Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 1 Głosów - 5 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Muzyczny BTW część I.2 (1973-1982)
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 561
Dołączył: Aug 2008
Post: #39
RE: Muzyczny BTW część I.2 (1973-1982)
1975 kończymy poczwórnym uderzeniem:

Pink Floyd SHINE ON YOU CRAZY DIAMOND part One 1975 Wish You Were Here
w BTW od: 1995, czyli od początku


(osobliwe wideo - nagranie z koncertu z 1975, ale w filmiku po prostu przejazd przez Nowy Jork jakiegoś gościa na rowerze Icon_smile2 )

Floydzi po serii płyt, które składały się z jednej głównej kompozycji obudowanej drobniejszymi rzeczami nagrali Rzecz o Szaleństwie, gdzie taki schemat został zarzucony na rzecz ogólnego konceptu. Nadszedł czas na Rzecz o Tęsknocie, gdzie połączono oba wcześniejsze pomysły: jest jeden koncept, ale też jedna główna kompozycja, rozbita na dwie, przedzielona przez inne utwory. Choć wcale nie takie mniejsze.

Po wyczerpującej, fizycznie ale też twórczo, pracy nad Księżycem, zespół złapał lekkiego doła. Nagle okazało się, że to do czego dążyli, czego pragnęli, co było ich marzeniem - status gwiazdy - się spełniło. I jak to często bywa, kiedy spełniają się takie wielkie marzenia, człowiek nagle staje przed pewną pustką w swoim życiu i z pytaniem: co dalej? I wraca myślami do przeszłości, bo przeszłość i młodość niemal zawsze wydają się lepsze niż teraźniejszość. Tak było z nimi: nagle poczuli gorzki smak, który się nieraz ukrywa w spełnieniu, zaczęli myśleć o początkach zespołu, o czasie kiedy rynek muzyczny tak mocno ich nie pożarł i nie wciągnął w swą machinę, o młodzieńczych czasach, kiedy grali razem z Sydem Barrettem. To był trudny czas dla chłopaków. I ważny ze względu na przyszłe losy zespołu, bo w tym momencie okazało się, że pojawił się nowy lider, który twardą ręką zmusił do pracy resztę. Stery przejął Roger Waters, który najszybciej pozbierał się w takiej sytuacji i widząc, że niespecjalnie ma wsparcie od reszty grupy, mocno je chwycił. Uwalniając pewne demony swego charakteru, które sprawiły że potem chwytał je mocniej i mocniej. Dlatego to ważny moment w historii Pink Floyd.

Waters potrafił te zbiorowe odczucia zespołu przelać na papier w formie piosenek i stworzyć z nich spójne, konceptualne dzieło, opowiadające jak wspomniałem wyżej o tęsknocie za "złotymi wiekami", za przyjaciółmi którzy odeszli, o rozczarowaniu muzycznym światem. O tym jest ta płyta. A jej głównym adresatem, poprzez główny utwór na krążku, jest Syd Barrett - ich pierwszy lider, którego osobowość zderzona z muzyczną machinerią osłabła, a pod wpływem narkotyków, o które tak wówczas było łatwo i po które osłabiona tak chętnie sięgała, rozpadła się, wpychając go w szaleństwo i eskapizm. Bo wracając myślami do przeszłości, często w rozmowach wspominali jego postać. Oczywiście, Syd był tylko symbolem, tytułowy utwór nie jest konkretnie o nim, ale skojarzenie jest natychmiastowe.

I jeszcze to spotkanie jak memento - pod koniec mixowania płyty, pewnego razu wszedł do studia pewien otyły mężczyzna, łysy, z ogolonymi brwiami (to zainspirowało scenę golenia brwi w filmie "The Wall") i siadł gdzieś w kącie. Praktycznie nikt go nie rozpoznał, Rick miał wrażenie że zgadł, ale nie mógł uwierzyć, dopiero kiedy David do niego zagadał, zorientowano się że to Syd Barrett. Zespół był tak zszokowany jego wyglądem, że m.in. Waters się wręcz rozpłakał. Próbowali z nim porozmawiać, w tle leciała muzyka z nowej płyty, ale on niespecjalnie zdawał się pojmować co się dzieje, nie rozumiał w ogóle muzyki która brzmi w tle, niezbornie odpowiadał na pytania. David zaprosił go jeszcze na swój ślub, na którym Syd się pojawił, ale wyszedł gdzieś w trakcie bez pożegnania i podobno więcej już żaden z członków zespołu go nie widział.
Smutna historia...

Kawałek ma kilka części. Na początku mamy pozostałości po wielu nieowocnych próbach zespołu, który swego czasu pracował bezskutecznie nad projektem nagrania płyty z użyciem sprzętów domowego użytku. W tym konkretnym przypadku utwór rozpoczynają dźwięki kieliszków napełnionych wodą. Potem mamy syntezatorowe plamy Ricka. Następnie - spokojna solówka Davida. Potem - konkretniejsze solo na klawiszach. I agresywniejsze solo na gitarze, mocno bluesowe. I dopiero wchodzi wokal. Kiedy jest sam początek: "remember when you where young...", słychać jakiś szatański śmiech, przywołujący na myśl podobny moment z wstępu do płyty z Księżycem. Rzecz się rozpędza, aż w końcu wchodzi zapętlony motyw basu i rzeczywiście iście szalone solo saxu Dicka Parry'ego, stałego współpracownika zespołu (grał z nimi już na Księżycu, a potem aż na trasie Pulse!). Co do tej bluesowości gitary - kawałek ogólnie jest bluesowym numerem, choć mocno przetworzony to blues (zaczynając od tego, że w drugiej a nie pierwszej osobie śpiewany). Swego czasu na warsztatach muzycznych mieliśmy wykłady o muzyce rozrywkowej i w zajęciach poświęconych bluesowi, ku mojemu zaskoczeniu, na koniec puszczono właśnie ten numer. Ale rzeczywiście - jak się wsłuchać w te sola Davida, to jest dużo na rzeczy.

Przyznam, że kawałek z biegiem lat nieco stracił w moich oczach. Po zachwytach w zeszłym wieku, jakoś na początku tego zaczął mnie męczyć, potem jakoś wydał mi się staroświecki (czy po prostu zestarzały bardziej niż inne), ostatnie 2 lata nieco się odbił co prawda, ale to jednak nie to.

Ciekawostka:
S hine on
Y ou crazy
D iamond

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
19.02.2013 05:07 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
RE: Muzyczny BTW część I.2 (1973-1982) - Miszon - 19.02.2013 05:07 PM

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990) Miszon 162 42 921 15.09.2022 11:42 PM
Ostatni post: Miszon

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości