Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
25. Przystanek Woodstock
EVENo Offline
Byda rzygoł
*****

Liczba postów: 8 000
Dołączył: Sep 2017
Post: #1
25. Przystanek Woodstock
Napisanie relacji z Przystanku Woodstock nie jest prostym zadaniem, bo jestem jedną z tych osób, dla których jest to coś znacznie więcej, niż festiwal muzyczny. To coroczna tradycja, podczas której stale poszerzająca się grupa znajomych spotyka się na polu namiotowym, aby przez tydzień (lub nawet dłużej) bawić się wspólnie z innymi wariatami nadającymi na tych samych falach.

Ale fakt faktem, jest tam też muzyka grana z ogromnej sceny i nawet jeśli dla mnie to tylko dodatek do imprezy, to Pol'and'Rockowy line-up musiał w pewnym stopniu załączyć u mnie funkcję krytyka.

Zacznę jednak od czegoś niemuzycznego. Po raz pierwszy bowiem mam ochotę pochwalić sponsorów za wykonaną robotę. Nigdy wcześniej ich udział nie był tak odczuwalny, jak w tym roku. Do tej pory co najwyżej irytowali, ale po 25. edycji mam ochotę uścisnąć ich mocno i podziękować za to, co zrobili dla festiwalu. Red Bull ufundował pokaz lotniczy na rozpoczęcie, Sprite ze swoim hasłem reklamowym "I Love You Hater" idealnie wstrzelił się w klimat imprezy, MasterCard dostarczał przydatnych informacji ze swojej wieży, a Play... nie wkurzał aż tak bardzo jak w poprzednich latach Icon_razz2 No i Lech - choć cena piwa wzrosła w tym roku o 25%, to nadal była śmiesznie niska jak na masową imprezę. No i w tym roku nie zabrakło gadżetów, strefy były lepiej zorganizowane, a samo piwo chłodniejsze. Na mapie festiwalu sporo się zmieniło, ale wyszło to na dobre. Tłok nie był tak odczuwalny.

Po fantastycznym, wzruszającym otwarciu, przyszła pora na koncerty. Ziggy Marley był bardzo dobrym wyborem na pierwszy występ. Oklepane reggae z kilkoma znanymi hitami Boba to coś, co delikatnie rozruszało imprezę i przygotowała wszystkich na mocniejsze brzmienia. Za rozgrzewkę można też uznać występ Black Stone Cherry, który zaprezentował dosyć proste, znajomo brzmiące riffy. Zespół wpadający w ucho, ale nie robiący jakiegoś wielkiego wrażenia.

Niestety, do zapomnienia pozostały dla mnie koncerty The Adicts oraz Gogol Bordello. Nie to, że były złe. Po prostu niewiele z nich pamiętam Icon_razz2 Z pewnością obie te kapele rozruszały imprezę, ale nie tak bardzo, jak można było się tego spodziewać.

W końcu przyszła pora na Happysad.
Mój znajomy przed występem powiedział bardzo mądre słowa "Oni już swój koncert życia na Woodstocku zagrali". I faktycznie, różnica pomiędzy Happysadem z 2013 roku, a tym dzisiejszym jest przeogromna. Stary happysad był idealny na tego typu koncerty, bardzo skoczny, prosty i nieprzekombinowany. Dzisiaj chłopaki z zespołu są dużo lepszymi muzykami i starają się zrobić ze swojego materiału coś znacznie bardziej ambitnego. Ambitny był wystrój sceny, aranżacja, pomysł na występ (zaproszeni goście: Mrozu i Daria Zawiałow). Brzmiało to dobrze, ale brakowało powera. Przykro mi, ale Happysad stał się zespołem zbyt dojrzałym, aby obecność na ich koncercie można było uznać za zabawę.

Gdybym pisał tę relację zaraz po występie grupy Avatar, pewnie pisałbym o niej w samych superlatywach, ale prawda jest taka, że zaraz po nich publiczność usłyszała zespół Crossfaith i po nich Avatar wypadł co najwyżej dobrze. Crossfaith to największe pozytywne zaskoczenie tego roku. Po pierwszej piosence uznałem, że jest "taki sobie", po drugiej kolega uznał, że to taki trochę Tomorrowland, przy trzeciej zacząłem się przekonywać, po czwartej tańczyłem pogo do samego końca. Wciąż uważam, że to nie moja bajka, ale ich muzyka świetnie spisała się i zapewniła masę dobrej zabawy.

Znacznie gorzej wspominam występ Parkway Drive, gdzie wokalista był dziwny, a muzyka jakaś taka mało oczywista. Za dużo wszystkiego: śpiew, krzyk, rapowanie, a to wszystko robi jeden koleś, który wyglądał na nieco zadufanego w sobie.

Tak zakończył się pierwszy dzień festiwalu. Dopowiem jeszcze, że przypadkowo byłem na próbie Darii Zawiałow, która zagrała wieczorem na Małej Scenie. Wracałem z Lidla i tak się szczęśliwie złożyło, że akurat miała ona swoją próbę i... głos petarda! Z tych trzech piosenek zagranych na dostrojenie mogę wywnioskować, że koncert był mega.

Drugi dzień otwarł zespół z eliminacji, czyli Ornette. Był to bardzo przyjemny rock, przypominający mi nieco IRĘ. Chłopaki śpiewają po polsku i grają całkiem solidnie. Na pewno zrobili na mnie dużo większe wrażenie, niż drugi ze zwycięzców eliminacji, Hurrockaine. Tam znacznie bardziej dało się odczuć amatorską robotę i brak tożsamości, bo oni akurat sami nie wiedzą, czy grać po polsku, czy po angielsku.

Zadziwiające, że Hunter drugi rok z rzędu dał tak dobry koncert. Dużo bardzo soczystego metalu, a do tego fenomenalny pomysł z coverem Enter Sandman, na którym nie sposób było nie skakać. Gdyby wydać zeszłoroczny i tegoroczny koncert na jednym DVD - byłaby to prawdziwa uczta dla fanów.

Krzysztof Zalewski od początku nie pasował mi na Dużą Scenę i niestety nie zmieniłem zdania. Nawet "Polsko" wypadło raczej średnio, a cała reszta doprowadziła mnie do snu.

Na szczęście szybko się obudziłem, bo zaraz po nim zagrał Testament i mogę powiedzieć, że wśród zagranicznych kapel był to najlepszy występ na tegorocznym Polendroku. Masywne gitary, dużo jakości, świetna, znajomo brzmiąca muzyka. Tym razem ofiarą kolejności line-upu był Lordi, który po Testamencie brzmiał po prostu tak sobie. Cóż, "ofiarą" w sensie odbioru, bo generalnie to chyba właśnie oni zgromadzili pod sceną największą publikę i na dobrą sprawą zrobili dobre show.

Niesamowitą jakość pokazało Prophets of Rage. Świetny funk, świetny rock, świetny rap. Panowie tak dobrze wymieszali te gatunki, że do teraz nie mogę wyjść z wrażenia. Udowodnili, że są supergrupą z krwi i kości i znają się na muzyce jak mało kto.

Koncert Acid Drinkers był bardziej ukłonem dla fanów, niż sprawą do oceniania i relacjonowania. Zagrali dobrze i to w pełni wystarczyło, aby otrzymać ogromne wsparcie od licznie zgromadzonej publiczności. Drugi dzień zakończył Pertubator, ale to zupełnie nie moja bajka.

Ostatniego dnia zobaczyliśmy Dub FX, który również nie był w moim guście oraz zespół, którego bałem się najbardziej. Decapitated to absolutnie epicka kapela, która przeszła do historii swoimi poprzednimi występami na Woodstocku. W 2015 roku grali tak głośno, że poszliśmy ze znajomymi pod Małą Scenę, tylko po to, aby nadal ich słyszeć. W 2016 ich perkusista miał próbę o 8:00 rano i było to jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu. Tegoroczny koncert nie był jednak zły, grali jakby trochę ciszej i wolniej, przez co nawet miałem ochotę pójść pod scenę na jakąś ścianę. Wokalista rozbawił mnie, kiedy powiedział ze sceny "A teraz coś bardziej rock and rollowego", po czym zagrali dokładnie tę samą piosenkę, co zawsze. Bardzo zabawne, proszę pana, bardzo zabawne.

Łydka Grubasa nie zaprezentowała się źle, ale fanem ich twórczości nigdy nie będę. Znaczy się, jako fan T.Love'u pewnie powinienem lepiej odebrać taką zabawę gatunkami i robienie sobie żartów z muzyki, ale jakoś te żarty nie przekonywały mnie aż tak bardzo. Panowie są naprawdę sympatyczni i z ogromnym luzem podchodzą do tego, co robią, więc jeśli zagrają kolejny raz, na pewno się wybiorę, ale tak jak mówię - fanem nie będę.

Agnieszka Chylińska zaczęła naprawdę strasznie. I był to bardzo dobry pomysł z jej strony, bo gdy już zagrała jakieś zapychacze, przyszedł czas na kawałki O.N.A. Mimo to, jestem nieco zawiedziony, tym co zaprezentowała. Głos wciąż ma kapitalny, ale czasami chyba trochę za bardzo się nim bawi i wychodzi nieskładnie. Przygnębiające kawałki O.N.A. wymieszane z nowym repertuarem również nie miały prawa zdać egzaminu.

Skunk Anansie zagrał bardzo dobrze i super się tego słuchało, choć dla mnie był to właśnie bardziej taki występ do siedzenia i słuchania, niż do bawienia się pod sceną. Ale... nie szkodzi, bo po nich był Kult.

Tak, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo wódki. Czy mogę inaczej opisać ten koncert? Dużo tańczenia, skakania, śpiewania, uśmiechów... euforia nie do opisania. Gdy zagrali trzy hymny pod rząd, ciężko było się pozbierać. Zdecydowanie jeden z koncertów, które pozostają w sercu na zawsze i do którego będzie się wracać myślami do końca świata i o jeden dzień dłużej.

Pisane na spontanie i w miarę szybko. Jak inne przemyślenia przyjdą mi do głowy to jeszcze się czymś podzielę. W sumie już teraz przychodzą mi do głowy, ale nie mam za bardzo czasu, więc wysyłam to, co napisałem.

Radio Epsilon
05.08.2019 04:05 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
25. Przystanek Woodstock - EVENo - 05.08.2019 04:05 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - neo01 - 05.08.2019, 05:00 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - Miszon - 05.08.2019, 06:13 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - Miszon - 05.08.2019, 09:22 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - neo01 - 05.08.2019, 07:18 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - EVENo - 05.08.2019, 11:33 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - Aro - 06.08.2019, 08:32 AM
RE: 25. Przystanek Woodstock - Yacy - 06.08.2019, 08:42 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - EVENo - 06.08.2019, 03:08 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - neo01 - 06.08.2019, 04:44 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - EVENo - 06.08.2019, 04:48 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - neo01 - 06.08.2019, 04:57 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - EVENo - 06.08.2019, 05:15 PM
RE: 25. Przystanek Woodstock - neo01 - 06.08.2019, 05:32 PM

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  WOODSTOCK 2010 Aro 4 1 206 30.07.2010 11:09 AM
Ostatni post: mateusz91
  Przystanek Woodstock 2009 tadzio3 11 1 945 07.08.2009 04:47 PM
Ostatni post: tadzio3
  TON na "Przystanku Woodstock" Gary 3 1 471 26.09.2007 11:50 AM
Ostatni post: tadzio3

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości