10cc I'M NOT IN LOVE 1975 The Original Soundtrack
w BTW od: ok. 1998-99
). Wcześniej ciekawił mnie raczej tekst - ciekawa koncepcja: podmiot liryczny rozpaczliwie próbuje udowodnić sobie, że nie ma czego żałować i szarpać szat, bo wcale nie jest zakochany. Choć z każdego dźwięku i słowa słychać coś zupełnie innego. To mi się od razu spodobało, natomiast produkcja niespecjalnie, bo wydawała mi się bardzo zamulać, zasładzać nagranie. Zasładzać w takim znaczeniu jak za dużo cukru w napoju czyni go gęstym i niespecjalnie zachęcającym do picia. Szczególnie w upalne dni. A tutaj żar leje się z nieba, wszystko się lepi w słońcu - takie mam wrażenie słuchając tego.
Interesująca sprawa z tym nagraniem - zespół wcześniej zrobił to w konwencji bossa novy, ale jakoś nie zajarzyło, nie było przeboju, w dodatku część zespołu zgodnie twierdziła, że to kompletny szajs. Ale kiedy nagrywali płytę The Original Soundtrack (fajny tytuł swoją drogą), zauważyli że dosłownie wszyscy w studio (obsługa techniczna, sprzątaczki, etc.) nonstop nucą ten numer. Stwierdzili: "kurde! To jest hit! Coś zrobiliśmy nie tak! Musimy spróbować jeszcze raz!"Wpadli wtedy na pomysł kompletnego przearanżowania piosenki (jak, o tym w ciekawostce).
Zespół miał w tym czasie pewne problemy prawne - wytwórnia pozwała ich, bo zerwali kontrakt i chcieli odejśc do innej firmy. Kiedy skończono nagrania kawałka, Eric Stewart, wokalista i klawiszowiec zespołu, zawołał do studia przedstawicieli dawnej firmy i puścił im to nagranie. Po jednym wysłuchaniu ci tak się wystraszyli, że powiedzieli: "to arcydzieło! Ile kasy chcecie? Czy coś jeszcze? Jaki kontrakt? Zrobimy co tylko chcecie". Dzięki jednemu nagraniu zespół zapewnił sobie wysoki kontrakt na 5 płyt i 5 lat (nagrali ostatecznie jeszcze 7 płyt i rozpadli się w 1983).
A nagranie było na drugim miejscu w Stanach i #1 w UK.
Ciekawostka: jak oni to zrobili? O tu wyjaśnienie (do słuchania, nie oglądania):
[video=youtube]https://www.youtube.com/watch?v=Qq7oGenbp2I&hd=1" frameborder="0" allowfullscreen>
Dopiero jak przeczytałem o tym, o czym tutaj mówią, wyjaśniło mi się, dlaczego te "klawisze" brzmią tak dziwnie lejąco się. Bo wyszło na to, że to nie klawisze, tylko zwielokrotnione wokale 3 osób (przez 3 tygodnie nagrywać wokale, w sumie 256 ścieżek - można szału dostać! ). Zespół później zresztą zrobił coś w rodzaju udoskonalonego mellotronu, czy po prostu organ, które były instrumentem sterującym, na którym można było te ścieżki wokali odtwarzać, chociażby w trakcie koncertów, zwyczajnie naciskając odpowiednie klawisze.
Dodam też, że brzmieniowo (pulsowanie basu, tempo utworu, "głębokość" ścieżek, nastrój) kawałek kojarzył mi się zawsze z Don't give up. Które też mnie z początku nieco swym brzmieniem odrzucało i też przez tekst do mnie trafiło.