WILD BEASTS - WANDERLUST

Trochę to trwało, ale w końcu się udało i Wild Beasts debiutują w podstawowym zestawieniu mojej listy. „Wanderlust” to utwór o wielu twarzach, bo z jednej strony to kompletne i wartościowe dzieło, można powiedzieć monumentalny przystanek w karierze zespołu. Z drugiej jednak strony piosenka jest zupełnie alternatywna, nie przytłacza aranżacją, zostawia wiele miejsca i oddechu dla głosu Haydena Thorpe’a. Można zatem uznać, ze zespół znalazł idealny patent na tworzenie muzyki doskonałej, trafiającej w sam środek tarczy. Taka muzyka prawdopodobnie nigdy nie zdobędzie ogromnego grona odbiorców, ale od czasu do czasu zdarzają się od takiej reguły wyjątki. Wystarczy wspomnieć choćby Radiohead i ich „OK Computer”, albo Massive Attack z „Mezzanine”. Może trochę się rozpędziłem, a może nie? W każdym bądź razie myślę, że „Present Tense” z pewnością jest w stanie odnieść podobny sukces.

LONDON GRAMMAR - NIGHTCALL

Choćby nie wiem co, to wersja London Grammar nie przebije oryginału, bo Kavinsky stworzył po prostu arcydzieło współczesnej muzyki elektronicznej i naprawdę nie ma sensu się z nim ścigać. I chyba z takiego założenia wyszli muzycy London Grammar podchodząc do nagrania „Nightcall”. Bo to, że tego oryginału pobić się nie da nie oznacza, że nie warto sprawić sobie i fanom przyjemności w postaci własnego wykonania. Przepiękny i niepowtarzalny głos Hannahy Reid brzmi po prostu nieziemsko w oszczędnej i subtelnej aranżacji. I nie wiem jak czują to inni, ale mnie od razu przez głowę przelatują sceny z filmu „Drivie”. Pewnie, że jest bardziej refleksyjnie i spokojnie, ale czy właśnie nie takie najczęściej są wspomnienia i poukładane fakty w zakamarkach pamięci. A gdy już wszystko sobie przypomnisz i zatęsknisz za tym mocniejszym uderzeniem, piosenka nagle się rozwija i nabiera całkiem innego wymiaru. Doskonały cover!