Miszon
Stały bywalec
Liczba postów: 11 561
Dołączył: Aug 2008
RE: Muzyczny BTW część I.2 (1973-1982)
Chyba czas na wyjaśnienie pierwszej zagadki. A może nie tyle wyjaśnienie, co częściowe jej uchylenie. Chodzi oczywiście o płytę, z której jest najwięcej nagrań w tej części BTW. Na razie nie wiadomo, czy to będzie ta płyta, ale zaraz się okaże ile z niej utworów. Co może naprowadzić nieco na odpowiedź na owo pytanie:
Pink Floyd TIME including Breathe (Reprise) 1973 The Dark Side of the Moon
w BTW od: ok. 2002
VIDEO
Myślę, że o moim odbiorze płyty będę jeszcze pisał w swoim Topie Płyt (który raczej ukaże się po zakończeniu forowego głosowania. Tak go planowałem już ponad pół roku temu i nie zmienię harmonogramu. Ale oczywiście zagłosuję, bo kolejność mam od 10 lat niemal taką samą). Tutaj napiszę tylko, że po przejechaniu odrzutowca, który zrzuca z nóg swoim hałasem, następuje lekkie wyciszenie (spowodowane zapewne chwilową głuchotą), a potem nagłe obudzenie. To zegarki nagrane przez producenta płyty, Alana Parsonsa, w sklepie u zegarmistrza, w celu przetestowania systemu kwadrofonicznego. Kiedy zespół nagrywał płytę, na której miał się znaleźć kawałek o upływającym czasie, Alan zaproponował im, że "ma coś takiego, może się przydać". Zespół był zachwycony, idealnie pasowało. Po symfonii na budziki, mamy fragment przy którym przy pierwszym przesłuchaniu płyty padłem na tapczan, lewitując z zamkniętymi oczyma i już się do końca nie zwlokłem, powalony wspaniałością krążka.
Nick gra tutaj na dziwnie brzmiących bębnach, roto-tomach. To coś takiego:
Płyty słuchali Sowieci na Sojuzie, mam wrażenie że ten kawałek brzmiał tam najlepiej . Szczególnie ten pierwszy fragment.
Potem mamy przyśpieszenie i kiedy w tekście jest mowa o zbyt późnym ruszeniu do startu, nadchodzi wspaniałe gitarowe solo Rogera. Gilmourowska klasyka - głównie skala dorycka plus bluesowanie, długie dźwięki. Jedna na najbardziej "jego" solówek. A potem - repryza utworu Breathe, nr 2 na płycie. Dzięki której nie umieściłem samego Breathe w BTW (co może niektórych wkurzyć w kontekście konkursu ).
Płyta określana jako "rzecz o szaleństwie", swoim uniwersalnym przesłaniem i poruszanymi tematami, bliskimi sercu każdego człowieka (życie, śmierć, cierpienie, mijający czas, pogoń za pieniądzem, etc.) trafiła do milionów słuchaczy. Przez 15 lat (do 1988! ) nie schodziła z pierwszej dwusetki sprzedaży w Stanach, dała zespołowi upragniony sukces komercyjny (i pierwszy duży przebój, Money. Time było drugim singlem, ale nie tak dużym przebojem) i pozwoliła się odbić finansowo od dna, w jakie wpędziło ich nagrywanie Atom Heart Mother, zakończyła także drogę zespołu w poszukiwaniu własnej tożsamości po odejściu Syda Barreta. Stopniowe szlifowanie brzmienia, wygładzanie go, znajdowanie indywidualnego stylu, te wszystkie zadania zostały tutaj zakończone. Stała się ich kamieniem milowym, najlepiej sprzedającą płytą (ponad 50 mln, czołówka sprzedaży wszech czasów). I sprawiła, że potem wielokrotnie inne mówiły o swoich przełomowym płytach, że to "ich Czarna Strona Księżyca". A także olśniewała techniczą maestrią nagrania, bo robiono to na świetnym sprzęcie, który pozwolił na umieszczenie w nagraniach wielu warstw, setki smaczków i ukrytych dźwięków (Polskie Nagrania coś takiego zdobyły dopiero jakieś z 15 lat później ).
A o czym jest ten kawałek. Niech przetłumaczy Tomasz Beksiński:
Cytat: Mijają chwile składające się na nudny dzień
Marnujesz, tracisz te godziny tak niedbale
Szarpiąc się na kawałku ziemi
W twym rodzinnym mieście
Czekając na coś lub na kogoś
Kto ci wskaże drogę
Jesteś zmęczony leżeniem w słońcu,
Patrzeniem przez okno na deszcz,
Jesteś młody, życie jest długie
I dużo w nim czasu do zabicia
Aż nagle pewnego dnia spostrzegasz,
Ze minęło tak dziesięć lat
Nikt nie powiedział ci biegnij,
przegapiłeś start
I wtedy zaczynasz biec,
Aby dogonić słońce co zachodzi za horyzontem
I ziemię okrąża dookoła
Aby wyjść z drugiej strony
Słońce jest właściwie to samo,
Tylko ty już nie jesteś tak młody,
Brakuje ci oddechu,
Jesteś o jeden dzień bliżej śmierci
Lata stają się coraz krótsze,
Czasu zaczyna brakować
Plany spełzają na niczym,
Lub kończą się nabazgraniem pól strony
Bezczynność w cichej desperacji
Jest, owszem, bardzo angielska,
Czas przeszedł, kończy się piosenka,
Myślałem, że mam więcej do powiedzenia (pisałem o tym u Kertoipa - ja to interpretuję inaczej, jako nieco ironiczne zwrócenie się do fana: "hej, myślałeś że zaśpiewam ci jeszcze coś mądrego? Nie, to już koniec, nie mam więcej do powiedzenia")
W domu, znowu w domu
Lubię tu być kiedy tylko mogę
Gdy do domu wracam
Zziębnięty, zmęczony
Dobrze jest kości ogrzać przy kominku
Daleko, za łąkami
Słychać bicie dzwonu
Co wieczornych nawołuje do modlitwy
Do wysłuchania
cicho szeptanych magicznych zaklęć...
Ciekawostka: to "tykanie zegara w tym spokojnym pierwszym fragmencie to tak naprawdę bas Watersa, który tłumił 2 struny, na zmianę w nie uderzając (ja zawsze sądziłem, że to też jakiś bębenek, typu "puk-wypuk")
Ciekawostka 2: album był tylko tydzień na pierwszym miejscu sprzedaży w Stanach (z ponad 700 obecności na liście). Ale do dziś sprzedaje się świetnie - np. w 2002 - 400 000 sztuk.
Ciekawostka 3: za swoją sztukę płyty zapłaciłem jedynie 13,50 PLN . Miała taką okładkę:
a do tego w zestawie taki magazyn, gdzie m.in. sporo o zespole:
ale to nie robiło mi wówczas różnicy. Grało świetnie! (miałem też od nich: The Piper at the Gates of Dawn, Meddle, Atom Heart Mother, Obscured by Clouds. Już bez gazetki, więc za 8,50 każde ).
-----------------------------------------------------------------------
Płynnie przechodzimy do następnego nagrania. Płyta lekko przyśpiesza, dzięki czemu zmieniamy tonację. I gramy: h F F(H5) F F6 F F(H5) F H F/A g7 C9 g7 C9
F7+ B7+ Es7+ c7 c7 F7 B7+ Es7+ B
i czas na "pieśń o cierpieniu":
Pink Floyd THE GREAT GIG IN THE SKY 1973 The Dark Side of the Moon
w BTW od: 1999 (płytę kupiłem w 1998, czyli jako pierwsze z płyty)
I to jest ten moment płyty, kiedy już leżę powalony po Time, ale jeszcze nie obudzony przy Money. Leżę i kwiczę, oddając się transcendentalnej podróży poza ciałem .
Rick Wright miał akordy, ale zespół wiedział po nagraniu ścieżki instrumentalnej, że czegoś tu brakuje. W 1972, kiedy sporo kawałków z płyty grano na koncertach, często lektor czytał wówczas jakieś fragmenty z Biblii. Nie pasowało to chłopakom do ogólnego konceptu albumu i postanowili to zmienić. Nieopodal nagrywała niejaka Clare Torry. Zaprosili ją do studia, opowiedzieli w kilku zdaniach, o czym ma być płyta, Rick zagrał jej raz kawałek i 3 razy zaimprowizowała potem pod fortepian swój wokal. I sobie poszła. Zespół wryło w ziemię, jak tego posłuchali. Z tych 3 podejść wybrali najlepsze momenty i w ten sposób powstał jeden mój ulubiony fragment na płycie, jeden z najulubieńszych kawałków zespołu.
Clare tak dała czadu, że potem na koncertach wokalizę śpiewały zwykle aż 3 wokalistki.
Ciekawostka: smutne to trochę, bo źle świadczące o zespole, ale nie umieścili jej jako współautorki utworu, a że ona nie miała wówczas specjalnie pojęcia o prawach autorskich, się tego nie domagała. Dostała jedynie 30 funtów za wykon. W 2004 jednak pozwała zespół i wygrała sprawę, od 2005 jest dopisana jako współautor kawałka. Choć oczywiście kwestie finansowe nie są jeszcze do końca wyprostowane.
Ale już wcześniej, w 1990, kiedy utworu użyto w reklamie Nurofenu (sic!) Rick zaprosił Clare, by ponownie użyła swojego wokalu i dostała za to kasę jako współautorka (nagrano to wtedy na nowo, nie z oryginału korzystając).
Ciekawostka 2: Clare z początku odrzuciła zaproszenie do studia, bo wolała obejrzeć koncert Chucka Berry. Ale przełożono sesję na następny weekend i wtedy na szczęście do niej doszło .
Ciekawostka 3: jakoś około 2000 australijscy słuchacze jednej z popularniejszych rozgłośni wybrali ten kawałek jako nr 1 na liście "utworów do uprawiana sexu". Nie próbowałem stosować w takich okolicznościach (poza całowaniem), więc się nie wypowiadam .
-----------------------------------------------------
Nie słyszałem winyla, gdzie przecież to była już druga strona (i wielokrotnie się zastanawiałem, gdzie się zaczynała druga strona, bo nigdzie mi nie pasowało w środku płyty). Zaś na CD to przechodzi jedno w drugie, dlatego też:
Pink Floyd MONEY 1973 The Dark Side of the Moon
w BTW od: ok. 2000
[video=youtube]https://www.youtube.com/watch?v=PMWmk16NZX4&hd=1" frameborder="0" allowfullscreen>
(tu sobie pozwoliłem na ekstrawagancję i wrzuciłem bootlega, koncert z Bristol w 1973)
Jak wspominałem wcześniej - pierwszy duży przebój grupy (pierwsza 20-ka w US). A w dodatku - jeden z niewielu wielkich przebojów, które są w nietypowym metrum. Tu konkretniej - 7/4 (a potem część "normalnie" na 4). Bardzo bluesowy kawałek, zarówno jeśli chodzi o to, że jest bliski 12-takciakowi (a w zasadzie to 24-takciak), jak i przez linię melodyczną, opartą głównie na skali bluesowej i pentatonice (szczególnie tą bluesowość słychać w tej powyższej wersji).
Bardzo lubię moment, kiedy ten złamany blues nagle przekształca się w tą część z chodzącym w kółko basem, a potem kiedy po agresywnym solo następuje wyciszenie, wygaszenie tła i ta zabawa kanałami stereo, dialog pomiędzy gitarą i klawiszami. Zresztą, pomysł na wywalenie wszystkich efektów w tym fragmencie i zostawieniem "suchej" taśmy, tak by stworzyć wrażenie słuchania zespołu grającego gdzieś obok nas, był autorstwa Gilmoura. Potem oczywiście następuje powrót przesterów i ech, narasta dynamika wzmacniana przez "walące się" bębny i znowu mamy szalony drive.
Dzięki temu, że taby linii basu w części śpiewanej były kiedyś wypisane w Estrada i Studio, szybko się jej nauczyłem i lubię sobie pograć z zespołem (bo potem jest bardzo łatwy fragment, do którego raczej nikt tabów nie potrzebuje
).
Ciekawostka: w pewnym momencie pojawia się saxofon Dicka Parry'ego, stałego współpracownika zespołu, który zasłynął z gry w Shine on you crazy diamond, ale pojawiał się potem wielokrotnie na koncertach i płytach, aż do The Division Bell i trasy Pulse.
Ciekawostka 2: mówiłem o tym kiedyś w Hey Joe. Aby dobrze dopasować "ścieżkę kasy", zespół znając ille taśmy przesuwa się w ciągu sekundy oraz wiedząc jakieś jest tempo utworu, wiedział ile trwa takt (i ile zajmuje to centymetrów), uciął dzięki temu takiej długości loop, żeby idealnie pasował do tempa utworu. To były czasy!