Dobra, 2 ostatnie numery z tego okresu, zanim zrobi się popowo (czego jednak w tej części BTW nie doświadczycie w dużych ilościach, bo tylko 2 kawałki zaraz zostaną do końca). Nie wiem, czy to punk, ale na pewno nie disco. Powiedzmy zatem, że jak dodać powyższe Clash, to punkowcy w ostatniej chwili postanowili zachować twarz:
Madness HOUSE OF FUN 1982 singiel
w BTW od: 2010 (ale numer znałem "od zawsze")
Tym razem wyjątkowo teledysk, głównie z tego powodu że nie jestem pewien, czy to jest to wideo, ale na pewno któreś z wideo Madness było często puszczane w latach 80-tych w Polsce i bardzo je lubiłem . Poza tym - klip dobrze oddaje szaleństwo kawałka.
Totalnie zakręcona rzecz, nawet niemal dosłownie: z powodu różnych efektów dźwiękowych "nausznie" ma się wrażenie, że nagranie szaleje niczym w lunaparku, zwalniając i przyśpieszając jak rollercoaster, sprawia to wrażenie jakby kilkukrotnej zmiany tonacji utworu. Dodajmy śmieszne riffy dęciaków i dziwnie rozstrojony fortepian, odgrywający tu rolę zarówno basu, jak i gitary rytmicznej i nawet solowej, który brzmi absolutnie rewelacyjnie i sprawia, że czasem kojarząca mi się z Madness czy Talking Heads "nasza" Republika staje tutaj przed oczami jak żywa, to brzmi jak coś z ich repertuaru. Nie ma tu jednak republikańskiego "ciężaru socjologiczo-politycznego", to czysta zabawa. Której trudno nie ulec, fajnie sobie ten numer zapuścić z samego rana na dobre rozbudzenie.
Całość ma nastrój groteski właściwej raczej piosence aktorskiej czy też musicalowej, niż rockowemu graniu. Takie zresztą jest moje ogólne skojarzenie z zespołem: zabawni wariaci grający "teatralną muzykę", strojący dziwne miny i skaczący gdzieś po ekranie niczym członkowie Ministerstwa Dziwnych Kroków ze skeczy Monty Pythona.
Numer zasłużenie zdobył szczyty list przebojów w UK i Irlandii.
Ciekawostka: pierwotnie nagranie nazywało się "Chemist Facade" i nie posiadało refrenu. Szef wytwórni Stiff Records, słysząc numer, postanowił że wyda go na singlu, ale stwierdził że do tego numer potrzebuje refrenu i zażądał od zespołu dopisania brakującej części. Tak też się stało, ale nie nagrywano nowej wersji, tylko po prostu przemontowano odpowiednio wersję pierwotną, niczym film, doklejając między zwrotki taśmę z refrenami. Było zabawnie, bo z racji nagłego wejścia tego fragmentu, refren zaczynał się bez literki "w" ("Elcome to the house of fun" ) i Suggs musiał dograć poprawki wokalne.