty:
Hard to Explain
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2011 12:52 PM przez marsvolta.)
17.02.2009 07:58 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 500
Dołączył: Mar 2008
Post: #88
 
Gary napisał(a):Ja akurat bardziej cenię drugie płyty w/wym. wykonawców. Icon_wink2

No to może znawca top 3? Icon_mrgreen
Absolution, De-Loused in the Comatorium, 10000 Days? (chociaż kandydatów mam jeszcze kilku w zandrzu Icon_wink2 )
i już nie do końca znawca się udał Icon_smile2 co zresztą też przewidziałeś Icon_smile2
17.02.2009 08:01 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Kaczy1993 Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 430
Dołączył: Feb 2009
Post: #89
 
Franz Ferdinand jak dla mnie wysoko... To co - zostało jeszcze Stadium Arcadium i De-Loused in the Comatorium :?: Icon_cool2

Absolution jeszcze nie było... Boję się o Stadium troszkę Icon_confused2

[Obrazek: Kaczy93.gif]
18.02.2009 09:23 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 088
Dołączył: Jun 2007
Post: #90
 
nie znam tej płyty i się cieszę, bo teraz będę mógł poznać Icon_wink2
18.02.2009 12:34 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 500
Dołączył: Mar 2008
Post: #91
RE: MOJE PŁYTY XXI WIEKU
[Obrazek: 2.De-Loused%20in%20the%20Comatorium.jpg]2.The Mars Volta - De-Loused in the Comatorium (2003)
To tylko godzinka muzyki można by powiedzieć. Co w tym takiego wspaniałego i niezwykłego? I odpowiedź na to patynie jest dziecinnie prosta. Tutaj wszystko jest wspaniałe i najwyższym poziomie. Przede wszystkim spójność albumu, którego najlepiej słucha się jako całości. Concept album to zawsze jest duże wyzwanie. Po pierwsze dla tego, że nie jest łatwo napisać dziesięć piosenek, które stylistycznie będą do siebie pasowały, następowały jedna po drugiej w odpowiedniej kolejności, a co najważniejsze opowiadały jakąś historią. Na dodatek byłoby fajnie gdyby tak historia nie była banalna. Tutaj mamy motyw śpiączki, w stan której zapada bohater albumu niejaki Cerpin Taxr (wzorowany na autentycznej osobie, koledze Zavali, Julio Venegasie). Ale historii związanych z płytą i okolicznościami jej wydania, które nie są najweselsze nie będę tutaj raczej opisywał. Nie ma to zresztą sensu, łatwo można dotrzeć do tych materiałów.

Na płycie najważniejsza jest muzyka. Można by w skrócie nazwać ją nowym progresywnym rokiem. I oczywiście byłaby to prawda, bo Mars Volta na tej płycie wytacza jakby nieznane dotychczas kierunki w tej muzyce. Ja jednak wole myśleć o tej muzyce w inny sposób. Dal mnie jest to zbiór niesamowitych odlotów i to zarówno wołanych Cedrica Zavali, jak i niesamowitych popisów gitarowych Omara Rodrigueza. Tylko, że te wszystkie niesamowite zmiany tempa nastrojów i stylistyk nie tworzą chaosu. Jest niesamowitą przyjemnością słuchanie tych wszystkich popisów, jeden po drugim. Nie jest też tak, że te szalone piosenki czasem wręcz jazzowe improwizacje nie przeszkodziły zespołowi w wyodrębnieniu poszczególnych utworów. Dzięki temu bez problemu możemy zauważyć, że zmienił się utwór na płycie. I jeszcze raz podkreślam wszystkie utwory i przejścia są spójne. Nie wiem czy dla każdego te piosenki mogłyby okazać się hitami, dla mnie na pewno takimi są. Zresztą na mojej liście utworów w podsumowaniu podobnego typu „Inertiatic Esp” to utwór numer jeden. I to bez wątpienia jest to jeden z tych najbardziej ulubionych utworów Mars Volty. I tak pewnie już pozostanie. Jest to zresztą pierwszy kawałek z tej płyty, który usłyszałem. Pod względem przebojowości dorównuje mu chyba tylko „Eriatarka”. Nie będę jednak wymieniał żadnych innych, a tym bardziej jednego ulubionego utworu. Jest to jedno z najwybitniejszych arcydzieł współczesnej muzyki i skoro powstało jak concept album niech jako całość będzie traktowane.

Może kiedyś jeszcze pokuszę się o dogłębna analizę albumu i napisze o tym parę stron, ale w sumie po co pisać lepiej słuchać. A akurat tak wszechstronną, inspirującą, wybuchową, hardcorową i odlotową mieszankę dźwięków ciężko opisać jest słowami. Jeżeli miałbym polecić jakąś płyta z tej setki jako muzykę, którą trzeba koniecznie poznać posłuchać to na pewno byłaby to „De-Loused in the Comatorium”.

Kto mógł się spodziewać, że po rozpadzie At the Drive-In, jednego z najfajniejszych zespołów końcówki ubiegłego stulecie i po najlepszej płycie tego zespołu „Relationship of Command” powstanie nowy projekt, który zdeklasuje poprzednią kapelę. I to w jaki sposób! Progres jaki wykonali Cedric i Omar jest niewiarogodny. To tak jakby ze zwykłego hokeisty stać się z roku na rok Waynem Gretzkym.

Wiem, że wielu myślało, że będzie to pierwsze miejsce. Tak się jednak nie stało, a o kolejności jak już mówiłem szczelniej zadecydowały detale. „De-Loused in the Comatorium” musiało znaleźć się wyżej od „Is This It”, bo to jednak prawdziwa rockowa mocna muzyka, która zawsze jednak trochę bliższa będzie mojemu sercu.

Prawie bym zapomniał! Warto kolejny raz podać nazwisko producenta tej płyty czyli genialnego brodacza Ricka Rubina. Natomiast za okładkę odpowiadał Storm Thorgerson dobrze nam chyba wszystkim znany.

Na koniec bardzo chciałby przeprosić wszystkich, którzy są rozczarowani, że nie było tej czy innej płyty. Tak po prostu wyszło. I na przykład jeśli chodzi o Red Hot Chili Peppers to nie będzie tu, żadnego krążka, bo w nowym wieku nawet nie zbliżyli się oni do poziomu Blond Sugar czy Californication. Nie oznacza to, że „By The Way” to zła płyta. Może mówiąc w skrócie przez ostatnie osiem lat i tak częściej słuchałem starszych nagrań zespołu. Natomiast co do „Stadium Arcadium” zdanie nie zmieniam, za dużo utworów na płycie. Powinni wybrać tylko z piętnaście, a resztę wypuścić na singlach. Na dodatek do dziś mam niesmak po dziwnym koncercie w Chorzowie.

Za to panowie Flea i John Frusciante pojawili się na płycie z drugiego miejsca.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2011 12:53 PM przez marsvolta.)
18.02.2009 09:28 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Gary Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 619
Dołączył: Jun 2007
Post: #92
 
marsvolta napisał(a):Na koniec bardzo chciałby przeprosić wszystkich, którzy są rozczarowani, że nie było tej czy innej płyty.
Przecież to Twój ranking, a ja to tylko starałem się (częściowo trafnie) przewidywać. Icon_smile2
Znakomity krążek na 2 miejscu. Icon_smile2
18.02.2009 09:41 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Kaczy1993 Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 430
Dołączył: Feb 2009
Post: #93
 
marsvolta napisał(a):I na przykład jeśli chodzi o Red Hot Chili Peppers to nie będzie tu, żadnego krążka, bo w nowym wieku nawet nie zbliżyli się oni do poziomu Blood Sugar czy Californication. Nie oznacza to, że „By The Way” to zła płyta. Może mówiąc w skrócie przez ostatnie osiem lat i tak częściej słuchałem starszych nagrań zespołu. Natomiast co do „Stadium Arcadium” zdanie nie zmieniam, za dużo utworów na płycie.
Jak dla mnie Stadium to najlepsza płyta Peppersów (np. Turn It Again - najdojrzalszy utwór w ich całej karierze - utwór kompletny) :roll: No może Blood Sugar lepsze było. Ale cóż - twój wybór (ale żeby nawet w TOP 100 się nie mieściło :?: Icon_exclaim )

Jeżeli zaś chodzi o numer 2, to jest to jedyna płyta Mars Volty, która zrobiła na mnie spore wrażenie Icon_wink2

[Obrazek: Kaczy93.gif]
18.02.2009 10:39 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 088
Dołączył: Jun 2007
Post: #94
 
i znowu płyta której nie znam, ale Mars Volta nigdy mnie nie pociągali. jakoś nie dla mnie te dźwięki.
marsvolta napisał(a):Na koniec bardzo chciałby przeprosić wszystkich, którzy są rozczarowani, że nie było tej czy innej płyty. Tak po prostu wyszło.
no i dobrze. To Twoje ulubione płyty tego wieku i z wielką przyjemnością poznawałem co jest w zestawie. całkowita subiektywność jest dla mnie w takich zestawieniach najważniejsza.
marsvolta napisał(a):I na przykład jeśli chodzi o Red Hot Chili Peppers to nie będzie tu, żadnego krążka, bo w nowym wieku nawet nie zbliżyli się oni do poziomu Blood Sugar czy Californication.
jeśli chodzi o "Stadium", to mógłbym skopiować to co sam dalej napisałeś - za dużo, za długo, w rezultacie zbyt niska średnia jakości. poza tym NIC!!! z tej płyty nie weszło do pierwszej dziesiątki na mojej liście! za to jeśli chodzi o "By The Way", to był to wielki przebój (singlowy również) na mojej liście. prawdopodobnie byłoby u mnie w pierwszej trzydziestce, ale zapewne nawet w dwudziestce, takiego zestawienia.
marsvolta napisał(a):Na dodatek do dziś mam niesmak po dziwnym koncercie w Chorzowie.
no właśnie, żałowałem, że nie pojechałem, ale potem dużo się nasłuchałem o tym koncercie i już niekoniecznie żałowałem...
19.02.2009 11:33 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 500
Dołączył: Mar 2008
Post: #95
RE: MOJE PŁYTY XXI WIEKU
[Obrazek: 1.The%20Black%20Parade.jpg]
1.My Chemical Romance - The Black Parade (2006)
Już poprzedni album My Chemical Romance pokazał w dużej mierze możliwości zespołu. Na „Black Parade” zespół poszedł jeszcze dalej. Tu nie ma już mowy o jakimś tam punkowym zespole. Teraz jest to już czysta rockowa uczta, której nie powstydziłby się nie jeden z wielkich zespołów, na których Chemical się wzorowali. A inspiracje są dość wyraźne i jasne. To przede wszystkim takie zespoły jak Pink Floyd, Queen, The Beatles ale i The Who bądź David Bowie. Zresztą sami muzycy nie ukrywają faktu, że takie albumy jak „The Wall” czy „Ziggy Stardust” były wyznacznikami kierunku, który został obrany na „The Black Parade”.

Cały płyta jest przygotowana w formie concept albumu. I opowiada historię pewnego człowieka, który umiera, a my towarzyszymy mu w jego podróży na drugi świat. Tym człowiekiem jest pacjent (zespół nazywa go „Patient”), czyli chyba nie popełniam błędu w tłumaczeniu. Wszystko na płycie jest związane z jego śmiercią, przejściem na drugą stronę, wspomnieniami z życia, a przede wszystkim w kulminacyjnym punkcie płyty z „czarną paradą”. Gdy nasz bohater umiera, przychodzi śmierć i zabiera go na czarną paradę. W pewien sposób jest to zobrazowane w teledysku de tego utworu. Tam na czele parady stoi zespół, który wykonuje tytułowy utwór na ruchomym podeście, za którym podąża pochód martwych już osób.

