Co kilka lata słucham sobie całej dyskografii Pink Floyd. Tak się złożyło, że jestem w trakcie tego kolejnego słuchania. A więc z jeszcze większą ciekawością przyglądam się temu topowi
Kajman, co to znaczy "bezWód"? Bez Watersa?
Tadzio3, cieszy mnie to.
W kwestii, że coś jest za nisko napiszę tyle, że nie mogę całej setki umieścić w Top30, choć spokojnie na to zasługuje...
No ale to kwestia gustu.
Powoli wchodzą muzyczne kamienie milowe, ale nic na to nie poradzę.
Takie jak np. ten na 38 miejscu. Utwór, który pozwolił zespołowi zrobić krok w przód.
40. Cirrus Minor (More, 1969)
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.03.2016 10:43 AM przez adameria.)
Nisko Welcome, spodziewałem się w top 20, podobnie The Great Gig. Mam nadzieję, że na pozostałem dwa utwory z Wisha trochę jeszcze poczekamy.
Cieszę się z kolei że załapał się The Gunners Dream i to dość wysoko i ogólnie że cięcie jest reprezentowane bo tak mi się kojarzy że to dość kontrowersyjny album, w sensie że mało Floydowy. W sumie to prawda, ale to nie zmienia faktu, że ja go lubię.
Gwoli formalności zapomniałem dodać, że na 33 miejscu to ostatni utwór z tej płyty jaki pojawi się w tym topie.
Regularne jednozdaniowe opisy być może będę dodawał od miejsca 20, a może od 25...
30. Interstellar Overdrive (The Piper At The Gates Of Dawn, 1967)
Przed oglądaniem tego obrazka uprzedzam osoby cierpiące na epilepsję...
Utwór, który ponoć wygrywa plebiscyty na najbardziej rockowo-psychodeliczny kawałek.
25. The Gnome (The Piper At The Gates Of Dawn, 1967)
6 x 1 na mojej prywatnej liście lata temu o czymś świadczy i do czegoś zobowiązuje.
Takie proste i krótkie granie, ale takie doskonałe...
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.03.2016 06:22 PM przez adameria.)
20. Summer '68 (Atom Heart Mother, 1970)
Pamiętam jak zagrałem ten utwór w Radio Orbit w swojej, bodajże trzeciej, autorskiej audycji.
Okazja była jedna - rocznica śmierci Richarda Wrighta.
Moim zdaniem to najbardziej niedoceniony muzyk w tym zespole i będę to starał się podkreślać.
To co zrobił w drugiej części utworu, to kompozycyjne mistrzostwo. Abbey Road Session Pops Orchestra w pełni się spisała.
15. Wish You Were Here (Wish You Were Here, 1975)
Za nisko? Może... Jednak jest utwór mi się trochę zgrał. Stało się to głównie za sprawą LPMN, choć także i TWC.
Co nie zmienia faktu, że utwór jest genialny. Powracam do występu z Live8:
Według Ciebie jeszcze pewnie w mojej pierwszej dziesiątce sporo słabych będzie.
10. Learning To Fly (A Momentary Lapse of Reason, 1987)
Jest rok 1987. Nowy utwór Pink Floyd. Na LP3 doszedł do miejsca 4. http://alp3.pl/alpt.phtml?m=1&xa=1&nn=287
No i nie wiem co napisać poza tym, że to wspaniała muzyka,
a ja z powrotu Pink Floyd cieszyłem się jak dziecko.
Ale chwila, przecież ja byłem dzieckiem... Tak, bo PF słucham od dziecka.
adameria napisał(a):Według Ciebie jeszcze pewnie w mojej pierwszej dziesiątce sporo słabych będzie.
Fakt, ale mało ktory drażnu mnie tak jak tamten. Tutaj cieszy 9 i 10, chyba najgorzej kojarzy się 6, a 7 jakoś nie kojarzę (może ten tytuł jest zbyt sztampowy)
One Of These Days otwiera album Meddle. Głównie instrumentalny, teksty ma chyba jedno zdanie i głos go wypowiadający jest zniekształcony.
Miejsca 6-10. Same bardzo dobre rzeczy. Druga dziesiątka też na wysokim poziomie z wyjątkiem tych zwierzaków bawiących się z Pictem. Nie pamiętam nawet tego utworu, pamiętam tylko tyle że generalnie Ummagumma poza jednym utworem mi się nie podobała.
Corporal Clegg nie kojarzę. Co innego mi się z tego albumu podobało i ten utwór był zawsze w cieniu.
Szkoda, że Wish poza dziesiątką, ale rozumiem osłuchanie.
Cieszy mnie że The Nile Song w top 20. Fajnie, że ten utwór jest doceniany.
Dla mnie to będą oczywiste oczywistości... i to na czerwono,
a na czerwono, jak wiadomo, od lat zaznaczam tylko 1 miejsca.
Tutaj się nie da.
5. Another Brick In The Wall, Part 2 (The Wall, 1979)
Utwór, który również znalazł się na mojej liście w latach 80.
Gdybym układał ten top 10 lat temu, to kto wie czy nie byłby
to numer 1. Jest "tylko" na 5, bo obecnie także jest w grupie tych "ogranych"...
Z drugiej strony przed układaniem stawiałem go poza moim Top20,
ale w miarę kolejnych porównań i przesłuchań dochodziłem do wniosku,
że przecież zbytnio lubiłem i nadal lubię ten utwór, żeby go tak surowo potraktować.
Nie zapomnę tego momentu, kiedy Redaktorzy Niedźwiedź i Metz odczytali
moją emalię w czasie tego TWC, tuż przed 1 miejscem... Archiwum TWC LP3 na LPMN - rok 2005
4. Time (The Dark Side Of The Moon, 1973)
Jednak czwarte miejsce. Poza podium. Nie udało się? Największy przegrany?
To się jeszcze okaże, jak przejdziemy do płyt. Tutaj napiszę, że zegary
za każdym razem robią na mnie piorunujące wrażenie, a utwór jest sztandarowym
przykładem na to, jak zrobić jednocześnie coś monumentalnego i nie przesadzić.
Wersja koncertowa:
nr 5.
mam podobnie jak Ty. kiedyś bardzo lubiłem, potem nieco mniej, a nawet dużo mniej.
teraz powoli wraca do "bardzo"
niestety ten okres "bardzo lubienia" przypadał na czas kiedy nie ukłdałem swojego TWC.
dziś go tam nie ma... jeszcze? coś się zapewne zmieni po tym topie...
nr 4.
jest u mnie w TWC.
uwielbiam!
kiedyś - 1996 - miałem jako budzik w wieży. szybko z tego zrezygnowałem, bo to prosta droga do znielubienia utworu
. KN:"Nic nie jest wieczne... może ta sytuacja też nie.
<OBY>"