Miszon
Stały bywalec
Liczba postów: 11 562
Dołączył: Aug 2008
RE: Muzyczny BTW część I.2 (1973-1982)
Queen WE WILL ROCK YOU 1977 News of the World
w BTW od: 1997, czyli prawie od początku
VIDEO
Czasami w BTW jest tak, że utwory z różnych lat łączą się ze sobą, tworząc niejako wspólną historię. Tak jest w tym przypadku. Bo pisałem już o tym, jak zespołowi przyszedł na myśl pomysł na ten numer. A w zasadzie - na 2 numery, bo tak się złożyło, że to samo zdarzenie wpłynęło zarówno na Briana, jak i na Freddiego, inspirując ich do napisania piosenek o podobnym charakterze. Otóż pewnego razu na początku 1977 po koncercie w Wielkiej Brytanii miało miejsce dziwne zdarzenie: rozemocjonowana występem publika zaczęła po zejściu zespołu ze sceny śpiewać "You'll never walk alone". Zaskoczeni muzycy pomarzyli o tym, by mieć na swoim koncie podobny hymn, który idealnie nadawałby się do wspólnego śpiewania przez duże grupy ludzi, niczym pieśni stadionowe. I tak Brian napisał We will rock you, a Freddie We are the champions. Numery, które stanowiły na płycie jedność, płynnie przechodząc z jednego w drugi, a potem zwykle były razem grane pod sam koniec występów grupy, w ostatnim bisowym secie (razem z Bohemian rhapsody, na sam koniec zaś puszczano God save the queen w ich aranżu).
Prostota tego kawałka powala: to po prostu sam 3 dźwiękowy rytm, na to śpiew a capella, w zwrotkach to co zapodaje Freddie można by nazwać nawet rapem. No i ten porywający do wspólnego śpiewu refren. Genialne.
Pisałem wcześniej o tym, że po wielkim sukcesie Ciemnej strony Księżyca Floydzi wpadli w marazm i dostali doła, osiągnąwszy to co chcieli gubiąc cel dalszego grania. Wyszli z tego, ale okupili to zmianą z zespołu demokratycznego na coraz bardziej pogłębiającą się dyktaturę Rogera Watersa, który najszybciej się potrafił otrząsnąć z marazmu i wyznaczyć kolegom nowe artystyczne cele. Dyktatura ta ostatecznie doprowadziła do ich rozpadu. Jak się okazuje - wielki sukces może jednak mobilizować do dalszej pracy i jego powielania. Zapewne zresztą była to kwestia innych profili psychologicznych, a może też i innych profili muzycznych grup. Bo u Queen upragniony sukces Nocy w operze spowodował pójście za ciosem i zrobienie Dnia na wyścigach. A kiedy i to się udało, nadeszło coś co mogło niejednego załamać (i wielu załamało): rock progresywny się skończył, glamrock się skończył, nadeszła era punka. W tym momencie Queen pokazało kolejną zbawienną dla zespołu rockowego cechę (poza brakiem zapędów autokratycznych u członków zespołu): umiejętność natychmiastowego reagowania na zmieniające się mody muzyczne. Oni ich nie powodowali, nie byli prekursorami. Oni je szybko przygarniali i zmieniali styl, świetnie dopasowując się do rynku, ale zachowując swój charakterystyczny sznyt, powodujący że od pierwszych dźwięków wiedziało się, że to gra Queen (i powodujący to, że nie mieli wielu udanych naśladowców). Tak było tym razem - na nadejście punka natychmiastowo odpowiedzieli płytą najsurowszą w swoim dorobku, mocno rockową, niemal bez większych ozdobników, nagraną z tradycyjnym instrumentarium (jedynym klawiszem był fortepian Freddiego, te dziwne dźwięki, np. w Get down make love, brzmiące jak syntezator, robił na gitarze Brian).
O płycie jeszcze napiszę, ale raczej jutro, przy innych utworach z niej pochodzących.
