Ponieważ zaraz udaję się na ucztowanie i biesiadowanie, zgodnie z obietnicą przedsionek pierwszej dychy.
15 Harts – The Music
Harts to kolejny dziobasoludek. Bawi się namiętnie sentymentalnymi nutami i rozmarza melodią. Ale wyróżnia się bardzo Prince’owym podejściem do urozmaicania piosenek. Mamy typowe do księcia dyskretne solówki gitarowe, mamy wokalne popisy w różnych skalach, podobne rozwiązania w warstwie rytmicznej. Gdy się pojawiała w moim odtwarzaczu, nie spodziewałem się, że tak mocno skradnie moje serce.
14 Cascam - Want To Me
Efemeryda, która wstrząsnęła moim jestestwem. Wiem, że to nie jest wielkie, ale ja to bardzo lubię i chciałbym by inni też to zrobili.
14 v e e n - Thyreoalis
Znów efemeryda, tym razem przesycona erotyzmem i jakimś nerwowym, narkotycznym klimatem. Pogięte, ale piękne.
13 Chapel Club - Good Together
Nowe oblicze Chapel Club przyjęło się z chłodem, fakt, że niestety na płycie nie ma takich melodii jak na debiucie. Ale Good Together wyróżnia się bardzo. Świetna, najezona elektroniką pieśń.
12 The Strokes – Welcome To Japan
Po raz kolejny zachwycam się Strokesami, tak już od debiutu. Wiadomo, że nie są już w tej formie, co drzewiej, ale co jakiś czas zabijają mnie takimi świetnymi kompozycjami. Takimi, jak ta. Wszystko tu jest doskonałe, łącznie z doskonałą melodią.
11 Arcade Fire - Porno
Znowu porno. Ja tam nie uważam się za wielkiego fana AF, ale trzeba obiektywnie powiedzieć, że nagrali płytę wybitną, tak wyważona, proporcje dźwięków są zadziwiające. Porno jest przykładem, jak nagrać idealną piosenkę rockową 21 wieku. Czyste porno. Doskonałość.