Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
O Open'erze...
mr.vingoe
Unregistered

 
Post: #1
O Open'erze...
Nie będę Was odsyłał tu i tam byście czytali to i owo. Wrażenia większe i mniejsze, ale jedno pewne jest, że zdominowały ten tydzień i aż nie chciało mi się nadrabiać z listą. Nadrobię w najbliższym tygodniu. Wrzucam za to mocno subiektywne spojrzenie na to, co usłyszałem na festiwalu:

Dzień Pierwszy:

Editors - zagrali krótko, acz przebojowo. Solidnie. Z energią. Nie urzekli mnie jednak. Wyczyny wokalisty (ruchliwa bestia), to za mało, gdy brzmi się prawie tak samo jak na płytach. Słuchało się dobrze, jednak w porównaniu z tym, co usłyszałem później wypadli poniżej oczekiwań.

The Cribs – największe zaskoczenie dotychczas. Twórcy przebojowych refrenów kojarzeni raczej z piosenkami dla indie młodzieży ukazali się ze strony, którą ciężko mi było sobie wyobrazić. W tle oczywiście wciąż chwytliwe refreny, ale podane w ciężej strawnym sosie. Muzycznie było ostrzej, brudniej. Zgiełk gitar. Rockowo – punkowe zacięcie, a momentami jakbym słyszał My Bloody Valentine w stylu indie. Zaskoczka totalna i równie totalne zadowolenie. Teraz już rozumiem, czemu określani są jako jeden z lepszych zespołów z Wysp.

Devotchka – zaledwie fragment koncertu, ale wystarczył, by postanowić, iż po powrocie koniecznie trzeba poznać ich twórczość w całości. Magia. Pięknie brzmiący głos wokalisty, niezwykłe instrumentarium i oprawa. Melancholia przechodząca w dźwięki, których wewnętrzny rytm nie mógł nie zauważyć (i ciało już podryguje bezwiednie). I tak na zmianę. Od tańca do zadumy i łez. Aż szkoda, że nie mogłem w całości posłuchać, bo na głównej już od czasu jakiegoś grali…

The Raconteurs – ponoć powinienem żałować, że nie obejrzałem tego występu od pierwszej do ostatniej minuty. Widziałem i słyszałem końcówkę i to mi wystarczyło, by móc świadczyć o ich muzycznej wspaniałości, warsztatowej idealności. Ileż bym dał, by brzmieli tak na płytach… za ten klimat… Prawdziwie rockowa uczta, Zeppelin’owski klimat. Na tym koncercie powinni być rodzice tysięcy uczestników tego festiwalu. Czułem się jakby przenieśli mnie kilkadziesiąt lat wstecz. Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję ich zobaczyć, to zróbcie to koniecznie.

Róisín Murphy – zaśpiewała prawie wszystko, co najlepsze, w większości z ostatniej płyty. Dużo słyszałem o jej koncertach, ale najwyraźniej mam mocno ograniczoną wyobraźnię, bo to, co zobaczyłem i usłyszałem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Występ Róisín był jak spektakl teatru jednego aktora. Muzycy, chórki, oprawa jawili się właściwie jako ruchome elementy teatralnej sceny, z którymi aktor czasem wchodzi w interakcję. A ona niczym wulkan energii rozpalała do czerwoności publikę. Porywała w ekstazę, którą sama przechodziła. Świetna wokalnie, lekko ekscentryczna w zachowaniu, zmieniająca skórę niczym kameleon… powaliła mnie totalnie. Tak mocno, że nawet nie pamiętam utworów, w których zaskakiwała aranżacja. Dla tego jednego koncertu warto było pojechać na Open’era.

Fujiya & Miyagi – po Murphy sprintem do namiotu, bo tam już trwał kolejny koncert. Znów nieobejrzany w całości, ale dał mi wystarczające pojęcie jak fajnie brzmią Fujiya & Miyagi na żywo. Ich połączenie elektroniki z pop-rockowymi gitarami brzmiało świeżo i zadziornie. Wokalista w specyficzny sposób zapodawał teksty. Trudno to nazwać śpiewaniem. Raczej czymś w rodzaju deklamowania w rytm beatu. Ci, którzy słuchali ich płyty, wiedzą o czym mówię. I udało im się przy tym wytworzyć specyficzny klimat. Taki chilloucik po nocy pełnej muzycznych doznań. Odprężenie połączone z niczym nieskrępowanym całego ciała bujaniem. Dobry koncert.

Subiektywny ranking dnia pierwszego:
1. Róisín Murphy
2. Devotchka
3. The Cribs
4. The Raconteurs
5. Fujiya & Miyagi
6. Editors

Dzień Drugi:

Interpol – od momentu przebicia się przez bramki szczęście dopisywało. Pogodzony z faktem, że na Badu się nie zdążyło, obawiałem się, że mogę również spóźnić się na kolejny koncert. A tu niespodzianka. Erykah przełożona na 1 w nocy, a Interpol piętnaście minut później. Panowie wyszli elegancko ubrani, dystyngowani i zaczęli grać, a ja znów miałem uczucie, że coś tu jest nie tak. O tym koncercie wielu będzie mówiło, że był jednym z lepszych a nawet najlepszym, ale Ci sami wyrywali już włosy ze szczęścia, gdy parę miesięcy temu okazało się, iż chłopacy na open’erze wystąpią. Ja znów poczułem się zawiedziony. Niby niczego nie brakowało, niby było dobrze. Ot, takie przyzwoite granie. Tylko przyzwoite. A ja w tym czasie mógłbym równie dobrze rozłożyć się na trawie i czytać gazetę, słuchając ich występu niczym radia zet.