PS. Mamy pełną odpowiedź na pytanie konkursowe nr 6:
6. Ile trwają najdłuższy i najkrótszy utwór? (po 1p za kawałek za dokładny czas w sensie zgadnięcia jakie to były kawałki lub po prostu za zgadnięcie czasu bez podawania tytułów. Co oznacza, że można podać liczbę lub po prostu tytuł. 1p dla tego, kto się pomylił w sumie o najmniej)
1p. dla Albarna , który pomylił się o 2 sekundy, nie podając jednakże konkretnego tytułu. the stranglers pomylił się o 6 sekund, podając inny tytuł zresztą. Więc walka była zażarta!
-----------------------------------------------
Teraz drugi "sportowy" numer z tej płyty, tym razem autorstwa Freddiego:
Queen WE ARE THE CHAMPIONS 1977 News of the World
w BTW od: 1995, czyli początku
Tutaj nie ma za bardzo co dopisywać, bo w zasadzie opisałem oba numery przy We Will Rock You. Tyle tylko, że tutaj nie mamy prostego tupania i klaskania połączonego ze skandowaniem, lecz pieśń opartą na akompaniamencie fortepianu i choć niby przeznaczoną do wspólnego śpiewania, to wymagającą wokalnie i wcale nie łatwą do sensownego zaśpiewania. Freddie uważał, że kibice powinni trochę poćwiczyć struny głosowe?
Tak czy inaczej - pierwotny zamysł się udał i rzecz stała się hymnem nie tylko homoseksualistów (którzy jako pierwsi sobie to "przywłaszczyli"), lecz także wszelkich imprez sportowych. Nawet raz słyszałem ten numer grany dla polskiej reprezentacji w piłce nożnej, co jest absolutnie ewenementem zważywszy na jej "wybitne" osiągnęcia w ostatnich 20 latach (pamięta ktoś, z jakiej okazji to było?)
Ciekawostka: podobno w 2011 roku zespół naukowców badał różne przeboje pod kątem ich chwytliwości, uwzględniając wszelkie matematyczno-fizyczno-neuropsychologiczne niuanse. I wyszło im to że to jest najbardziej chwytliwy, najbardziej dostosowany do wspólnego śpiewania, numer w historii. Autosugestia, czy komutery też lubią sport (i Queen)?
-------------------------------------------------------
Queen IT'S LATE 1977 News of the World
w BTW od: ok. 1998
[video=youtube]http://www.youtube.com/watch?v=o5xPIDTv8PE" frameborder="0" allowfullscreen>
(rarytas, bo wersja z BBC. Niezupełnie na żywo, bo z multiwokalem i nie wiem po co dogranymi oklaskami. Szkoda tylko, że nie ma tu moim zdaniem najlepszej części, która została zastąpiona improwizacją w stylu "Get down make love". Też zacną, ale jednak nie to co świetna szybka część z płyty)
Niesłusznie moim zdaniem zapomniany numer, do czego przyczyniło się zapewne też to, że bardzo szybko wypadł z listy numerów granych na koncertach (tylko na trasie po wydaniu płyty, a po 1978 czy 9 już ani razu go nie grali). A był nawet singlem. W Japonii co prawda i w dodatku w jakiejś beznadziejnej wersji przyciętej do 4 minut z okładem, ale jednaj był. To taka Mayowa próba zrobienia kilkuczęściowego numeru w stylu Bohemian Rhapsody, ale utrzymanego w całości w jednym, hardrockowym stylu. Mój ulubiony numer z tej płyty. Naprawdę świetna sprawa. Kiedyś przeczytałem, że to był numer nieco w stylu Free (który to zespół chłopaki lubili), a jak wiemy historia tak się potoczyła, że potem ich wokalista stał się przez chwilę wokalistą nowego Queen (czy też raczej jego połowy). Dziwne są dzieje muzyki.
Ciekawostka: w kawałku pojawia się tapping, jeszcze przed tym nim spopularyzował go Eddie van Halen.