4
Kotły Wielkiego i Małego Stawu w Karkonoszach
Plan na ten dość zaskakujący jeśli chodzi o aurę wtorek był następujący: obejrzeć Kościół Wang i udać się niebieskim szlakiem w kierunku największych karkonoskich stawów. Zmotywowany życiową dewizą Skandynawów, czyli afirmacją cierpliwości i pracy tak ruszyłem z kopyta, że nie baczyłem na okrężną drogę gotującą dla mnie takie urocze skały jak Pielgrzymy, czy Słonecznik. Tak gdzieś w połowie drogi między nimi miałem czystą jak łza towarzyszkę, a imię jej było Mgła. Swą obecnością ani nie zmąciła mi umysłu, ani nie przesłoniła mi pasji do podziwiania równie pięknych górskich widoków, mądra więc z niej kobieta.
W takim anturażu począłem się spełniać wpierw zobaczywszy rozłożysty i majestatyczny niczym ojciec rodziny Wielki Staw:
...a potem zwinny i zgrabny Mały (p. zdjęcie nad tytułem), przypominający uroczą dziewczynę, do której serca długa droga, czasem przez żołądek (dwa schroniska po drodze), czasem przez wytrwałość (dość długie kluczenie wokół Kotła), a i tak jak widać potrafi ukryć swe wdzięki przed głodnymi oczami zdobywcy.
Za powrotną drogę obrałem tę Bronisława Czecha, która i w cieniu i dość zajmująca, a i rzadko przez turystów wybierana. U jej ujścia czekała tego dnia jeszcze jedna atrakcja, mianowicie anomalia grawitacyjna. Usiadłszy na ławce vis-à-vis mogłem najpierw obserwować zatrzymujące się samochody, które po chwili luźno jechały pod górę, a potem samemu wykonać na chodniku eksperyment z butelką na szczęście niedokończonej wody, wywołując zdumienie u co niektórych, nieobytych jeszcze w pięknym Karpaczu turystów.