CocoRosie – zagrały w namiocie, co jak się okazało, było olbrzymią pomyłką. Koncert Interpol rozwiał moje przedfestiwalowe wątpliwości w temacie "z kogo na rzecz kogo częściowo zrezygnować". Odpowiedź była prosta. Interpol zostawiamy innym, a sami pędzimy na CocoRosie (nie byłem jedyny, bo namiot pękał w szwach). Siostrzyczki wyszły na scenę poubierane po wariacku, z niedbale zaplanowanymi fryzurami i twarzami pomalowanymi fluorescencyjnymi farbami. Wyglądały nieziemsko. Dokładnie tak jak ich występ. Dwie małe dziewczynki bawiące się w piaskownicy muzyką – takie odniosłem wrażenie. Bez nadęcia, naturalnie, radośnie. Żadna płyta nie oddaje tego, co siostrzyczki potrafią naprawdę. Jak dwa przeciwieństwa uzupełniające się idealnie wokalem, wrażliwością, miłością do siebie i muzyki. Obserwowałem to oniemiały, z uśmiechem na ustach… niczym starszy Pan obserwujący niewinność i beztroskę dwóch uroczo bawiących się dziewczynek… A one czarowały każdym ruchem warg, gestem, szalonym tańcem. Rozdzierały moją wrażliwość wykonując hipnotyzujące „Sunshine”, czy też „Beautiful Boyz”…, by po chwili zszywać ją, tworząc z niej ulepszoną wersję, przy pomocy rytmów wprawiających wszystkie części ciała i organy wewnętrzne w rytualne, taneczne drgania. Na szczególną uwagę zasługuje ktoś jeszcze. Niepozorny koleś stojący w tyle sceny. Z jego ust wydobywały się niesamowite efekty dźwiękowe, przez większość koncertu tworzył tymi dźwiękami hip hopowy podkład dla dziewczyn. Wszelakie zaawansowane sprzęty, miksery były zbędne. Publiczność szalała, choć ściśnięta w namiocie jak sardynki w puszce. Kulminacja przyszła z „Japan”, ostatnim utworem tego koncertu. Tego nie da się już nazwać nawet szaleństwem. I powiem tylko: kto nie widział CocoRosie na żywo nigdy nie zazna tego, co w siostrzanych umysłach i muzycznych wrażliwościach tkwi, bo samo słuchanie płyt, to ledwie przystawka do głównego dania. Everybody wants to go to… everybody just hold hands…

Jay-Z – tego Pana nie zamierzałem oglądać i nie oglądałem. Nie jestem fanem hip hopu. Ale chcąc nie chcąc słuchałem jego koncertu, spożywając w tym czasie cholernie drogie żarcie w położonym tuż obok sceny głównej miasteczku gastronomicznym. I muszę przyznać, że słuchało się tego z przyjemnością. Świetna sekcja rytmiczna, a rymowanie Jay-Z niosło ze sobą olbrzymia dawkę energii. Bardzo żywiołowy koncert. I nawet „Umbrella” była Icon_smile2

Erykah Badu – nie wnikam w przyczyny przełożenia koncertu na inną godzinę (bo w sumie dobrze się stało), nie wnikam w powód półgodzinnego opóźnienia, choć języki plotki niosą. Nie wnikam, bo to nieistotne. Fakt faktem, że podobnie jak ja, cała open’erowa publiczność była mocno rozczarowana, a nawet wnerwiona, sporą obsuwą czasową. Tym bardziej, że dobre pierwsze 10 minut, na scenie byli tylko muzycy, więc sama Badu kazała na siebie czekać 40 minut. A że Polacy naród nerwowy, to się obrazili i zajęło jej trochę czasu nim nas rozruszała. Na początek rozczarowanie, no bo jak to tak… Erykah w różowej bluzie, legginsach i trampkach? Do tego bez afro i z dziwną czapą na głowie? Cóż, tak właśnie było. Muzycznie doskonale, głębokie basy przyprawiały o drżenie skórę i ziemię. Bujało i bujało coraz bardziej. Doskonały głos Erykah przyprawiał chwilami o gęsią skórkę. A ona niczym władca marionetek, szaman plemienny zdobywała władzę nad słuchającymi. Mimika jej twarzy, skupienie na czole, wymachy rąk. Wszystko jakby w zwolnionym swingującym tempie. Wokal wdzierał się mocniej i mocniej w komórki nerwowe, aż byliśmy tylko dla niej i z nią. Wykonywaliśmy jej polecenia automatycznie. Klaskaliśmy, podnosiliśmy ręce do góry, śpiewaliśmy, gdy tylko miała na to ochotę. Była jak przewodnik zabierający dusze do nieznanych miejsc. Skończyła o świcie. A tuż przed, wszyscy na jej życzenie wyjęli telefony, by światła komórkowych ekranów wzbudziły w nas niezwykłe odczucia i pozwoliły poczuć wspólnotę… gdyż wszyscy jesteśmy ludźmi, bez kolorów skóry, wyznań… tylko ludźmi… Magic, magic, magic…

Subiektywny ranking dnia drugiego:
1. CocoRosie
2. Erykah Badu
3. Interpol
4. Jay-Z

Dzień Trzeci:

Lao Che - jeden z tych zespołów. których popularności w naszym kraju nie rozumiałem (tym bardziej na forum), bo ani nie słuchałem, ani nawet ochoty na to nie miałem. I owej popularności nadal rozumieć nie będę. Przykro mi. Nie lubię tego typu grania. Koncert nawet mnie nie zaciekawił. I na dobrą sprawę, to nawet nie chce mnie się o tym więcej pisać.

Polpo Motel - przez zupełny przypadek miałem okazję usłyszeć ich występ na Scenie Młodych Talentów. A na owej jakieś syntezatory, sprzęty mi nie znane. On i ona na czarno poubierani. Wyglądali jakby na szkolnej akademii grali. Acz... Dźwięki totalnie elektroniczne, kosmiczne, zaskakujące, dołujące i grobowe też czasem. Do tego onej wokal. Potężny gotyk z jej gardła się ulatniał. Pierwsze skojarzenie jakie miałem: "toż to taki współczesny, mrocznejszy Closterkeller lub cusik innego..."

Kobiety - w oczekiwaniu na pierwszą zagramaniczną gwiazdę mała wycieczka do namiotu zdominowanego tego dnia przez polski zestaw grający, bo i w późniejszych godzinach grali Oszibarack i Ścianka (nie widziane, gdyż zbyt wiele się działo, a krajowe zespoły przecież zawsze mam szansę zobaczyć gdzieś w Polsce). No więc po polsku w tym namiocie było. Dwa utwory i myk z namiotu. Znowu nie dla mnie. Bez polotu, jakoś dziwnie. Teksty takieś nijakieś.

Goldfrapp - byłem mocno ciekaw cóż się na scenie wydarzy. Alison wyszła w ciuszku utrzymanym w stylistyce z okładki ostatniej płyty, tyle że na różowo. Na scenie harfy i to już mi podpowiadało jaki będzie ten koncert. Nie sądziłem jednak, że będzie aż tak... nudno! Dziewczyna ma głos jak dzwon. Przepiękny. Zespół świetny instrumentalnie. Naprawdę doceniam to i chylę czoła. Niestety było zbyt jednostajnie. Nieznośnie letnio. A gdy usłyszałem "Number 1" zagrany w ten sam sposób jak całe kilka poprzedzających utworów wymiękłem, skuliłem się w sobie i szeptem do siebie: "*****, nie tak miało być". W tył zwrot i bez żalu najmniejszego na Scenę World żwawo się ruszyło.

Martina Topley-Bird - a pod sceną pusto prawie, choć tuż przed i w trakcie ludzi trochę się zebrało (pod koniec znów ubyło). Po raz pierwszy miałem okazję stać tuż pod sceną i dzięki Bogu, że tak się stało. Martina wyszła w czerwonej sukni a'la królewna i nawet kłaniając się publice łapała ją po bokach i lekko unosiła uginając kolana. To był najszczerszy koncert jaki widziałem. Ona nieśmiała, jakby ją na tę scenę z tłumu wyrwali. Była tak cudownie naturalna, że aż niezwykła. A jej "ceszć" nie zapomnę nigdy, chociażby dlatego, że po kilku pierwszych utworach myślała, że mówi "dźiekuje" (ktoś z obsługi jej podpowiedział, że się myliła). A za jej plecami NinjaBand. I to nie pomyłka jakaś, bo po ninjowskiemu byli ubrani. A jak doskonale brzmieli! Basista cuda czynił wręcz. A ona bez kompleksów wyśpiewywała kolejne utwory porywając do swojego świata kolejne rzędy publiki. Dużo bym pisać mógł. Naprawdę. Stałem pod tą sceną oczarowany, niczym książe pod trumną Królewny Śnieżki. I śpiewałem razem z nią, choć obie płyty poznałem niedawno i sam się sobie dziwiłem skąd ja znam te wszystkie teksty. I klaskałem zwyczajnie i w zapodany przez Martinę lekko skomplikowany rytm. Nie potrafiłem się ruszyć z miejsca, choć już wiedziałem, że na głównej zaczyna pewnie grać zespół, który tak bardzo chciałem zobaczyć. Nie umiałem zrezygnować. Niewytłumaczalne, to dla mnie jest do dziś. Nie umiałem nawet, gdy zagrała moje ulubione "Razor Tongue". Cóż, wyznaję zasadę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Potwierdziła się znów. Gdybym się urwał, to nie usłyszałbym "Anything"... Aha, ona jedyna ze wszystkich, których widziałem przedstawiła na koniec cały swój zaspół. I obok CocoRosie, ona jedyna szczerze, bezpretensjonalnie się cieszyła z przyjęcia jakie ją spotkało. [piwo Heineken - 6 zł; bilet - 219 zł, koncert Martiny Topley-Bird - bezcenne].

Massive Attack - spóźniony dobre 20 minut, po biegu przez koleiny z koncertu Sz.P. Martiny, miejsce startowe odległe zajęte. I to cud jakiś kolejny, bo cholernie daleko od sceny, a dźwięk jakiś taki najpiękniejszy i z daleka ta scena wyglądała inaczej też. Pełna świateł, teatr barw. Wizualizacje niezwykłe. Cudne. To spóźnienie moje mam gdzieś, bo to widziane dało mi wszystko, czego oczekiwałem. Żywe instumentarium brzmiało niby tak samo, jakby się z płyty słuchało. Tętniło jednakże inaczej, jakby narzucało sercu bicia rytm. Czułem tylko drżenia, siatkujący mnie dżwięk pełen emocji, ciary na plecach i wszędzie indziej też. Zagrali bardzo dużo nowego materiału. Pięknego. Jeśli taka ma być nowa płyta... będzie przepiękna. A do tego "Inertia Creeps". I do tego "Unfinished Sympathy". No a też, no i ponad wszystko "Angel". Jedyny utwór tego festiwalu, który sprawił, że... płakałem. Najpiękniejsze chwile tych trzech dni.

The Chemical Brothers - ja nie wiem czemu, ale koncertem nie nazwę tego za Chiny i za Tybet też. Bo niby czemu? Za co? Za ten dj-ski set zmiksowanych przebojów jakby z płyty puszczony? Za tą ciemność na scenie, na której nawet nie jest się pewnym, że stoją oni? Za te bardzo dobre wizualizacje na telebimach i wielkim ekranie tuż nad nimi, które niemalże odwracały uwagę od muzycznej wartości tego występu? Ja pytam za co? Może za to, że to porywało mimo wszystko? Za to, że publiczność szalała w tańcu się zapominając? A może dlatego, że całość była jak wielkie disco party pod gołym niebem? Za disco takie zwyczajne ze światowej klasy DJ-ami na czele? To ja bym chyba wolał na jakimś Sunrise Festival się znaleźć... Przynajmniej bym wiedział, że tego się właśnie spodziewałem. I niby poskakałem przy "Hey Boy, Hey Girl"... Za mało, bo to największe rozczarowanie tego festiwalu!

Subiektywny ranking dnia trzeciego:
1. Massive Attack
2. Martina Topley-Bird
3. Goldfrapp
4. Polpo Motel
5. The Chemical Brothers
6. Lao Che
12.07.2008 01:07 AM
Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
mrsap Offline
Weteran
*****

Liczba postów: 2 339
Dołączył: Jun 2007
Post: #2
 
Pozwolę sobie na rozległy komentarz, bo przeczytałem Twoją relację z ciekawością, odnalazłem sporo wątków, które aż kuszą, żeby się do nich odnieść, no i przede wszystkim dla porównania ułożę swoje listy z każdego dnia.
A nasze punkty widzenia są skrajnie różne.

vingoe napisał(a):Editors - zagrali krótko, acz przebojowo. Solidnie. Z energią. Nie urzekli mnie jednak. Wyczyny wokalisty (ruchliwa bestia), to za mało, gdy brzmi się prawie tak samo jak na płytach. Słuchało się dobrze, jednak w porównaniu z tym, co usłyszałem później wypadli poniżej oczekiwań.
Pewnie różni nas to, że ja byłem w październiku na ich koncercie w Warszawie i widziałem jak oni potrafią zagrać! Dlatego ja nie spodziewałem się po nich nic wyjątkowego. Zagrali dokładnie tak, jak tego od nich oczekiwałem. Nie zaskoczyli mnie niczym. Może poza tym, że nie zagrali bisów...

vingoe napisał(a):Devotchka – zaledwie fragment koncertu, ale wystarczył, by postanowić, iż po powrocie koniecznie trzeba poznać ich twórczość w całości. Magia. Pięknie brzmiący głos wokalisty, niezwykłe instrumentarium i oprawa.
Trochę żałuję, że nie byłem na ich koncercie, ale przecież nie mogłem sobie odpuścić tego oczekiwania na koncert The Raconteurs Icon_wink2

The Raconteurs:
vingoe napisał(a):Ileż bym dał, by brzmieli tak na płytach… za ten klimat…
Na drugiej płycie brzmią znakomicie!

Roisin Murphy:
vingoe napisał(a):Dla tego jednego koncertu warto było pojechać na Open’era.
Jak dla mnie, nie pokazała nic szczególnie porywającego.

Pierwszy dzień:

1. The Raconteurs
2. Editors
3. Muchy
4. Roisin Murphy
5. Ziemianie
6. L.Stadt

vingoe napisał(a):Ja znów poczułem się zawiedziony. Niby niczego nie brakowało, niby było dobrze. Ot, takie przyzwoite granie. Tylko przyzwoite. A ja w tym czasie mógłbym równie dobrze rozłożyć się na trawie i czytać gazetę, słuchając ich występu niczym radia zet.
Można i tak. Ja straciłem na tym koncercie mnóstwo kalorii stojąc prawie że tuż pod sceną. To prawda, wyczekiwałem tego koncertu od dawna, ale jak już pisałem u siebie na blogu, Interpol był w stanie mnie zaskoczyć, w przeciwieństwie do Editorsów. No i zagrali świetne bisy!

vingoe napisał(a):No a też, no i ponad wszystko "Angel". Jedyny utwór tego festiwalu, który sprawił, że... płakałem.
Dla mnie takim utworem był zdecydowanie "The Lighthouse" Interpolu. Łezka w oku się pojawiła Icon_wink2 I to nawet pomimo, że wcześniej nigdy ten utwór mnie specjalnie nie wzruszył.

vingoe napisał(a):Koncert Interpol rozwiał moje przedfestiwalowe wątpliwości w temacie "z kogo na rzecz kogo częściowo zrezygnować". Odpowiedź była prosta. Interpol zostawiamy innym, a sami pędzimy na CocoRosie
Bardzo dobre postawienie sprawy Icon_razz Widziałem CocoRosie przelotem (jak przechodziłem obok) i nie miałem ochoty wchodzić do namiotu. Wygląd tych pań mnie odstraszył Icon_mrgreen

vingoe napisał(a):Jay-Z – tego Pana nie zamierzałem oglądać i nie oglądałem. Nie jestem fanem hip hopu. Ale chcąc nie chcąc słuchałem jego koncertu, spożywając w tym czasie cholernie drogie żarcie w położonym tuż obok sceny głównej miasteczku gastronomicznym. I muszę przyznać, że słuchało się tego z przyjemnością.
Z tym się zgadzam w stu procentach!

vingoe napisał(a):Erykah Badu
To jedyny koncert ze Sceny Głównej, na który w ogóle nie dotarłem. I nie powiem, żebym żałował.

Drugi dzień

1. Interpol
2. Everything Is Made In China
3. Rotofobia
4. Sex Pistols
5. Cool Kids Of Death
6. Radio Bagdad
7. New York Crasnals
8. Jay-Z

vingoe napisał(a):Lao Che - jeden z tych zespołów. których popularności w naszym kraju nie rozumiałem (tym bardziej na forum), bo ani nie słuchałem, ani nawet ochoty na to nie miałem.
Może właśnie dlatego nie rozumiałeś Icon_mrgreen
Muszę jednak przyznać, że sporo osób ma do nich jakieś uprzedzenia :roll:

Polpo Motel:
vingoe napisał(a):Do tego onej wokal. Potężny gotyk z jej gardła się ulatniał. Pierwsze skojarzenie jakie miałem: "toż to taki współczesny, mrocznejszy Closterkeller lub cusik innego..."
Ten głos bardzo skutecznie mnie odstraszył Icon_mrgreen

vingoe napisał(a):w późniejszych godzinach grali Oszibarack i Ścianka (nie widziane, gdyż zbyt wiele się działo, a krajowe zespoły przecież zawsze mam szansę zobaczyć gdzieś w Polsce).
Ale to właśnie na festiwalach można ich odkryć. Wtedy, kiedy możesz ich wysłuchać "przy okazji". Ja byłem i nie żałuję, że poświęciłem dla nich nudne koncerty Goldfrapp i Massive Attack.

vingoe napisał(a):Aha, ona jedyna ze wszystkich, których widziałem przedstawiła na koniec cały swój zaspół.
Z tego co pamiętam, to większość wokalistów przedstawiało pozostałych członków zespołu.

vingoe napisał(a):The Chemical Brothers - ja nie wiem czemu, ale koncertem nie nazwę tego za Chiny i za Tybet też
Ja też Icon_mrgreen

vingoe napisał(a):Za mało, bo to największe rozczarowanie tego festiwalu!
Ja i tak wiele się po nich nie spodziewałem. Dla mnie największym rozczarowaniem były zmiany godzin koncertów w sobotę, gwiazdorzy, którzy się spóźniali na koncerty i... Beirut, który odwołał koncert. Poza tym wszyscy artyści pokazali coś ciekawego. No, może New York Crasnals trochę rozczarowali, bo oczekiwałem po nich znacznie więcej... Ale to młody zespół i jeszcze niejeden ich koncert przede mną Icon_wink2
A tak bardziej obiektywnie patrząc, to największym rozczarowaniem byli mimo wszystko The Chemical Brothers Icon_razz
No i... przyznam się, że mimo wszystko Muchy...