Naiwnością byłoby jednak gloryfikowanie zespołu tylko ze względu na temat jakiego dotknęli. Najważniejsza jest w końcu przecież muzyka! I to na tym albumie podoba mi się najbardziej. Wszystko zaczyna się od intra do płyty w postaci utworu „The End”. Utwór zaczyna się od pikania defibrylatora, po którym wchodzi delikatna akustyczna gitara i śpiew, Gerarda, następnie już partie gitar na przestrach w tryumfujących rytmach. Pierwszy prawdziwy utwór na płycie to Dead! Bardzo szybka dynamiczna piosenka, ale co ciekawe w bardzo radosnym rytmie. W dalszej części mamy tu też różnego rodzaju trąby. ogólnie świetną sekcje dętą. Co ciekawe zespół cały czas jest w stanie utrzymać na płycie swego rodzaju nastrój musicalowego dzieła niczym z Broadwayu. Na albumie temat śmierci traktowany jest nie jak trauma lecz jako przejście, a relacjonując nam tą historię nie odczuwamy atmosfery dramatu, lecz raczej normalnej naturalnej kolejności wypadków jaką stanowią narodziny, życie i śmierć. Po tej delikatnej dygresji na temat ogólnego przesłania albumu należałoby zamknąć temat utworu Dead! I najlepiej zrobić to mówiąc o tym co najlepsze w piosence, a tutaj najlepsze są dwie wspaniałe solówki. Gitarzysta zespołu Toro nigdy nie ukrywał fascynacji Brianem Mayem i właśnie osoba Maya jest tutaj najbardziej adekwatna jeżeli chciałoby się te popisy do czegoś przyrównać. Następny na płycie utwór to „This Is How I Disappear”. To chyba jeden z najmocniejszych utworów na płycie. Potężne praktycznie metalowe brzmienie gitar. To dopiero początek płyty więc ciągle utrzymany jest w szybkim tempie. Inspiracją do utworu była historia życia iluzjonisty Harrego Haudiniego, który pod wodą uwalniał się z łańcuchów i ciągle uciekał śmierci. Natomiast jago śmierć do dzisiaj pozostaje zagadką. Następny utwór na płycie „The Sharpest Lives” to jeden z moich ulubionych utworów na płycie. Pierwsze dźwięki na płycie to tak jakby zacięta płyta. Na tym tle wchodzi głos Gerarda, a potem zacięta płyta jakby przeskakuje i zmienia się chwyt, a piosenka się rozkręca. I kolejny raz mamy do czynienia z bardzo szybkim dynamicznym numerem, z rewelacyjnym refrenem „Give me a shot to remember”. Utwór jest też kolejnym popisem nienagannego rzemiosła gitarowego Ray Toro (masa świetnych patentów i gitarowych zagrywek na najwyższym poziomie). Piąty indeks to tym albumie to już tytułowa „czarna parad”. Tutaj pod tytułem „Welcom To The Black Parade” i to najlepszy utwór do tego by wydać go na pierwszym singlu. Bo przecież w skrócie opisuje treść płyty, ale jednocześnie na albumie jest jego spójną częścią. Z kolei następne na albumie „I Don’t Love You” to świetna rockowa ballada w najlepszym stylu. Jest tu wszystko co powinno wyróżniać taki utwór. Świetny przejmujący tekst, melodia i ganiana solówka, która wchodzi gitarowymi benadami co powoli staje się elementem rozpoznawczym stylu Toro. „House Od Wolves” to z kolei jedno z najbardziej objechanych nagrani na płycie, gdzie szybko zmieniają się rytmy i tempa gitar, a wokal Waya jest czasem tak jakby zlepkiem szybko wykrzyczanych słów.

I przyszła kolej na utwór o chorobie „Cancer”. Mamy tutaj do czynienia z osobą chora na tą straszną chorobę, która nie może nawet sam na siebie patrzeć jest w starzonym stanie psychofizycznym. I Gerard brzmi tutaj jak ów chory człowiek. Podobno podczas nagrywania albumu Rob Cavallo budził go w nocy po jakiejś objechanej imprezie, aby jego głos nabrał stał się głosem podobnym do głosu chorej osoby, która od dłuższego czasu leży w łóżku i rzadko coś mówi. Utwór Mama, w którym gościnnie pojawia się taż głos Lizy Minnelli to z kolei chołd w stroną babci Gerarda (piosenka „Helena” z wcześniej płyty też była dla niej hołdem). I kolejny raz mamy do czynienia z iście Broadwayowską aranżacja. Utwór „Sleep” rozpoczyna się od dźwięków fortepianu na tle, których słyszymy rozmowę o terrorystach. Nie jestem pewien skąd pochodzi fragment tej rozmowy. Natomiast Gerard Way nigdy nie ukrywał, że gdyby nie ataki z 11 września zespół nigdy by nie powstał. A bunt i żal po tym strasznym wydarzeniu skłoniły go do założenia zespołu i podzielenia się swoim smutkiem i głosem sprzeciwu ze światem. Pod indeksem jedenastym znajdujemy znajduje się chyba największy przebój zespołu „Teenagers”. Muzycznie kojarzy się jednoznacznie z The Off Spring. No może za wyjątkiem solówki, której raczej u naszych ulubionych punkowców raczej nie możemy się spodziewać. Utwór opowiada o dysonansie, który powstał pomiędzy tym w jaki sposób on wyobraża sobie dzisiejsza młodzież, a rzeczywistością.

I zbliżamy się to końca, a tutaj napotykamy na kolejną balladę „Disenchanted”. Nie można jednak do końca powiedzieć o tej piosence, że jest typową balladą bo pewnie dla duże liczby osób byłaby zbyt ostra, chociaż początek i koniec utworu jest bardzo spokojny i akustyczny.
Na koniec dostajemy chyba najlepszy utwór na płycie ”Famoust Last Word”, który jednocześnie jest wspaniałym zakończenie historii, którą opowiada płyta. Z drugiej strony jest też bardzo optymistycznym i dający nadzieje przesłaniem do odbiorców ze strony zespołu.
Muzycznie utwór utrzymany jest w rewelacyjnym rytmie, który już sam w sobie zwiastuje koniec albumu jest z jednaj strony w tryumfalnej formie, ale powtarzające się słowa refrenu zwiastują koniec.

„I am not afraid to keep on living,
I am not afraid to walk this world alone
(Or dead)
Honey, if you stay you'll be forgiven;
Nothing you can say can stop me going home.”


Płyta zajęła pierwsze miejsce dlatego, że z całego podium, jest to najbardziej rockowa i klasyczna płyta. I to musiało być uhonorowane, ponieważ patrząc na ostatnie lata coraz ciężej o tak świetną muzykę, która jednocześnie byłaby czymś nowym i świeżym. Poza tym jest to też swego rodzaju mój osobisty bunt przeciwko osobą, które bezpodstawnie i bezprzedmiotowo wygłaszają niepochlebne teorie na temat zespołu.

Wspaniała jest też cała szata graficzna i oprawka płyty. Na potrzeby tego albumu muzycy zaopatrzyli się też we wspaniałe stroje wzorowane na pruskich mundurach, które przygotowała dla nich Collen Atwood. Kobieta zdobyła dwa „Oskary” z kostiumy do filmów „Memoirs of a Geisha” i „Chicago”. A na stałe współpracuje z Timem Burtonem przy jego filmach.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2011 12:57 PM przez marsvolta.)
19.02.2009 04:42 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
abd3mz Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 5 401
Dołączył: Jan 2008
Post: #96
 
Jedynkę właśnie pobieram, a dwójkę i tak zamierzałem poznać. Icon_smile2 Już od jakiegoś czasu mam.

Dzięki za top. Naprawdę fajnie czytało się te opisy. Icon_smile2 [Gdybyś jeszcze pisał w liczbie pojedynczej i postarał się pozbyć błędów...]
19.02.2009 04:51 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #97
 
abd3mz napisał(a):[Gdybyś jeszcze pisał w liczbie pojedynczej

Icon_mrgreen Icon_mrgreen Icon_mrgreen

Ja tam Black Parade bardzo lubię, pisz w mnogiej i tylko w mnogiej Icon_razz2
Pamiętam, że tak od niechcenia sięgnąłem po ten krążek w 2006 roku, kiedy takim maniakiem nie byłem i nie słuchałem kilku płyt w tyg., przesłuchałem kilka razy w jedną noc i stwierdziłem, że płyta jest kapitalna, po czasie naszły mnie już refleksję i jak porównałem ten album do kilku innych stwierdziłem, że aż tak genialny nie jest, ale wciąż podtrzymam opinie, że to BARDZO dobra płyta.

Dzieki za top.

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
19.02.2009 04:56 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
abd3mz Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 5 401
Dołączył: Jan 2008
Post: #98
 
Nie wiem co jest w tym śmiesznego... :roll:
19.02.2009 05:09 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 088
Dołączył: Jun 2007
Post: #99
 
abd3mz napisał(a):Gdybyś jeszcze pisał w liczbie pojedynczej i postarał się pozbyć błędów...
błędów i tak mniej niż bywało Icon_wink2. szczególnie interpunkcyjnych, bo one były kiedyś nagminne. widać bardzo staranne podejście do zestawienia, zarówno w formie, jak i w treści. rewelacja! bardzo mi się podobało! dzięki za ten zestaw. z kilkoma płytami będę się musiał zapoznać.
zwycięzcy nie znam w całości, tylko single. nie znam w całości, bo single mnie nie zachęciły, ale może jako całość płyta zaprezentuje się lepiej. sprawdzę.
20.02.2009 11:57 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
dziobaseczek Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 8 095
Dołączył: Nov 2008
Facebook Last.fm
Post: #100
 
Kapitalny zestaw, kilkanaście naprawdę ciekawych pozycji, choćby nie wiadomo czemu traktowany w Polsce z przymrużeniem oka Billy Talent, Fall Out Boy, czy Panic! at the Disco. Cieszy obecność znakomitych płyt Brand New, cudownego debiutu Lostprophets, The Strokes, Queens of the Stone Age, Against Me! i wielu innych.

http://www.mycharts.pl/forumdisplay.php?fid=111 Icon_wink
26.11.2010 06:58 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  MOJE PŁYTY ROKU 2010 marsvolta 8 2 103 31.03.2011 04:50 PM
Ostatni post: Remo
  MOJE PŁYTY ROKU 2009 marsvolta 5 1 813 04.03.2010 05:02 PM
Ostatni post: ku3a
  MOJE PŁYTY ROKU 2008 marsvolta 8 12 361 25.01.2009 09:55 PM
Ostatni post: kleschko

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości