Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opener 2011
michal91d
Unregistered

 
Post: #41
RE: Opener 2011
nie no, przestań, przynajmniej jedziesz Icon_biggrin
26.06.2011 10:30 PM
Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #42
RE: Opener 2011
Tak, ale wszyscy w domu się na mnie obrazili, bo nie odbiorę osobiście tego papierka z wynikami matur. To niby symbol, że olewam naukę i studia dla głupiego koncertu Icon_wink I w żaden sposób nie potrafię doprowadzić do jakiegoś rozsądnego konsensusu. Przykro mi, po prostu.

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
26.06.2011 10:51 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
emigrant
Unregistered

 
Post: #43
RE:
(10.12.2010 12:07 AM)bugman napisał(a):  dEUS
Przeciez oni przyjeżdzają
26.06.2011 10:54 PM
Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #44
RE: Opener 2011
Moja relacja (chwała temu, kto się ją odważy przeczytać w całości):

Trzeba być naprawdę zdesperowanym, jeżeli dla koncertu jednego zespołu jest się w stanie w niecałe trzy dni pokonać ponad 1200 kilometrów w wagonach PKP, dołożyć kolejne 20 kilometrów piechotą oraz przeżyć na własnej skórze najbardziej ekstremalne zjawiska pogodowe występujące w strefie klimatów umiarowych. Słowem: trzeba być jednym z tzw. ''common people'', którzy potrafili oddać część swojego serca zespołowi Pulp. Ja również do nich przystaję, co spowodowało, iż wiadomość o reaktywacji ekipy oraz jej przyjeździe do Polski wywołała we mnie niespotykaną euforię połączoną z uczuciem panicznego lęku przed ewentualnym niewykorzystaniem tej życiowej okazji. Decyzja o krótkim wypadzie na jubileuszowego Open’era była spontaniczna, czego z pewnością nie można powiedzieć o przygotowaniach związanych z wyjazdem na festiwal. Błagałem, prosiłem, płakałem, aż w końcu dostałem zielone światło na podróż.

W Gdyni zastała mnie upalna pogoda oraz zakorkowane ulice. Specjalne autobusy dowoziły uczestników koncertów na lotnisko Babie Doły wprost spod dworca głównego. Każdy taki kurs odbywa się w przeciągu niecałej minuty od poprzedniego, co powinno dać do myślenia na temat przepustowości ruchu nawet najbardziej zmotoryzowanym warszawiakom. Warto jednak było odczekać swoje, a następnie przebić się estakadą na osiedle Oksywie, gdzie czekał na mnie nocleg u zaprzyjaźnionego petheada, Adama. Przygotowania do Open’era nabrały tempa, chociaż na playliście jego wieży zabrakło tej nocy Pulp oraz innych wykonawców z tegorocznej edycji festiwalu. Było za to mnóstwo muzyki, która od zawsze leżała w kręgu naszych wspólnych zainteresowań. Obok oczywistych oczywistości z przepastnej dyskografii Pet Shop Boys, nie zabrakło kawałków od Depeche Mode, De/Vision, Kraftwek, OMD oraz licznych naśladowców i tributorów wspomnianych kapel.

Nazajutrz odwiedziliśmy wspólnie kilka ważniejszych punktów na turystycznej mapie Gdyni, która nawet po tak krótkim rekonesansie wskoczyła automatycznie do czołowej piątki moich ulubionych polskich miast. Nowoczesne city kontrastujące z przemysłowym rozmachem stoczni, dużo terenów zielonych oraz nadspodziewanie ''połamana'' topografia terenu sprawiają, że miasto ma do zaoferowania coś więcej niż tylko szeroki deptak z postawionymi wzdłuż budkami ze smażoną rybą. Tylko czy prawie każdy z licznych pomników musi być…kamieniem? Ale wracając do Open’era….Ponieważ piątkowa pogoda nie należała do tych najprzytulniejszych, postanowiłem poczekać na kilka większych nazwisk, które pojawiły się w line-upie po godzinie 18:00. Dodam, że wszelkiego rodzaju zdjęcia satelitarne oraz plany zagospodarowania terenu festiwalu nie oddają jego rzeczywistych rozmiarów. Przebycie odcinka pomiędzy ulicą Zieloną (tu znajduje się jedno z wejść), a punktem wymiany biletów na opaski i sceną główną zajmuje około 15 minut drogi. Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych trasa ta nie była szczególnym utrapieniem za co niewątpliwie należy podziękować obsłudze, która wyłożyła całą drogę gumowymi panelami. W ten oto sposób kalosze odeszły do lamusa.

Pierwszym napotkanym wykonawcą było – nomen omen - Pogodno, czyli kapela wybitnie nie na moją wrażliwość. Zespół zagrał dla dosyć niewielkiej grupki najwierniejszych fanów, kołyszących się w rytm około-rockowych melodii przez około półtorej godziny. Bez złośliwości dodam, że ich post-romantyczna muzyka napełniona wibracjami reggae oraz pop-comedy urzekła głównie festiwalową młodzież płci damskiej. Ja przeczekałem ten występ niejako z konieczności, ponieważ nic zapierającego dech w piersiach nie pojawiło się jeszcze na pozostałych scenach. Pogarszająca się z minuty na minutę pogoda nie odstraszyła mnie przed cierpliwym trzymaniem miejsca na występ Moniki Brodki. Artystka odpowiedzialna za najlepszą polską płytę pop ostatnich lat to już nie przelewki. Tłum rósł w oka mgnieniu, co wyraźnie wskazywało, że mamy do czynienia z pierwszym ważnym koncertem drugiego dnia imprezy. Brodka pojawiła się na scenie punkt 20:00 w kolorowym, psychodelicznym uniformie oraz skrojonym w podobnym klimacie makijażu. Pstrokate barwy, poprzyczepiane do ciała pompony oraz wstążki upodobniały ją do polskiej Björk. W podobnym kamuflażu wystąpili towarzyszący jej muzycy. Monika przywitała publiczność słowami ''Witamy na festiwalu Glastonbury'', a następnie rozpoczęła set od hitowych piosenek z najnowszej płyty ''Granda''. Nie zabrakło świszczącej ''Szyszy'' z niesamowitymi loopami klawiszowymi, soczystego kotleta ''Saute'', pulsującego singla ''W pięciu smakach'' oraz jeszcze pieczołowiciej dopieszczonego w stosunku do wersji studyjnej ''K.O.''. Po drugiej stronie sceny zabawa trwała w najlepsze, a wielonarodowa publiczność zdawała się nie zauważać strug deszczu oraz porywistego wiatru. Kilka parasolek zostało doszczętnie zdewastowanych, kilka przeciwdeszczowych płaszczów deszcz rozpuścił na ciałach właścicieli, lecz przy megaprzebojowym nagraniu tytułowym, zmiksowanym z ''King of My Castle'' (oryginalnie Wamdue Project), wszystkie ręce były wysoko w górze. I tylko momentami byliśmy zmuszenie spocząć łagodnie na ziemi, kiedy robiło się bardziej lirycznie, nastrojowo. Najpierw przy utworze ''Kropki Kreski'', a potem przy coverze ''Twist in My Sobriety'' z repertuaru Tanity Tikaram. Wielkim zaskoczeniem okazała się również nowoczesna interpretacja nagrania ''Ten'', pochodzącego z ery nie-alternatywnej twórczości piosenkarki. Kosmiczna aranżacja w stylu space disco pokazała, że Monika chyba już wie jaką ścieżką podąży przy okazji następnych płyt. Niestety kilka minut później wspaniałą zabawę przerwała wiadomość o awarii sprzętu spowodowanej jego kompletnym przemoczeniem. Koncert nie mógł być kontynuowany, chociaż muzycy zdecydowali się zaprezentować jeszcze jedno nagranie, tym razem w wersji unplugged. Kolejny cover, ''Girl Just Want to Have Fun'', okazał się definitywnym pożegnaniem Moniki Brodki z Main Stage. Jeszcze tylko kilka słów przeprosin i wspaniałe zachowanie wyrozumiałej publiczności. ''Damn it!'' – pomyślałem. Niedosyt po tak bajecznym widowisku pozostał do dzisiaj. Kto wie czy w innych warunkach nie usłyszelibyśmy następnych zaskakujących re-worków starszych nagrań albo pgrywanego od czasu do czasu ''We Used to Wait'', podebranego z dyskografii Arcade Fire. Pozostaje mieć nadzieje, że Heinekenowy odcinek nie był ostatnim aktem ''Granda Tour''.

Nieplanowana przerwa w eksploatacji sceny głównej sprawiła, iż miałem możliwość pospacerować po terenie festiwalu. Korciło mnie nawet, aby zajrzeć na Tent Stage, gdzie od kilku minut grali British Sea Power. Niestety szybka kalkulacja podpowiedziała, że nie ma sensu odwiedzić Brytyjczyków na 10-15 minut, a potem stracić możliwość oglądania gwiazdy wieczoru z dogodnej perspektywy. Po krótkiej kontroli rozbrzmiewającej dźwiękami techno/club music Burn Stage oraz etnicznej Word Stage, wróciłem do punktu wyjścia. Mokry od stóp do głów, cięższy o jakieś 2 kilogramy. Zanurzony w ciepłej bluzie z kapturem ukradkiem obserwowałem przygotowania do występu Pulp. Najpierw zawieszono duże fluorescencyjne tablice/ekrany, na których wyświetlano liczne wizualizacje towarzyszące poszczególnym utworom. Zadbano też o odpowiednie zabezpieczenie sprzętu, tak aby nie powtórzyła się sytuacja z koncertu Brodki. Kilka minut później z hibernacji wyrwał mnie vocoderowy głos zapowiadający pierwszy w historii występ grupy w naszym kraju. Wybiła 22:00. Siarczysty deszcz ledwie pozwolił dostrzec wychodzący zza kulis band, tak więc aby rozwiać wszelkie wątpliwości, Jarvis Cocker wskoczył na dwa centralnie ustawione głośniki i wykonał gwiazdorski ruch niczym Michael Jackson za dawnych lat. Rozpoczęli od jedynego słusznego otwieracza tegorocznej ''Reunion Tour'', czyli ''Do You Remember the First Time?''. Ten nacechowany seksualną dwuznacznością utwór nabrał po latach nowego, symbolicznego znaczenia. Nasz pierwszy raz z Pulp miał miejsce właśnie teraz. W tym samym momencie trwała wielka rozgrzewka Jarvisa. Kilka ekwilibrystycznych kopniaków, zabawa z kablem od mikrofonu w rytm słów ''it is so great to be straight'' i pierwsze wypowiedzi skierowane do oddanych fanów. Przeprosił w nich za obecny stan pogody i obiecał, że absolutnie nie przeszkodzi to we wspólnej zabawie. ''Musicie się ruszać! Oczywiście nasze ubrania nigdy nie będą w pełni suche, ale wiecie co mam na myśli'' – oznajmił, a następnie wywołał burzę oklasków translatując tytuł ''Pink Glove'' na ''Ruzowom Renkawincke''. Samo wykonanie podchodziło już pod majstersztyk. Rezonujący motyw klawiszowy oraz błyskające neony zahipnotyzowały tłum, a na bocznych telebimach co chwila przewijała się postać Candidy Doyle, w tym konkretnym przypadku głównodowodzącej brzmieniem kompozycji. Muszę przyznać, że pieczołowicie opatulona pokaźnym płaszczem wyglądała słodko, niczym babulka sprzedająca czosnek i cebulę na Dąbrowskim targu. I nie jest to ironia z mojej strony! Następnie Pulp zaserwował całą serię kawałków ze swojej najpopularniejszej płyty, wydanej w 1995 roku ''Different Class''. Nie obyło się bez niespodzianek, a nawet jednej sensacji. Przecież nie byliby sobą odgrywając wieczór w wieczór ten sam zestaw piosenek. W Polsce odważyli się jednak na jeszcze odważniejszy krok, bowiem tuż po ''Pink Glove'' Jarvis zapowiedział numer nie wykonywany na żywo od ponad 15 lat! Jakby tego było mało, liczbę spektakli z ''Mile End'' w jednej z głównych ról można policzyć na palcach dwóch rąk u kanadyjskiego drwala. Pomimo, iż w oryginale umieszczony tylko na stronie b singla ''Something Changed'', ''Mile End'' okazał się być równorzędnym partnerem dla zagranych po nim szlagierów pokroju idealistycznego ''Mis-Shapes'' (jej, jak ja czekałem na ten kawałek!), płynącego w oparach opium i amfetaminy ''Sorted For E's & Wizz'' (ten acidowy laser!) czy wprawiającego openerowiczów w dziką ekstazę ''Disco 2000'' (u, uuuu, uu!). Po takiej dawce przebojów krople deszczu zamieniły się chwilowo w krople potu. Emocje ostudziły dopiero złowrogie ''F.E.E.L.I.N.G.C.A.L.L.E.D.L.O.V.E.'' i poprzedzone wyjściem tańcującego wokalisty w publiczność ''I Spy''. W trakcie wykonywania tego utworu światła zgasły, a Cocker wyposażony we włączoną latarkę krążył między widzami śpiewając ''I spy a boy and I spy a girl/I spy the chance to change the world''.