Dzień trzeci

1. Lao Che
2. Massive Attack (mimo wszystko...)
3. Hatifnats
4. Oszibarack
5. Ścianka (za to, że grali zbyt krótko)
6. Goldfrapp
7. Setting The Woods On Fire
8. Kobiety
9. Benzyna
10. Bajzel
11. The Chemical Brothers

Pełne podsumowanie

1. The Raconteurs
2. Interpol
3. Everything Is Made In China
4. Editors
5. Lao Che
6. Massive Attack
7. Rotofobia
8. Sex Pistols
9. Hatifnats
10. Oszibarack
11. Ścianka
12. Muchy
13. Roisin Murphy
14. Cool Kids Of Death
15. Radio Bagdad
16. Goldfrapp
17. Kobiety
18. New York Crasnals
19. Benzyna
20. Setting The Woods On Fire
21. Ziemianie
22. L.Stadt
23. Jay-Z
24. Bajzel
25. The Chemical Brothers

Moja lista na Spotify
Archiwum mojej listy
Profil na Last.fm
12.07.2008 02:22 AM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
AKT! Offline
jegomość
*****

Liczba postów: 24 587
Dołączył: May 2008
Post: #3
 
Vingoe, świetnie to wszystko opisałeś! Icon_surprised
Naprawdę pięknie się czytało, aż mam wyrzuty sumienia, że mnie tam nie było Icon_frown

I to nie tylko na Eryce, ale ogólnie festiwalu, chociaż znając życie poszedłbym tylko na drugi dzień... Za rok muszę się koniecznie stawić, bo rok temu było nieziemsko, mimo, że w sumie nie grał nikt taki, kogo bym wysławiał pod niebiosa Icon_wink2

— ——————
—— ——— ——————
————— ———————
————
— ————— — ——
———
12.07.2008 01:14 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #4
 
Baaardzo dobrze napisane. Kurcze, co tu napisać. Zobaczyliście chłopaki masę pewnie fantastycznych koncertów. Ja chętnie bym chociaż połowę tego ujrzał. Eh, ciekawe czy rok będę mógł się tam z wami bawić, bo to, że po 18-tce to na bank ;] Tylko czy taki line-up dopisze! Każdy am trochę innych ty faworytów. Szymon bardziej rockowo podszedł do festiwalu, a vingoe łyka bardziej elektronike/pop ;].
Przyznam, że sam nie miałbym też tyle chyba odwagi by odwiedzić tyle koncertów (pewnie stałbym cały dzień jakbym miał dobre miejsce przy głównej scenie i czekał na te główne dania Icon_biggrinIcon_biggrin) A tu się okazało, że zachwyciły też te mniej znane postacie sceny muzycznej...ale tak powinno być. Musi być równowaga.
Artystów Open-erowych będę przerabiał. Przynajmniej ciekawią mnie na ten moment Fisherspooner i Ziemianie. Chemical muszą być słabiutcy, że tak oboje na nich narzekacie. W ogóle takim stricte-elektronicznym zespołom trudno zaczarować publike, a jak widać im sie udało, nawet mimo braku na scenie tych wszystkich gości ,którzy często pełnili najważniejsze role w ich utworach? (a może był ktoś? Horace Andy?)

Pięknie Icon_wink

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
12.07.2008 03:45 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
mrsap Offline
Weteran
*****

Liczba postów: 2 339
Dołączył: Jun 2007
Post: #5
 
saferłel napisał(a):Przyznam, że sam nie miałbym też tyle chyba odwagi by odwiedzić tyle koncertów
To chyba nie jest kwestia odwagi, zobaczyłem to, co zobaczyć chciałem Icon_smile2

saferłel napisał(a):(pewnie stałbym cały dzień jakbym miał dobre miejsce przy głównej scenie i czekał na te główne dania Icon_biggrinIcon_biggrin) A tu się okazało, że zachwyciły też te mniej znane postacie sceny muzycznej...
Ja np. na Massive Attack byłem ok. 30 minut, stałem gdzieś daleko, a i tak jestem bardzo zadowolony z tego co zobaczyłem. Może dlatego, że nie jestem ich wielkim fanem. Na zespołach, na które się nastawiłem byłem blisko sceny, a reszta, to były dla mnie dodatki. Wcale nie jest powiedziane, że im większy zespół, tym lepszy koncert da. Są różne rodzaje koncertów. Występ Massive Attack rozpatrywałbym w zupełnie innych kategoriach niż występ Hatifnats, a występ Hatifnats w innych niż występ Ziemian.

Moje największe odkrycia tego festiwalu to:
1. Everything Is Made In China
2. Hatifnats
3. Rotofobia
4. New York Crasnals
5. Ścianka

Pozytywnie zaskoczyły mnie zespoły Massive Attack i Oszibarack.

Moja lista na Spotify
Archiwum mojej listy
Profil na Last.fm
12.07.2008 04:13 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
abd3mz Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 5 401
Dołączył: Jan 2008
Post: #6
 
Rewelacyjna relacja vingoe! Icon_biggrin3 [Twoja mrsap i tam i tu też. Icon_smile2]
Przepraszam, ale odniosę się tylko do jednego aspektu.
vingoe napisał(a):Lao Che - jeden z tych zespołów. których popularności w naszym kraju nie rozumiałem
Z tą popularnością to bym nie przesadzał. Chociaż w ciągu ostatniego półrocza liczba osób, która ich zna wzrosła kilkukrotnie.
vingoe napisał(a):(tym bardziej na forum)
Pocieszę Cię, że ja też jej nie rozumiem. Naprawdę.
vingoe napisał(a):bo ani nie słuchałem, ani nawet ochoty na to nie miałem.
Trudno rozumieć coś czego się nie zna.
vingoe napisał(a):I owej popularności nadal rozumieć nie będę. Przykro mi. Nie lubię tego typu grania.
Nie wiem dlaczego jest Ci przykro. Mi nie jest gdy czegoś nie lubię. Icon_smile2 [Chyba, że czegoś się spodziewam.]
12.07.2008 11:43 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #7
 
Ja tam vingoe rozumiem. Lao Che to ciężka muzyka. Mocno pokręcony jest ten zespół przynajmniej na ostatniej płycie. Niby to jest takie alternatywne i oryginalne...ale nawet moi ALTERNATYWNI znajomy kompletnie upokorzyli ten album na RYM-ie :/ Mi się to podoba w każdym razie.
A popularność Lao na tym forum ja rozumiem. Bo tu jest dużo Trójkowiczów, a Trójka ostro promuje czy też promowała ten zespół, a, że fani radia łykają to...

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
13.07.2008 11:27 AM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 088
Dołączył: Jun 2007
Post: #8
 
A oto jak Open'er wygladal z mojego punktu widzenia. Duze czesci tekstu są wzięte z moich komentarzy do dwoch ostatnich notowan mojej listy. Z gory zaznaczam, że w tekscie znajdują sie rowniez niepochlebne opinie o niektorych wykonawcach, byc moze lubianych przez kogos z Was. No ale trudno, takie jest moje zdanie o nich i musicie sie z tym pogodzic Icon_razz.

Wystepy na glownej scenie zapoczatkowaly Muchy. Grali poprawnie. O, mogę juz przejsc do nastepnego koncertu? No bo tu moim zdaniem za duzo nie ma co pisac. Tacy rzemieslnicy o dobrym warsztacie. Bez wielkich przebojow, bez wielkiej charyzmy, nie umiejący prawdziwie porwac publicznosci. Taki raczej support. Ale za to bardzo mi sie podobalo, że potem chodzili sobie po miasteczku festiwalowym jak wszyscy inni i sluchali sobie koncertow siedzac na trawie, a nie na loży vipowskiej. Druga gwiazda, Editors podobala mi sie bardziej, choc do tej pory niespecjalnie mi podchodzili. Nie powiem, żeby na Open'erze jakies oszalamiajace wrazenie na mnie sprawili, ale podobali mi sie i moze bedzie to bedzie jakis przelom w moim podejsciu do ich muzyki. Trzecia wielka gwiazda festiwalu to The Raconteurs, dla mnie jeden z trzech najwazniejszych koncertow, najbardziej oczekiwanych. I spelnil moje oczekiwania w 100%!! To byl rewelacyjny koncert! Co tu wiecej pisac. Jack White w fenomenalnej formie. Kazdą piosenke wykonywal tak żywiołowo jakby wlasnie przydarzyla mu sie jakas historia, którą chcial tym zgromadzonym tysiacom ludzi wykrzyczec! Podkreslal to wszystko bardzo emocjonalną mimiką, ktora byla dobrze widoczna na telebimach, na ktorych obrazy byly fantastycznie realizowane - widoki z roznych kamer, ciekawe kadry i przejscia pomiedzy nimi, częste rzuty na publicznosc, nakladanie sie na siebie obrazów itd. Ostatnia gwiazda tego dnia to Roisin Murphy. Szczątki tego koncertu slyszalem bedac juz na polu namiotowym Icon_razz. No coz, nie moja muzyka po prostu, a poza tym bylismy bardzo zmeczeni po podrozy i calym dniu z bagazami i namiotami. Ha, podroz pociagiem to osobna przygoda. Tak naladowanym pociagiem nie jechalem dawno Icon_razz. Ponad 5 godzin na korytarzu. Ale jeszcze ciekawiej bylo w drodze powrotnej. To juz w ogole byl hardcore! Bedzie przynajmniej co czasem opowiadac Icon_razz.

Sobota to dla mnie glownie Sex Pistols. Oni mieli mniej szczescia. Sobota byla potwornie goraca! W ciagu dnia nie ruszalismy z pola namiotowego i jego okolic, a tam ciezko bylo znalezc cien, wlasciwie to go nie bylo. Choc staralem sie oslaniac, to jednak slonce mocno mi przygrzalo. Wieczorem byly tego skutki - bylo mi zimno i mocno bolala mnie glowa. A w punkcie medycznym w miasteczku koncertowym powiedzieli, że mają tylko... zastrzyki. Wow! Profesjonalny punkt medyczny! Heh... Tak wiec koncert tych, na ktorych najbardziej sie na festiwalu nastawialem przezylem nie tak inrensywnie jak bym chcial i mogl. Ale przezylem! Icon_mrgreen Koncert bardzo mi sie podobal, a dla kogos kto gustuje wlasnie w takiej muzyce zaliczenie ich wystepu to po prostu konieczna koniecznosc. Zagrali wszystko czego mozna bylo sobie zyczyc (zaleta krotkiej dyskografii), a w dodatku 2 razy wychodzili na bisy. Zanim jednak dożylem do polnocy na poczatek tego dnia obejrzalem koncert Cool Kids Of Death. Bylem ciekaw jak ta bardziej od poprzednich elektroniczna plyta zabrzmi na żywo. No i zabrzmiala bardzo dobrze. Bo bardziej rockowo! Zreszta wczesniejsze kawalki tez wypadly przyzwoicie. CKOD to zespol ktory bardzo dobrze rozgrzewa publicznosc. Jesliby traktowac ich jako support najwiekszych gwiazd drugiego dnia, to spisali sie rewelacyjnie. Wystep New York Crasnals niestety mnie rozczarowal. Posluchalem przez 5 minut, brzmieli interesujaco, ale zaczynalo sie robic monotonnie, a ja mialem potrzebe zrobic miejsce na cos do picia. Gdy wrocilem po 10 minutach zespol gral tak, jakby to ciagle byl ten sam kawalek. To byloby interesujace, gdyby koncert trwal 15 minut. Posluchalem jeszcze troche i poszedlem dalej. Czekajac na Sex Pistols slyszelismy koncowke wystepu CocoRosie. Szkoda, że nie slyszalem wiecej, bo zaintrygowaly mnie te dzwieki. Wczesniej znalem kilka utworow przesluchanych kiedys na youtube. Chetnie bym wiecej koncertu zobaczyl, ale nie wiem czy umialbym czegos takiego sluchac na co dzien Icon_razz. Erykah Badu mnie kompletnie nie interesowala.

Niedziela, trzeci dzien festiwalu, zaczął sie wspaniale - obudzilem sie w pelni zdrowy! Uffffff. Jeszcze tylko poczekac 45 minut na prysznic i mozna zacząc dzien Icon_wink2 . W miasteczku festiwalowym bylismy ok. 17.00 i od razu poszlismy cos zjesc, bo wybor byl nieporownywalnie wiekszy niz przy polu namiotowym. Czy ja juz pisalem, że miejsc w ktorych mozna bylo kupic piwo bylo na oko ok. 80, a miejsc z gorącą herbatą ok. czterech? Widocznie ja należę do tych nienormalnych, którzy czasem muszą się gorącego napic, innym wystarczy piwsko o kazdej porze, nawet gdy silny wiatr zmniejsza temperature odczuwalną o dobre kilka stopni. Trzeba bylo sie dobrze posilic, bo czekal mnie jeden z najwazniejszych koncertow calego festiwalu - Lao Che. Tym bardziej, że nigdy wczesniej na ich koncercie nie bylem. No i w koncu nadszedl ten moment. Przezornie poszlismy pod scene odpowiednio wczesniej. Na zadnym innym koncercie nie bylismy tak blisko sceny, jedynie na The Raconteurs bylo porownywalnie (chodzi o scene główną Icon_smile2 ). Najpierw zespol sam stroil instrumenty i to juz byl pewien smaczek sam w sobie. W koncu zaczeli. I od razu moj szesciokrotny numer jeden - "Bog zaplac". Akurat ten numer mogl wypasc lepiej, ale moze to dlatego, że byl pierwszy i wszystko musialo sie jeszcze dotrzec. Poniewaz jednak byla to pierwsza ich piosenka ktora zobaczylem na zywo, to i tak szalenie mi sie podobalo Icon_mrgreen. A potem juz tylko bylo jeszcze lepiej. Na zadnym innym open'erowym koncercie nie znalem tak duzej czesci tekstow i nie spiewalem razem z nim. Praktycznie bez przerwy żyłem tymi dzwiekami, poruszalem sie, skakalem. I wspaniale bylo to, że wiele osob dookola mialo tak samo. Moze to ja trafilem do jakiejs oazy, w ktorej sie trafili fani, a nie przypadkowe osoby, a moze tak po prostu na tym koncercie bylo? Bylo po prostu rewelacyjnie! Nie wiem czy lepiej niz na innych ich koncertach, ale mam nadzieję jakos niedlugo sie dowiedziec Icon_smile2. Szkoda, że to tylko godzina. Czy to sprawiedliwe, że czasem godzina zlatuje tak szybko?? Obok Raconteursów to mój zdecydowanie ulubiony koncert z calego festiwalu Icon_exclaim Mialem nadzieje, ze tak bedzie i tak bylo.

Potem trzeba bylo odetchnac. Przeszlismy sie w strone sceny mlodych talentow i usiedlismy na trawce. Okazalo się, że to sam jeden facet robil cale szoł, ktore bardzo mi sie spodobalo. Urozmaicone kawalki, tak jesli chodzi o granie, jak i o spiewanie, momentami smieszne. Jak dla mnie najlepszy koncert sposrod tych wykonawcow, ktorych przed festiwalem kompletnie nie znalem. Bajzel. Kolejny koncert to znowu scena główna - Goldfrapp. No dobra, może tego by i fajnie sie sluchalo, ale jakby lecialo gdzies w tle, a nie tak jak mam stać i sie gapic przez ponad godzine. Jak dla mnie nuuuda! Kolejna wielka gwiazda Open'era - Massive Attack. Nie przepadalem za nimi wczesniej, nie chwycily mnie nigdy ich dzwieki. Koncert na takim festiwalu to idealny czas na to, żeby zmienic podejscie. Wynika z tego, że juz nigdy nie zmienie, bo wynudzilem sie jak mops. Jak dla mnie nuuuda. Nie moja muzyka i tyle. Wyszlismy przed koncem i poszlismy w kierunku najbardziej oddalonej sceny, na ktorej miał wystąpić Żywiołak. Bylismy na czas, ale koncert jeszcze sie nie rozpoczął. Byc moze czekano aż skonczy sie Massive Attack, żeby przyszlo wiecej osob. Poszlismy wiec na poszukiwania goracej herbaty. Znalezlismy mniej wiecej po takim czasie, po jakim bysmy znalezli na pustyni czterolistną koniczynę. Pijąc slyszelismy juz dzwieki Żywiołaka. Gdy znalezlismy sie pod sceną, okazalo sie, że w koncercie uczestniczy ledwie ze 300 osob. A sam koncert... Cóż za energia! Taka pierwotna, słowiańska, naturalna, szczera. Cos rewelacyjnego! Gitara, perkusja, skrzypce, bębenki, tamburyn, no i te niesamowite 2 glosy! A ludzie ktorzy ogladali na pewno nie żalowali, że nie ma ich teraz gdzies indziej. Po ok. 30 minutach postanowilismy jednak zobaczyc jeszcze ostatnia wielka gwiazde festiwalu - Chemical Brothers. Taka gwiazda - nie no, trzeba zaliczyc koncert. A że to był kawal drogi, to z 10 minut tam szlismy. Podeszlismy, spojrzelismy na scene, spojrzelismy sie na siebie, skrzywilismy sie... No nic, postoimy troche i posluchamy "koncertu". Dobra, minelo z 5 minut, spojrzelismy znowu na siebie - "ale tandeta", "co za gówno". I przez taki chłam wyszlismy z koncertu Żywiołaka?! Wracac juz nie bylo po co, bo tam sie koncert juz na pewno skonczyl. Wiec wrocilismy, ale do namiotu. Przynajmniej do lazienki nie bylo kolejki.

Gdybym mial ustawiac koncerty w kolejnosci, wedlug tego jak mi sie podobaly, to czolowka wyszlaby tak: 1. The Raconteurs i Lao Che (a co, to nie lista przebojow, tu moge sobie pozwolic na ex-aequo), 3. Sex Pistols (gdyby nie to, że źle sie czulem, to moze bylyby 3 zlote medale), 4. Żywiołak, 5. Bajzel, 6. Cool Kids Of Death. I jeszcze ciekawostka - gdzie byscie szukali tabletek na ból głowy? Moze w punkcie medycznym? To byscie mieli zdziwko, tam mogli tylko zrobić zastrzyk. Ale żenada. I jeszcze cos. Na teren festiwalu nie mozna bylo wnosic jedzenia, picia, aparatow fotograficznych powyzej 3.2 megapiksela i takie tam srata-tata. No wiec do szalu mnie doprowadzalo jak widzialem wielkie aparaty wniesione przez normalnych ludzi (tak, bez wisiorka, że photo), podczas gdy mi nadrogliwy ochroniarz kazal wyjąć... gume do zucia! Żałosne. Nie bede dla 2 zl sie z debilem klocil i tracil koncert Cool Kids Of Death, ktory sie akurat zaczynal.

Ogolnie impreza bardzo udana! Towarzystwo, muzyka, pogoda. I gdyby tylko nie bylo klopotow ze zdrowiem, to byloby jeszcze piekniej.
16.07.2008 12:09 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
AKT! Offline
jegomość
*****

Liczba postów: 24 587
Dołączył: May 2008
Post: #9
 
Buehehe, ja też nigdy nie zapomnę podróży pociągiem na Open'Er rok temu. Jeszcze wtedy lało prawie całą drogę, bo to był festiwal z serii tych mokrych i tonących w tonach deszczu, chociaż nie było aż tak jak na Glastonbury kilka lat temu, to fakt Icon_wink2 Dodam, że jak pan mnie przeszukiwał (a miałem w kieszeni od kurtki aparat 3.2) to ani pierwszego, ani drugiego dnia go nie znaleźli Icon_lol

Opisów koncertów i wrażeń nie czytałem, bo w sumie interesowała mnie tylko Badu, czego nie można powiedzieć o Tobie, a szkoda Icon_frown

— ——————
—— ——— ——————
————— ———————
————
— ————— — ——
———
16.07.2008 05:38 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 088
Dołączył: Jun 2007
Post: #10
 
i szkoda, że Ciebie nie interesowal nikt inny Icon_wink2
16.07.2008 07:25 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
AKT! Offline
jegomość
*****

Liczba postów: 24 587
Dołączył: May 2008
Post: #11
 
Kulki oczywiście, Jay-Z, może Roisin, ale to dopiero jeśli bym miał jechać Icon_wink2
Chemical Brothers też słuchałem kiedyś, więc pewnie też Icon_smile2
Ale to wszystko się gdzieś rozmywa przy Queen Badu Icon_mrgreen

— ——————
—— ——— ——————
————— ———————
————
— ————— — ——
———
16.07.2008 09:10 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
mr.vingoe
Unregistered

 
Post: #12
 
Po pierwsze:
Dziękuję za komplementy dotyczące mojej relacji.

Po drugie:
Na szczęście każdy z nas jest inny, inaczej odbiera muzykę i różne rzeczy chciał zobaczyć Icon_smile2 A kto nie widział niech se w brodę pluje Icon_razz

Po trzecie:
Kilka odniesień Icon_smile2
saferłel napisał(a):vingoe łyka bardziej elektronike/pop
Tu się nie zgodzę! W moim muzycznym świecie zdecydowanie panuje rock i alternatywa! Niestety nic nie poradzę na to, że właśnie Ci, na których liczyłem, zawiedli mnie najbardziej.
saferłel napisał(a):Chemical muszą być słabiutcy, że tak oboje na nich narzekacie.
Nie sądzę by byli słabiutcy... oni po prostu mnie rozczarowali tą swoją dyskoteką na żywo Icon_confused2
saferłel napisał(a):Horace Andy?
U Massive Attack oczywiście był. I to on wyśpiewał mi "Angel" Icon_smile2 Była też Stephanie Dosen i ktoś jeszcze, ale nie dosłyszałem jak ta czarnoskóra kobieta o wyjebistym wokalu się zwała.
saferłel napisał(a):Ja tam vingoe rozumiem. Lao Che to ciężka muzyka. Mocno pokręcony jest ten zespół przynajmniej na ostatniej płycie.
Cóż, dla mnie to ani ciężka muzyka, a już tym bardziej pokręcona i alternatywna. Zwyczajnie nudna niestety...
17.07.2008 02:29 AM
Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 088
Dołączył: Jun 2007
Post: #13
 
vingoe napisał(a):Cóż, dla mnie to ani ciężka muzyka, a już tym bardziej pokręcona i alternatywna. Zwyczajnie nudna niestety...
no cóż:
vingoe napisał(a):Na szczęście każdy z nas jest inny, inaczej odbiera muzykę
Icon_smile2
17.07.2008 10:03 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
AKT! Offline
jegomość
*****

Liczba postów: 24 587
Dołączył: May 2008
Post: #14
 
Cytat: Cóż, dla mnie to ani ciężka muzyka, a już tym bardziej pokręcona i alternatywna. Zwyczajnie nudna niestety...
Ja bym określił to raczej jako przerost formy nad treścią w nachalnie i nienaturalnie antypopowy sposób, co w efekcie wywołuje nuuuuuudę, o! Icon_biggrin3

— ——————
—— ——— ——————
————— ———————
————
— ————— — ——
———
17.07.2008 04:12 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #15
 
aaktt chyba doskonalę ujął to...tzn doskonale ujął tekst jakim posłużyć może się antyfan Lao Che w dyskusji czy to dobry zespół czy nie Icon_smile

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
17.07.2008 04:27 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
AKT! Offline
jegomość
*****

Liczba postów: 24 587
Dołączył: May 2008
Post: #16
 
Ja nie jestem antyfanem, bo prostu grają straszne męty moim zdaniem ^_^

— ——————
—— ——— ——————
————— ———————
————
— ————— — ——
———
17.07.2008 05:15 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #17
 
Nie mówię, że jesteś antyfanem, tylko stworzyłeś gadkę dla antyfanów Icon_wink

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
17.07.2008 08:47 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Open'er Festival 2017 prz_rulez 16 3 619 06.07.2020 06:46 PM
Ostatni post: thestranglers
  Open'er 2019 - początek zmierzchu? prz_rulez 18 1 762 22.07.2019 11:21 AM
Ostatni post: AKT!
  Open'er 2015 thestranglers 48 8 319 03.07.2015 08:41 PM
Ostatni post: mike
  Open'er 2014 michal91d 60 12 409 22.07.2014 02:34 PM
Ostatni post: thestranglers
  Sonique (Sieradz Open Hair Festival 2010) Tkk_Bolly 0 1 092 05.07.2010 01:39 PM
Ostatni post: Tkk_Bolly
  OPEN'ER 2010 AKT! 108 15 347 05.07.2010 11:35 AM
Ostatni post: Miszon
  OPEN'ER FESTIVAL 2010 Greg 30 5 800 16.10.2009 03:00 PM
Ostatni post: ksch

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości