5. 167 13 1x1 THE COOPER TEMPLE CLAUSE - BLIND PILOTS
Kick Up The Fire, And Let The Flames Break Loose (2003)
Absolutny top mojego zestawienia czyli pierwsza piątka. Bardzo się cieszę, że akurat „Blind Pilots” znalazło się tak wysoko w moim zestawieniu. Na te radość składa się wiele powodów zaczynając od prozaicznych i ważnych tylko dla mnie musze powiedzieć, że był to bardzo fajny okres w moim życiu i mam z tego czasu wiele fajnych wspomnień. Następnie muzyczna zawartość tego skromnego dość utworu jest akurat szczególnie ważna. Jest to w zasadzie piosenka, która składa się z czterech akordów, ale na dodatek w zwrotka pod względem progresji tych akordów nie różni się od refrenu, a jednak refren sprawia wrażenie wystrzałowego i bardzo mocnego. To akurat związane jest z tym, że w refrenie odpuszczone jest tłumienie strun, które mam miejsce w zwrotce. Dlaczego o tym piszę? Właśnie po to aby pokazać, że czasem w prostocie jest metod, a poza tym liczy się świetny pomysł melodia emocje i przede wszystkim dobry tekst. Nie pamiętam dokładnie gdzie pierwszy raz usłyszałem tą piosenkę, ale podejrzewam, że w „Trójkowym ekspresie” . Jednak naprawdę duże wrażenie wywarła na mnie w oprawie teledysku. Na potrzeby clipu został zatrudniony prawdziwy aktor Michael Fassbender, który wciela się w rolę człowieka, który przemienia się kozę. Mozę brzmi to śmiesznie, ale nie da się opisać atmosfery i klimatu tego małego filmiku. Dlatego najlepiej zobaczyć samemu. Oczywiście zakładem, że większość osób z mycharts doskonale zna ten clip! „Kick Up The Fire, And Let The Flames Break Loose” to na pewno najlepsza płyta The Cooper Temple Clause i warto poznać ją w całości, jednak „Blind Pilots” zdecydowanie wybija się ponad ten zestaw!
4. 169 13 1x3 METALLICA - THE DAY THAT NEVER COMES
Death Magnetic (2008)
Na taki utwór jak „The Day That Never Comes” i na taką płytę jak „Death Magnetic” czekało się latami i bądźmy szczerzy chyba nawet najwięksi i najbardziej zagorzali zwolennicy tego epokowego bandu nie wierzyli, że zespół nagra coś na kształt wielkich trzech albumów z lat osiemdziesiątych. I nie tak jak na czarnej płycie przebojowo i bardziej rockowo, ale dokładnie tak jak przystało na ojców trash metalu, ostro i bezkompromisowo. Wiele osób mówiło i pewnie do dzisiaj podtrzymują opinie, że „The Day That Never Comes” to utwór oparty na patentach z „One” i oczywiście stawili ten argument jako zarzut. Mi zaś od początku wydawało się, że jest to proste nawiązanie do najwspanialszej ballady Metallici „Fade To Black”. Jeszcze inni powiedzą, że to co na kształt niezapomnianego „Welcome Home (Sanitarium)”! Do czego prowadzi takie gadanie? W zasadzie do niczego, ponieważ końcowa konkluzja może być tak – Metallica nagrała utwór w swoim stylu, który przez cały lata osiemdziesiąte sumienie i skrupulatnie wypracowało, pomimo krytyki zagorzałych fanów metalu już od czasów „Fade To Black”. Tak to jest Lars zawsze wspomina, że już po nagrywaniu „Ride the Lightning” ludzie zarzucali im zdradę z powodu nagrania ballady. Kończąc ten wątek powiem jeszcze raz żeby jednoznacznie określić swoje stanowisko w tej sprawie. Jestem zadowolony, szczęśliwy i nie mogę uwierzyć, że przyszło mi żyć w czasach, w których Metallica nagrała niesamowity utwór, który już od pierwszego przesłuchania nie budził wątpliwości co do swojego poziomu i klasy!
Teraz kiedy napisałem już tyle o genezie utworu, stylu i swoich odczuciach powiem jeszcze parę słów o czysto muzycznym aspekcie utworu. Jak wiadomo utwór podzielony jest na dwie części, pierwsze wolna i refleksyjna, a druga mocna i taka, z której zespół może być szczególnie dumny. Kirk wzniósł się w tym utworze na wyżyny swoich umiejętności. Jego solówek i niesamowitych popisów można w zasadzie słuchać na okrągło i nigdy się nie znudzą. Przez lata jego styl ewoluował i od czasu czystych trashowych solówek poprzez bluesowe improwizacja z ery „Load” doszedł do poziomu, gdzie łączy te dwie epoki i znajduje doskonały środek. Bo wyraźnie słychać tu lekką rękę i podstawy, szkice tych solówek z improwizacji, jednak tutaj wszystko podporządkowane jest konwencji utworu, a już sam aspekt techniczny czyli wybrzmiewanie poszczególnych dźwięków i słyszalne pauzy w tych diabelsko szybkich eksplozjach gitarowych budzą największy szacunek.
Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o sprawie Iraku! James Hetfield nie chce jednoznacznie powiedzieć, że utwór traktuje o tym problemie, ale jest to oczywiste. Na dodatek teledysk rozwiewa wszystkie wątpliwości. Tak więc jak zwykle Hetfield stanął na wysokości zadania i napisał kolejny raz doskonałe teksty i kolejny raz udowodnił, że w porównaniu do wielu innych metalowych zespołów jego warsztat tekściarza jest wyśmienity, a on sam porusza bardzo ważne i trudne tematy, do czego zdążył nas już chyba przyzwyczaić.