Wrzucałem wcześniej filmik, w którym 2 ludków krytykowało współczesny przemysł muzyczny, jako taki w którym panuje dyktakt szefów wytwórni, którzy niemalże nakazują wykonawcom pisać jak najprostsze piosenki, oparte na akordach I-IV-V-vi.
Przy okazji innego filmiku, tym razem o zmianach tonacji w piosenkach natknałem się na inne spostrzeżenie:
Filmik może być dla wielu nieco mało zrozumiały i hermetyczny, jest tu dużo informacji z teorii muzyki i harmonii, jednakże chodzi mi o konkluzję, która co prawda nie miała być główną myślą filmiku, ale trochę tak przy okazji wyszło: otóż wszystkie przykłady, które gość przywołuje pochodzą sprzed lat 80-tych (pomijając B.Joela, ale sam mówi o tym, że ten kawałek z kolei miał wskrzeszać ducha dawnych nagrań, czyli niejako nie do końca go można zaliczyć w pełni do lat 80-tych). I gość zastanawia się, dlaczego nagle wykonawcy popowi, którzy w latach 50-60-70 nie wahali się tego czynić, nagle przestali używać zgrabnych zmian tonacji, ładnie modulowanych struktur harmonicznych piosenek i albo w ogóle nie zmieniali tonacji piosenek, albo robili to kompletnie "od czapy", w najprostszy i nagły sposób (przywołany na początku Jackson nie jest do końca dobrym przykładem - on akurat pozwolił sobie na pewnego rodzaju żart muzyczny, bo kiedy w piosence padają słowa "change!", to jest zmiana tonacji ).
Odpowiedzi nie ma, ale to w sumie ciekawe spostrzeżenie i kolejny kamyk do ogródka w temacie "kiedyś muzyka była lepsza". Tym razem można powiedzieć, że obiektywnie była, jeśli oczywiście analizować ją od tej konkretnej strony.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.11.2019 12:12 AM przez Miszon.)