Druga część koncertu wystartowała od zapowiedzianego jako autobiograficzne ''Babies'', pierwszego w pełni klasycznego singla Pulp z 1992 roku. To właśnie dzięki niemu formacja z Sheffield wypłynęła na powierzchnie po ponad 10 latach koczowania w muzycznym podziemiu, zawieszenia w niezidentyfikowanym stanie oraz balansowania na granicy pseudo artystycznego popu i elektronicznej klaustrofobii. Oklaskami przywitano też ''Underwear''. Utwór z rodzaju tych, które z czasem zdobywają status legendarnych, nie będąc wcale wielkimi przebojami z pierwszych miejsc list przebojów. Nie muszę chyba dodawać, iż czekałem właśnie na takie prezenty. A ''Underwear'' po prostu uwielbiam. Przy okazji następnego w setliście ''This Is Hardcore'', Jarvis oznajmił, iż dedykuje ten utwór każdej z obecnych pod Main Stage osób. ''Jesteśmy pełni uznania, że pomimo tych warunków jesteście dalej z nami. Każdy z was jest prawdziwym hardcorem. I ty, i ty, i ty tam również''. Wnętrze sceny natychmiast zatopiono w czerwonym świetle, a dudniące bębny oraz powoli sunące partie instrumentów dętych zaanonsowały chyba najważniejszy kawałek w historii Pulp. Wspaniale progresywny, utrzymany w stylowo-nerwowym tonie, gdzie całe napięcie uwolnione zostaje dopiero w kakofonicznym refrenie. ''This Is Hardcore'' spełnił moje oczekiwania co do joty. Ciężko było ukryć wzruszenie, lecz – jak to mawiają – widowisko musi trwać dalej. Wbrew rozgrywającej się na Gdyńskim niebie apokalipsie, Jarvis z pewną nutą zakłopotania w głosie powiedział, że najwyższa pora na kompozycję zatytułowaną paradoksalnie ''Sunrise''. Nie był to jednak happy-pop-song, mający na celu rozwiać przepełnione papierosowym dymem chmury, a raczej kolejny epicki motyw z ekologicznego nagrania ''We Love Life''. Również świetnie przyjęty przez publiczność. Na zakończenie półtoragodzinnego show wybrzmiało jeszcze tragiko-miłosne ''Bar Italia'' (wielka szkoda, że gitary zagłuszyły ''cyrkowe'' klawisze) oraz wieńczący dzieło ''Common People'', które poprzedzone zostało słowami: ''Wszystko co dobre musi mieć swój koniec, naprawdę. Nigdy podczas koncertu nie byłem tak mokry, mówię poważnie! Ten deszcz ma też swoje dobre strony, ponieważ na pewno nie zapomnimy o tym koncercie. A teraz utwór, o którym być może słyszeliście. Wiecie jak się nazywa?''. Wiedzieliśmy doskonale.

I to był koniec. Jeszcze tylko żołnierskie pozdrowienie wystosowane w kierunku fanów i chwilę później ze sceny zaczęły znikać poszczególnie elementy konstrukcji. Bisów nie było, chociaż Pulp zagrali pełnowymiarowy, festiwalowy set. Nawet występy w rodzinnej Anglii, na osławionych Glastonbury czy Isle of Wright, były pod tym względem nieco uboższe. Po pięciu minutach oczekiwania na cud zwany potocznie ''Jarvis-wychodzi-z-gitarą,-siada-na brzegu-sceny-i-gra-2-3-dodatkowe-kawałki-dla-100-150-osób-ciasno-skupionych-tuż-przed-jego-wielkimi-okularami'' zdecydowałem się nie ryzykować zdrowia i opuściłem teren festiwalu. Nie czekałem już na sobotnie Crystal Fighters czy nawet Foals. Raz, że mokre ubranie zaczęło mi poważnie doskwierać, a dwa, nie mogłem sobie wyobrazić świadomego uczestniczenia w dalszych eventach po tym, co wydarzyło się przed kilkunastoma minutami na Main Stage. Pewnym krokiem, z głową pełną myśli, wróciłem do kwatery, gdzie czekała już na mnie gorąca herbata i trzy tabletki z witaminą C. Nie będę udawał, że był to mój koncert życia, bo nie był. Nie te warunki, miejsce oraz typ występu (oby tylko na razie!). Mogę wszak uczciwie przyznać, że dawno nie bawiłem się tak świetnie, a postawę Pulp uznaję za bezbłędną. Chociaż po twarzach widać, że czas nie oszczędził ich tak samo jak zwykłych zjadaczy chleba, to jednak formą i witalnością przewyższyli wielu młodziaków, których miałem okazję obserwować na żywo na przestrzeni ostatnich lat. Pod względem interakcji z publicznością Pulp nie ma po prostu równych sobie. Aż strach pomyśleć co by to się działo przy innej aurze. Zresztą….nie będę bawił się w socjologa-psychologa i analizował scenicznego zachowania grupy. Napiszę krótko: Jarvis Cocker potwierdził moje przypuszczenia, że jest totalnie zajebistym gościem. Teraz spadam oddać kilka pokłonów przed jego ołtarzykiem!

PS – dziękuję Adamowi, Joannie i Bartoszowi za gościnę oraz Michałowi i jego ekipie za towarzystwo w czasie samego Open’era.

PS2 - ok, ok, ok....jeśli miałbym się czegoś uczepić, to braku kilku hiciorów nie z tego świata (''Lipgloss'', ''Help the Aged'' i przede wszystkim ''Razzmatazz'' :crying::crying::cryingIcon_smile oraz bardzo chłodnego potraktowania dwóch ostatnich płyt (tylko dwie piosenki z ''We Love Life'' i ''This Is Hardcore''). No ale coś za coś, prawda.....

Poniżej kilka wybranych fotek z WP.pl

[Obrazek: 4e0e61490e60c_p.jpg]

[Obrazek: 4e0e60cb8e4a7_p.jpg]

[Obrazek: Pulp-9.jpg]

[Obrazek: Pulp-17.jpg]

[Obrazek: Pulp-7.jpg]

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.07.2011 12:16 AM przez saferłel.)
03.07.2011 11:24 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
michal91d
Unregistered

 
Post: #45
RE: Opener 2011
saferłel napisał(a):Ja również do nich przystaję, co spowodowało, iż wiadomość o reaktywacji ekipy oraz jej przyjeździe do Polski wywołała we mnie niespotykaną euforię połączoną z uczuciem panicznego lęku przed ewentualnym niewykorzystaniem tej życiowej okazji.
ja niestety okazji na zobaczenie swojego ulubionego zespołu nie wykorzystałem, ale na pewno w Polsce się jeszcze pojawią
saferłel napisał(a):Błagałem, prosiłem, płakałem, aż w końcu dostałem zielone światło na podróż.
racja! zapomniałem o płakaniu Icon_biggrin
saferłel napisał(a):petheada
przez moment zastanawiałem się co to znaczy
saferłel napisał(a):Artystka odpowiedzialna za najlepszą polską płytę pop ostatnich to już nie przelewki.
ostatnich miesięcy, lat, dziesięcioleci? Icon_biggrin
fajnie się to czytało Icon_smile pewnie gdyby nie sesja i odległość do Gdyni to pojawiłbym się na Openerze w tym roku
03.07.2011 11:52 PM
Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
mike Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 4 648
Dołączył: Feb 2010
Last.fm Twitter YouTube
Post: #46
RE: Opener 2011
Fajna przygoda. Przeczytałem wszystko, ciekawy jestem jak tam matura z polskiego? Bardzo dobrze się ciebie czyta Icon_razz2
Zazdroszczę ci wyjazdu Icon_smile
03.07.2011 11:53 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #47
RE: Opener 2011
saferłel napisał(a):Moja relacja (chwała temu, kto się ją odważy przeczytać w całości):
Przeczytałem w całości i myślę, że nie będę jedyny, bo relacja jest napisana w iście mistrzowskim stylu. Gratuluję lekkości pióra i uczestnictwa w samym koncercie. Czuję się prawie jakbym tam był, wielkie dzięki, za relację.
03.07.2011 11:56 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #48
RE: Opener 2011
michal91d napisał(a):ja niestety okazji na zobaczenie swojego ulubionego zespołu nie wykorzystałem, ale na pewno w Polsce się jeszcze pojawią
Ja teoretycznie mogłem na Coldplay się załapać. Na miejscu były w sprzedaży bilety, ja miałem kasę, byłem w Gdynii już w czwartek o 19:00....no ale plan miałem inny. Mam nadzieję, że na następnym Coldplayu pojawimy się razem Icon_wink Też sądzę, że wróci dość szybko Icon_smile

michal91d napisał(a):ostatnich miesięcy, lat, dziesięcioleci? Duży uśmiech
Tak, coś mi tutaj wywaliło Icon_biggrin Miało być miesięcy, tak bezpiecznie Icon_razz2 Z drugiej strony jestem naprawdę zachwycony tym występem i ogromnie żałuję, że musiał skończyć się wcześniej. Brodka ma cholernie duży potencjał. Przeszła jedną z najbardziej pozytywnych przemian na polskim rynku muzycznym i świetlana droga przed nią. Jeśli tylko podąży w tym kierunku na kolejnych płytach.

mike napisał(a):Fajna przygoda
Pewnie Icon_wink Tylko za rok wypadałoby uzbierać jakąś ekipę, bo teraz tylko miałem okazję się chwilowo widzieć z jednym znajomym z innego forum, ale to taki dalszy znajomy internetowy Icon_razz2 Generalnie byliśmy razem na Brodce, a potem on wolał ze swoimi ludźmi iść na BSP, a Pulp jakoś mu wisiał Icon_sad

mike napisał(a):ciekawy jestem jak tam matura z polskiego? Bardzo dobrze się ciebie czyta Język
Nie wiem czy to ma jakieś przełożenie Icon_wink Dziękuję za opinie. Nieskromnie napiszę, że już kilka takich opinii na mycharts.pl widziałem, więc nie neguję swoich umiejętności w tym hobbystycznym fachu. Czy jednak obliguje mnie to do uzyskania wysokiego wyniku z matury? Raczej nie Icon_razz2

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
04.07.2011 12:13 AM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Opener 2016 thestranglers 16 3 168 18.05.2016 09:44 PM
Ostatni post: prz_rulez
  Opener 2013 thestranglers 153 21 611 09.07.2013 11:00 PM
Ostatni post: thestranglers
  Opener 2012 michal91d 68 8 281 13.07.2012 09:03 AM
Ostatni post: thestranglers
  OPENER 2009 Gary 253 33 969 27.07.2009 12:51 AM
Ostatni post: jszmiles

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości