Love Etc. - 4'5/5
Znakomity pierwszy singiel, który jak widać na przykładzie forum, nie spodobał się tylko fanom. Minimalistyczny, bardzo ''lekki'' z niezwykle wyrazistym refrenem stylizowanym trochę pod Go West.
All Over The World - 4'5/5
Mimo, że wykorzystuje w sobie sampel z kompozycji March From Nutcracker z 19 wieku, to brzmi niezwykle nowocześnie. Najnowocześniej na płycie. Jest dużo backing vocali [oh way, oh way, oohh ; eeeeee ; all over the world] Wszystko sztucznie wygenerowane, ale na szczęście nie brzmi to w stylu Timbalanda (no może fragemnt ''eeee''
).
''Refren to entuzjastyczne wyznanie miłości do muzyki'' - trudno się nie zgodzić z tą wypowiedzią. W dodatku uroczy jest podkład pod frazę
''this is a song for boys and girls, you can heart it playing all over the world'', który jest bardzo gęsty i miesza w sobie klasyczne dźwięki i pulsacje syntezatorów. Imponujący utwór. Potężny brzmieniowo. W stylu nowocześniejszych dźwięków z okresu krążka Nightlife....i znów Czajkowski. Świetna kolaboracja!
Beautiful People - 4/5
Główną rolę grają tutaj ciekawie wkomponowane trąbki i inne dęciaki + motoryczny perkusyjny beat, tym razem nie stworzony za pomocą komputera i posiadający dość mocne dudniące i niskie tony. Wszystko ucharakteryzowane na lata 60, jest nawet harmonijka i smyczki. Refren to zastrzyk pozytywnej melodii, takiej pierwotnej starej, dobrej pop piosenki w stylu motown. Utwór byłby doskonały na krążek Bilingual. Tutaj zdaje się być outsiderem pośród nowoczesnych kompozycji, ale w tym jego urok i w tym siła PSB. Wielowątkowość. Pisałem już oczywiście, że refren to PSB-owa wersja Common People by Pulp. Słówko ''common'' zmieniamy tylko na ''beautiful'', a całości dajemy więcej
Did You See Me Coming - 3'5/5
Najbardziej radosny - oprócz Pandemonium - moment albumu. Zarówno tu jak i tam ''historia dobrze się kończy'' Jedynym minusem tej kompozycji jest dość mały level oryginalności i mogący nużyć beat. Po za tym, jest to jednak doskonały numer na letnie dyskoteki. A największą zaletą jest najbardziej charakterystyczny (albo jeden z) most, który brzmi z lekka sakralnie
''Nie jestem religijny, ani nie wierzę w przesądy''. A wszystko podane w specyficznej nucie wokalnej.
Vulnerable - 4/5
''Najstarsze na Yes''. W jakimś sensie pasowałby pod płyty z lat 80. Podczas wielu już przesłuchań (najszcześciej słuchany numer z Yes przeze mnie) odkryłem, że to taka spokojniejsza wersja Domino Dancing, a przynajmniej wersji Demo tego przeboju z 1988. Przyznam, że gdyby nie świetna hiszpańska gitarka, która nie jest tylko małym dodatkiem, ale sunie z beatem razem przez cały numer, to chyba nie byłoby tak zachwycającego efektu. Silny punkt płyty, żaden ''filler'' jak zwykło się czytać o tym nagraniu na OF. Romantyczne i głębokie.
More Than A Dream - 4'5/5
Najbardziej eksperymentalny kawałek na Yes. Mam takie wrażenie przynajmniej. To taki ruch w stronę parkietu, gdzie nie panuje samo PSB, ale także muzycy, którzy dziś wypełniają listy przebojów mieszkanką elektroniczno/r'n'b/popowych dźwięków. Jest też pewien rodzaj zabarwienia muzyką house. Są wyjątkowo oryginalnie wykorzystane gitary, szczególnie słyszalne w moście. Najlepszym fragmentem jest na pół falsetowy refren, który sprawia wrażenie niezwykłego uniesienia całej kompozycji. To brzmi jak nie-PSB. Ale co z tego jeśli jest świetne?
Building A Wall - 3'5/5
W przeciwieństwie do poprzedniej kompozycji tutaj mamy do czynienia ze 100% PSB, którego można było się spodziewać na poprzedniej płycie Fundamental. Przewodnia idea to mocno zaangażowane słowa ''Protection, Detention, Prevention, Detection'', których śpiewaniem Tennant i Lowe dzielą się po połowie. Oryginalny mówiony most, podczas którego z ''tyłu'' słychać śpiewające ptaki i który przechodzi w dość mroczne post-Nightlife-owe granie to kapitalny pomysł na urozmaicenie tego numeru. Nie byłby taki dobry bez tych zabiegów, chociaż sądzę, że spełnia wszystkie warunki dobrej piosenki z repertuaru grupy. Wpada w pamieć ze słowami refrenu
''Zbuduję mur, solidny mur, nie po ty by chronić się przed Wami - lecz na odwrót''
King Of Rome - 4/5
Pierwsza ballada z prawdziwego zdarzenia. Rytm dość monotonny (mam nadzieję, że monotonny nie przez wszystkich odbierany z góry jest jako NUDNY czy ZŁY), całkiem szybki. Tworzy się dość ciekawy interwał, bo reszta kompozycji (background i wokale) są typowo balladowe. Czy jest to coś godne Behavioura? Ciężko mi powiedzieć. Nie ma tego rozpoznawalnego beatu przede wszystkim. Barwa tego z King Of Rome jest inna.
Numer elegancko jest urozmaicony delikatnymi klawiszami i gitarą, które rozkręcają się pod koniec. Neil Tennant wypada genialnie. Takie utwory jak King Of Rome mają za zadanie pokazać czy ponad 50 letni wokalista nadal jakimś cudem brzmi tak samo jak 25 lat temu czy też wszystkie linie zostają przetworzone komputerowo (np. w piosenkach pokroju All Over The World czy Did You See Me Coming nie da się tego w żaden sposób sprawdzić, bo tam i tak jest masa nałożonych efektów). Nie odpowiem (chociaż czytając ten opis wiadomo co bym napisał ;P). Proszę
posłuchać w jaki sposób prowadzi melodię i do jakich pasm zniża głos, czy tez raczej wyciąga. I wszystko będzie jasne. Dodatkowy + za ciekawą końcówkę, która wchodzi dość niespodziewanie i zmienia styl utworu.
Pademonium - 4'5/5
Na ostatniej płycie Integral, a tutaj Pandemonium. PSB zwykli dawać chociaż jednego ''stormera'' na każdy album. Pandemonium nie jest najbardziej żywiołowy, ale zdecydowanie najbardziej barwny z towarzystwa złożonego z Did You See Me Coming i Building A Wall. Co nie co o nim już napisałem, że ma harmonijkę, intrumenty dętę, ''chodzący'' beat i byłby perfekcyjnym singlem. Zdania nie zmieniam. To typ utworu za który każdy Fan PSB dałby się zabić, bo w głębi duszy takie właśnie kręcą nas najbardziej
Tekstowo Pandemonium jest opowieścią o dość burzliwym zwiążku Kate Moss i Pete Dohertego, widzianą oczami tej pierwszej osoby.
The Way It Used To Be - 5/5
Najlepszy fragment świadczący o tym, że grupa dostowała się do nowoczesnych standardów na swój własny sposób. Melancholijne, nostalgiczne, smutne. Z drugiej strony szybkie, klubowe, transowe. Wieloczęściowy numer, gdzi nie ma miejsca na refren, zwrotkę. Ciężko nazwać poszczególne fragmenty i określij jaką rolę grają w utworze.
Zaskakuje świetny instrumentalny most, gdzie ''laserowe smyczki'' toczą ze sobą wojne na wszystkie strony świata. ''Zagubiony'' przez większość część numeru wokal potrafi diametralnie zmienić się w potok przepełnionych goryczą słów. Klimat rośnie z każdą nutą i opowiada smutną miłosną historie, która na szczęście
dostaje nutę optymizmu na sam koniec. Najlepszy fraza ''Don't Sell me New York in the rain''. Aczkolwiek ogólnie - jak w większości wypadków na Yes - tekst jest dość prosty. Dopóki nie usłyszałem ostatniej piosenki byłem przekonany, że to najlepsze co się tej grupie trafiło w przeciągu ostatnich lat.
Legacy - 5/5
''To już koniec, ale poradzisz sobie dalej mój przyjacielu''
Tak zaczyna się Czarny Koń tego krążka. Na początku nieprzychylne opinie fanów, którzy zdobyli promo kopie płyty postawiły ten numer pod ścianą. Słaby, nudny, z dziwnym tekstem. Tradycja ostatniej piosenki na płycie zwykle była pieczałowicie przestrzegana. Zwykle krył się tam skarb. Nie inaczej jest tym razem. Legacy to potężna, ponad sześciominutowa kompozycja, która jest utrzymana w stylu operowym/orkiestrowym tylko z delikatnym elektronicznym wspomaganiem. Pop Classic. Tak mógłbym to opisać. Przypomina lżejsze i dużo mniej mroczne nagrania, jakie zespółzaprezentował cztery lata temu na OST do filmu Battleship Potemkin. To taki bliski kuzyn tego stylu. Ale zakładam, że nikt nie zna tamtej muzyki, więc Legacy będzie prawdziwym zaskoczeniem dla każdego go zdecyduje się przesłuchać Yes. Marszowa, szybka perkusja, kontrastuje z resztą utworu, zdecydowanie bardziej balladową i podniosłą. Niesamowite są ostatnie minuty gdzie najpierw następuje ''cyrkowy'' i mroczny most (śpiewany po Francusku) a potem całość kończy się wielkim symfonicznym ''odpływem''. Totalnie nie pasuje do reszty płyty, ale sam w sobie posiada siłę, której brak kilku innym utworom z Yes razem wziętych. Hymn.
Ciężko mi wystawiać konkretne oceny do każdego numeru. To na razie jedno przesłuchanie. Jak jednemu daję 4, a drugiemu 5 to myślę sobie, że nie może być taka przepaść między innymi, ale z drugiej strony nie można ani obniżyć, ani zwiększyć noty danemu kawałkowi. Dziwna sytuacja. Ale i tak na szczęście liczy się całość. A tu jest taki problem jedynie, że chociaż wszystkie piosenki są na wysokim poziomie i przynajmniej na razie brzmią lepiej niż byśmy je porównywali z niektórymi z Fundamental (tam szczególnie była jedna taka nieudana - Numb), to jednak jako całość dziwnie słucha się DYSMC, które następuje po Beautiful People, czy też Legacy po The Way It Used To Be. Inne klimaty, z innych płyt jakby. Na razie 4/5