Post: #6

(04.06.2018 10:52 PM)prz_rulez napisał(a):  Hej, przecież wiesz, że wielu świetnych artystów pałających się elektroniką urodziło się w Stanach Zjednoczonych. Tylko chyba w pewnym momencie nie kręciła ich moda na białe rękawiczki i law parejdy

Do USA to te parady miłości nigdy za bardzo nie trafiły. Tam się skończyło jeszcze zanim zaczęło, przez napiętnowanie muzyki disco po gorączce sobotniej nocy, a wywodzące się z tego techno i house pozostały w kompletnym podziemiu (chociaż część z najważniejszych nazw w tych gatunkach to faktycznie Ameryka - "wielka trójka" detroickiego techno, Masters at Work, wytwórnia Strictly Rhythm itd). Inaczej w Europie, gdzie zwłaszcza w Niemczech, Beneluksie i na Wyspach nastąpił prawdziwy rozkwit we wszystkich możliwych kierunkach.

(04.06.2018 10:52 PM)prz_rulez napisał(a):  Gdzieś pod koniec lat dziewięćdziesiątych klimaty typu Paul van Dyk zaczęły w USA ostro pikować i dopiero wiele lat później dj'owanie wróciło tam do łask - tylko niestety byli to już zupełnie inni DJ'e...

Jakiś tam miniaturowy bum na przełomie tysiącleci był (oczywiście za sprawą czysto europejskich nurtów), najwięksi trance'owi DJ'e faktycznie odwiedzali Amerykę, a nawet "Better Off Alone" trafiło na główne Hot 100. Ale przełom nastąpił dopiero w erze portali społecznościowych, trollowania deadmau5'a po forach muzycznych, występów "na żywo" Daft Punk i współprac Guetty z Akonem i BEP. Wizerunek zwyciężył muzykę.