RE: MOJA LISTA notowanie 23(163) - 10.06.2011
O Nowościach:
FOO FIGHTERS - WALK
Mogło być lepiej, ale nie jest wcale źle. Tak w skrócie można opisać nowego singla Foo Fighters „Walk”. Oczywiście na nowej płycie Fightersów „Wasting Light” są oczywiście jeszcze lepsze utwory, ale może właśnie dlatego zespół postanowił wypromować „Walk”, bo może gdzieś gubi się w tłumie doskonałych kompozycji, a tak naprawdę też jest doskonałą piosenką, Może nawet bardziej spójną z dotychczasowym wizerunkiem zespołu. Na dodatek jak to często bywa z wideoklipami Foo Fighters zespół po raz kolejny postanowił zabawić się w przedstawienie fajnej historii. Tym razem historia przedstawiona w małym filmiku nawiązuje do kultowego już filmu „Falling Down”. W filmie Michael Douglas rusza z korka samochodowego w przedziwną i burzliwą drogę do domu. Ten motyw przerabiamy teraz w nowej formie z Davem Grolem w roli głównej!
Burn Selector Festival 2011:
Piętek:
Tak jak obiecałem tydzień temu przedstawię dziś swoje wrażenie z krakowskiego festiwalu. Wszystko zaczęło się o godzinie 18:00 na zbiórce generalnej w „Karliku” (bar studencki obok stadionu Wisły Kraków). Po wstępnej rozgrzewce przy kulturalnym browarze około 21:30 wybraliśmy się na pobliskie Błonia gdzie odbywa się festiwal. Zakładanie opasek odbyło się szybki i sprawnie, co było miłym zaskoczeniem. Potem jak zwykle „buractwo” firmy ochraniającej imprezę. Co Pan ma w kieszeniach? Proszą otworzyć fajki! O zafoliowane - to przepraszam itd. Następnie krótki rekonesans terenu festiwalu, sprawdzenie kart płatniczych i tak przy plastikowym piwku w obozie zamkniętym zleciał czas do 22:00.
Crystal Castles zaczęli dość punktualnie od „Fainting Spells” i podczas tego utworu wszystko tak naprawdę się zaczęło i do końca nie skończyło! Od razu ruszyłem do przodu i dopchałem się praktycznie pod same barierki. Totalne szaleństwo! Straszny ścisk, ludzie skaczą śpiewają i przepychają się, a Alice Glass co jakiś czas wskakuje na barierki i do publiczności. No niestety nie udało mi się jej dotknąć, ale i tak się cieszę bo miałem ją na wyciągnięcie ręki. Czas na koncercie zleciał niesamowicie szybko. Crimewave, Alice Practice, Celestica, Empathy itd. nie można było przestać się bawić. Koncert trwał jakąś godzinę i 10 minut i to tylko chyba taka jedyna mała wada. Poza tym dowiedziałem się też już podczas tego pierwszego występu, że nagłośnienie jest jak zwykle w Polsce do bani! Nie jest to jednak żadna nowość, a raczej norma.
Po koncercie byłem całkiem mokry i wydawało mi się, że absolutnie nie dam rady tak samo intensywnie bawić się już na Klaxnos. Natomiast w momencie, kiedy zaczął się koncert Brytyjczyków nie mogłem się powstrzymać i znowu wbiłem się pod samą scenę. Tym razem było jednak trochę luźniej, a ochrona cały czas podawał wodę w kubkach. Taki miły gest i od razu zrobiło się raźniej. Klaxons jak to Klaxons niesamowita energia i radość, która emanuje od tych gości jest wprost zaraźliwa. Nie można było się źle bawić. Grali natomiast świetnie i hitowo min: Atlantis to Interzone, Gravity's Rainbow, Golden Skans, Twin Flames, Magick, Cypherspeed, Echoes! Na bis zostawili Surfing the Void,I t's Not Over Yet oraz Four Horsemen of 2012. Nie wiem w jaki sposób w tak szybko to przeleciało! Dla mnie najlepszy koncert festiwalu!
Sobota:
Sobota zaczęła się podobnie jak piątek czyli od „Karlika” tylko, że tym razem postanowiliśmy wybrać się trochę wcześniej, aby zobaczyć zeszczę trochę więcej. No i chyba było warto, bo jednoznacznie przekonałem się, że koncert dwóch podstarzałych Dj’ów to totalna pomyłka i naprawdę nie wiem co ludzie widzą w The Orb na żywo! Natomiast o 21:00 na „Magenta STAGE” zameldowała się Katy B i koncert z żywymi to jest to! Niby muzyka elektroniczna, ale żywy set jakoś bardzie wiarygodnie brzmi. Dodatkowo mała sekcja dęta i robi się przyjemnie. Katy była w rewelacyjnej formie. Okazało się, że dziewczyna ma w Polsce wielu fanów i koncert wyglądał dzięki interakcji z publicznością świetnie. Zagrała praktycznie cały debiutancki album, a przy „Lights On” to było już totalne szaleństwo.
Potem skoczyłem na Hercules & Love Affair. Tak sama sytuacja jak z The Orb mogło by się wydawać, ale gdy z przodu stoją tacy wokaliści jakich zatrudnił Andy Butler to zupełnie inaczej się ta muzykę odbiera. Pani Aerea Negrot ma taki głos, że od razu wprawiła cały tłum w osłupienie i od razu stała się królową koncertu. Najlepszy i niezapomniany moment koncertu to utwór „Painted Eyes” zabrzmiał ze trzy razy lepiej niż na płycie. Wszystko to właśnie za sprawą niesamowitego głosu Aerea Negrot!
Na koniec wieczoru została już tylko Elly Jackson i jej duet La Roux! No i co mogę powiedzieć – rewelacyjny koncert! Pani Agnieszka Szydłowska chwali Elly za ładny uśmiech, nie do końca ceniąc walory muzyczne koncertu. Ja natomiast całkowicie rozumiem tremą i napięcie jaki towarzyszyło Elly. Gdy wyszła na scenę i zobaczyła ten niewiarygodny i szalejący tłum powiedziała tylko, że przeprasza wszystkich, że do tej pory jej u mas nie było. Czułem się jak na koncercie punkowym, pod sceną było tak jak na Crystal Castles, a ludzie dosłownie fruwali nad moją głową! O tym co grali nie ma co gadać bo w sumie zagrali wszystko co mają! Na koniec zostawiając „Bulletproof” i to był wymarzony finał festiwalu. Mój ulubiony utwór La Roux sprawdził się na koniec imprezy doskonale. Tego hucznego śpiewania i energii nie da się po prostu opisać słowami. Ziemia dosłownie się trzęsła.
I tak mój zakończył się pierwszy tegoroczny festiwal, a za tydzień jestem już w Warszawie na Orange Festiwal i w końcu zobaczę My Chemical Romance!
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.07.2011 11:52 AM przez marsvolta.)
|