20 CRUISR - Take That
To bomba rozweselająca. Jeden z najbardziej optymistycznych kawałków tego roku. Zdarzyło mi się usłyszeć na radiowej czwórce i nie mogę wyjść z podziwu, dlaczego zamiast pieprzonego oklepanego Maroon 5 nie goszczą w eterze takie piosenki. Istotne jest to, że siłą piosenki nie jest to, że jest optymistyczna, bo optymizm nie jest wykładnią jakości. To po prostu dokonała piosenka, świetny bujany rytm, podbity wyrazistą i elegancką partią basu, refren z niecodziennym i pomysłowym przekrzykiwaniem się z dziecięcym chórem i arcychwytliwy refren. Co więcej – nie sposób od ej piosenki się uwolnić. CRUISR są na fali wznoszącej i myślę, że gdyby ktoś dałby im szanse – mogli by być bardzo popularni.
19 luhx. - more.
Wyśmienite tameczne nagranie. Kipiące pięknym, szlachetnym, nieco tropikalnym rytmem, podbitym funkującym pulsem, zachwycające kapitalnym współgraniem dwóch świetnych głosów różnej płci, znakomitą linią melodyczną, przestrzenią, w końcu powalającym na kolana niesamowitą partią saksofonu. Na takie klimaty lecę jak osa na drożdżówkę. Czy luhx. powtórzą kiedyś tę magię? Oby.
18 Sivik - Time
Sivik podrozuje po rejonach niezbyt odkrywczych i gdy puściłem Andrzejowi ten kawałek nie zrobił na nim szczególnego wrażenia. Długo dociekałem, dlaczego tak się stało. W końcu eureka. Są takie piosenki, które w realiach dobrej jakości i emisji w odpowiedniej klasie sprzętu zyskują ogromną siłę. Bardzo łatwo człowiekowi z boku z Time zrobić słabeusza. Wystarczy wyłączyć mocny pochód basowego grooove’a syntezatorowego, odpowiednio umiejscowione w przestrzeni stereo przeszkadzajki, spłaszczyć kawałek w akustycznym sosie i może wyjść słabizna. Zaraz krzyknie ekipa: Dziobas – przeca ty cenisz melodię. Otóż cenię i zauważam ją i tu – uważam, że jest świetna. Jednak zauważam pewną prawidłowość, że obecnie kawałki robią się tak rozbuchane, że są wręcz skrojone pod dobry sprzęt. Poproszę Sivika, by mi dał najprostsze Demo i tak będę się tym zachwycał.
17 Glass Animals — Youth
Glass Animals to niewątpliwie objawienie ubiegłego roku i pomimo, że to nie nowicjusze. Właściwie już Life Itself zapowiadał, że nie będziemy się nudzić. I faktycznie tak jest. Nie mogę wyjść z podziwu, że przegapiłem ich obecność dawno temu na Off Festiwalu, więcej nawet nie znałem ich twórczości. Nieprawdopodobne. How to be a Human Being słuchałem dość pobieżnie, ale pewne jest, że do tego albumu kiedyś wrócę. Aż roi się tu od niecodziennej różnorodności. Mama's Gun ma w sobie coś z Jethro Tull, Poplar Street jest jak Red Hot Chilly peppers, Cane Shuga jest to jakiś nakręcone elektroniczne granie, znów Season 2 Episode 3 to jak Hip Hop początku lat 00. Zwariować można od tej kolorystyki. Youth to jest takie opus magnum. Wszystko jeste zebrane i skondensowane do pięknej wiązanki, której słuchanie jest czystą rozkoszą. Można odnieść wrażenie, że dogadują się stylistycznie z Wild Beasts, Ale wydaje mi się, że Glass Animals znacznie łatwiej opuszczają ciepły matecznik i nie boją się zasiąść na narowistym koniu. I o ile Wild Beasts potłukli się na Boy King o tyle Glass Animals jadą dalej.
16 Mt. Si - Either / Or
Cascine Label w każdym roku dostarcza garść pereł. W tym roku nie było inaczej. Either / Or jest piosenką magiczną. Słowo „piosenka magiczna” wydaje się już pojęciem nieco wyświechtanym i pustym, ale bez wątpienia muzycy stają na rzęsach, bym w świat baśni i bajek się przeniósł. Ich praca nie idzie na marne – na chwilę udaje mi się dzięki temu urokowi popaść w błogostan. Czy jest to zasługa uroczego głosu Sarah? Czy też lekkości tej piosenki wygenerowanej przez dobrze już nam znanemu Jesse’a Kivela? Czy też to specyfika onirycznej synthopowej, nieco dream popowej stylistyki? Either / Or – oto odpowiedź na powyższe pytajniki. Każdy znajdzie swoją.