OK - zatem wchodzimy w kolejną epokę muzyczną, której niektórzy może tu mocno oczekiwali . I jak widać poprzednia nie była dla tych niektórych taka straszna, moim zdaniem obyło się bez większych nudów .
Zatem:
[center]1976-1982 Disco vs. Punk[/center]
Stwierdziłem że tak nazwę, jak spojrzałem na przewijające się w niej kawałki .
Thin Lizzy THE BOYS ARE BACK IN TOWN 1976 Jailbreak
w BTW od: 2002
Niesamowicie wciągająca melodia, szczególnie refrenu, obłędnie melodyjne i zapadające w pamięć riffy gitarowe, w dodatku grane w duecie przez Scotta Gorhama i Briana Robertsona, zaraźliwy luz w śpiewie Phila Lynotta - bardzo lubię ten numer, z roku na rok coraz bardziej. I ponieważ go nie słyszałem kilka miesięcy conajmniej, to jak teraz odpaliłem sobie youtube'a, żeby wrzucić tu linka, to z rozpędu zapuściłem 4 razy z rzędu, w 3 wykonach .
Numer znałem jeszcze przed 2002, ale zbyt wiele razy nie słyszałem, bo z nieznanych mi powodów nie jest szczególnie często grany w stacjach radiowych. Ale szalał za nim także mój współlokator, do tego stopnia że pewnego razu stwierdziliśmy, że musimy to sobie nagrać. I zadzwonił do Muzycznej Poczty UKF i zamówił ten numer, dedykując go "naszym chłopcom wracającym z Korei" (tak się złożyło, że właśnie mieli wracać ). Puścili i nagraliśmy, katując potem przez kilka następnych tygodni wiele razy dziennie .
To jest rzecz zarówno do śpiewania, do grania na gitarach, na "niewidzialnych gitarach", jak też do tańczenia. Mam wrażenie że zespoły ery dancerocka (jak określam większość składów tzw. nowej rockowej rewolucji) mają tu dużo do zawdzięczenia Thin Lizzy. W każdym razie debiuty Franza Ferdinanda i Killersów jakby coś z tego numeru brały.
Płyta była przełomem dla zespołu, 2 single z niej zrobiły sporą karierę w Stanach (ten i Jaibreak - co ciekawe oba rozpoczynały płytę. W sensie - jedna z jednej, druga z drugiej strony ) i dzięki temu grupa stała się gwiazdą nie tylko w UK i rodzinnej Irlandii (gdzie zdaje się jest legendą równą U2). Na VH1 oglądałem kiedyś bardzo ciekawy dokument o zespole, a raczej głównie o basiście-wokaliście. Jednym z głównych motywów były rzecz jasna dragi, które niestety zaważyły na późniejszych losach zespołu. Dorzuciwszy do nich wybuchowy charakter lidera otrzymaliśmy stałe zmiany składu grupy (co z kolei dało taki efekt, że grało w niej tyle legend rocka, że głowa mała!), o dziwo sprzedaż albumów na tym nie cierpiała za bardzo (przynajmniej do 1980), ale Phil nie bardzo potrafil wykaraskać się z heroiny, to niestety w końcu dało gorzkie efekty, w postaci takiej że niestety pod koniec 1985 doznał zakażenia, a następnie w wyniku powikłań - zapalenia płuc, ostatecznie umierając w wieku 36 lat po kilku tygodniach choroby.