Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ars Cameralis 2012
saferłel Offline
Paweł
*****

Liczba postów: 21 777
Dołączył: Jun 2007
Post: #10
RE: Ars Cameralis 2012
[Obrazek: tinderhouse6.jpg]

Cudowny wieczór w Teatrze Rozrywki. Jak się okazało, na koncert ''wprosił się'' również mój tata, który z kolei wyciągnął mamę, tak więc rodzina saferłela obejrzała występ Tindersticks na żywo, w komplecie Icon_smile Bardzo rzadki obrazek. Czy to nie kolejny powód na ponadprzeciętność formacji z Nottingham? Icon_wink

Na miejscu imprezy tradycyjnie czekały na mnie liczne ulotki, prospekty, przypinki oraz inne gadżety poświęcone tegorocznej edycji Ars Cameralis, a ja nie byłem bierny i z przyjemnością zaopatrzyłem się po dwie sztuki każdego z nich Icon_razz . W zamian nie kupiłem tym razem żadnej pamiątki związanej bezpośrednio z wykonawcą, jako że płyta ''The Something Rain'' kosztowała aż 50 zł, co biorąc pod uwagę możliwość jej nabycia w podobnej cenie z bonusowym dyskiem ''Live in San Sebastian'' nie stanowi z mojego punktu widzenia konkretnej oferty. Po czasie żałuję jedynie ''torby na zakupy'' z logo zespołu. Naprawdę chętnie wybrałbym się z nią na przechadzkę do osiedlowego warzywniaka. Niestety obecnie nie ma jej nawet w ofercie oficjalnego sklepu na tindersticks.com.

Miejsce miałem doskonałe. Czwarty rząd, krzesełko numer 16. Przez cały koncert mogłem dzięki temu patrzeć wprost (z odległości jakichś 4-5 metrów) na Neila Frasera, chociaż generalnie czułem się jak w strefie ''vip''. Rodzice zostali gdzieś daleko z tyłu, na początku rzędu 19, ale to tylko i wyłącznie ich wina, że nie zainteresowali się wejściówkami nieco wcześniej Icon_wink W roli supportu wystąpił Tomas Belhom, francuski multiinstrumentalista, człowiek-orkiestra, który podjął się zagrania bardzo skomplikowanych aranżacyjnie numerów, operując przy znikomej pomocy ''czynników zewnętrznych''. Jak to należy rozumieć? Podkłady, owszem, były - lecz w niezwykle oszczędnym wydaniu. Ciekawym trickiem okazało się bieżące programowanie dźwięków przez byłego perkusistę Tindersticks oraz kolaboratora m.in. Calexico, który grał pewien fragment kompozycji, następnie zapisywał go w programie na swoim wielofunkcyjnym keyboardzie, odkładał instrument, puszczał przed momentem zrealizowany sampel i brał się za kolejny instrument. Całą tę machinę obsługiwał za pomocą kilku pedałów umieszczonych przy nodze, służących do włączania, przełączania czy też resetowania poszczególnych ścieżek. Jedynie imponująco rozbudowany zestaw perkusyjny pozostał wyłącznie pod manualną kontrolą Belhoma. Muzyk w ten niecodzienny sposób promował swój najnowszy album ''Rocéphine''. Nie pytajcie o tytuły, bo nie mam pojęcia co zostało zagrane. Mogę jedynie napisać, że Belhom to francuskojęzyczna odpowiedź na grajków pokroju M. Elliotta czy B. Callahana. Support trwał około 40 minut, po których przerwa przeznaczona dla technicznych Tindersticks trwała niezwykle krótko, lecz po trzech dzwonkach oznajmiających ''najwyższą gotowość'' nic się nie wydarzyło. Z głośników sączył się jak zwykle podpijaczony i zblazowany Bob Dylan, pompy tłoczyły sztuczny dym, a światła pozostały wygaszone - scena pusta.

Dylan zdążył już ustąpić miejsca Cocteau Twins i nie miałbym nic przeciwko takiej playliście, gdyby nie fakt, że ja tego wieczora czekałem na setlistę, na żywo! Po kilu minutach nerwowego wyczekiwania muzycy nieśmiało wyszli zza kulis prowadzeni przez Neila Frasera oraz czarnoskórego perkusistę Earla Harvina. Aż uśmiechnąłem się widząc schludnie ubranego, wyglądającego niczym członek jazz-bandu z lat 30., ogolonego na łyso Harvina. Będącego od bodajże 2010 roku oficjalnym członkiem Tindersticks muzyka, wielu może się kojarzyć z zupełnie innej roli. Sportowe ubrania, jamajskie dredy i przede wszystkim gra na płytach takich artystów jak Pet Shop Boys, Robbie Williams czy The The. Muzyka nie zna granic. Granic nie posiadało (jak się wydaje) rozległe imperium instrumentów, które oprócz w/w dwójki starali się okiełznać podczas koncertu Dan McKinna, David Boulter oraz oczywiście wokalista, Stuart Staples. Scena zastawiona była przez przeróżne modele gitar, organy, klawesyn, wibrafon i kilka innych, niemniej tajemniczych urządzeń. Chwilę po dwudziestej rozpoczął się pokaz muzycznej elegancji.

"If You're Looking for a Way Out" rozpoczęła od ''stopienia lodów'', umożliwiając swobodne i intuicyjne wczucie się w aurę niełatwej przecież w dobiorze muzyki kwintetu. Ten słodko-czuły cover dyskotekowej formacji Oddysey został ponad dekadę temu przetłumaczony na język Tindersticks i z marszu stał się jednym z ich największych ''przebojów''. Równie melodyjnego otwarcia nie mogłem przewidzieć, ale uznałem je dobry znak. Melancholinie-dramatyczny format powróćił z kolei w ''I Was Your Man'' oraz ''Sleepy Song'', a zgromadzeni w Teatrze Rozrywki mieli okazję posłuchać dwóch jakże charakterystycznych, głęboko zaśpiewanych i ocierających się o slowcore ballad. Genialnie wypadł materiał z nowej płyty. ''The Something Rain'' chyba nieprzypadkowo w programie Ars Cameralis zostało w odważny sposób opisane jako ''być może najlepsza jak dotąd płyta zespołu'' oraz ukoronowanie kariery. Mnie ten zuchwały zwrot swego czasu dziwił, jednak przedkoncertowe odsłuchy krążka oraz wykonanie live nagrań pokroju ''Show Me Everything", ''This Fire of Autumn'' czy kakofonicznego, przywołującego na myśl najbardziej "patologiczne" dokonania King Crimson ''Frozen'' skłoniły mnie do poważnego przemyślenia tej kwestii Icon_wink Rzadko zdarza mi się bowiem uczestniczyć w koncertach, gdzie piosenki nabierają aż takiego impetu w porównaniu z wersjami studyjnymi, przechodzą fundamentalną metamorfozę lub ukazują swoje alter ego, zyskując kompletnie nowe oblicze. Tindersticks zapewnili nam tę frajdę m.in. poprzez wyraźnie przekierowanie aranżacji w stronę mocniejszych dźwięków, piekielnych organ czy też gitary elektrycznej. Więcej dynamiki, więcej wigoru i wszelakich żywiołów. Kto spodziewał się anemicznego i pozbawionego iskry setu pilotowanego przez ckliwe ballady, ten musiał obejść się smakiem Icon_wink Przetasowania w obrębie pojedynczych piosenek były na tyle wyraźne, że np. nie udało mi się w pierwszej chwili rozpoznać jednego z highlightsów koncertu, czyli ''I Know That Loving". Gitarowy riff (taki, który zawstydziłby Jimmiego Hendrixa) zastąpił w nim orkiestrową sielankę znaną z wersji studyjnej, a ja poczułem wręcz smutek w związku z niemożnością odsłuchania tej konkretnej wersji po raz drugi. Cóż, mam powód, aby zobaczyć grupę jeszcze raz Icon_smile

Koncert przez niemal całe dwie godziny przebiegał w wyjątkowo poukładany oraz zbalansowany sposób. Prosta reguła, że ostrzejsze nagrania przerywane są przez ballady i nieco eksperymentalne odjazdy w stronę jazzu czy prog-rockowej finezji zdała egzamin. Hermetyczne "Dying Slowly" doskonale otworzyło się w buntowniczym ''No Place So Alone", a wywołujące uczucie gorzkości na języku ''Medicine'' zostało uszlachetnione przez dream-popowy, wykonany w rytmie klasyków gatunku z 4AD "Second Lovers Song" z repertuaru Townes Van Zandta. Pod koniec dane nam było usłyszeć kolejną porcję nowych nagrań, z których szczególnie mocnym akcentem zarysowało się ''Slippin Shoes'', klasyczne indie połączone jakby z latynoamerykańskim temperamentem namiętnego tańca (chyba rumba). Bardzo zmysłowe, bardzo uduchowione, bardzo w stylu The Bad Seeds z albumu ''Let Love In''. Już nie mam wątpliwości co powinno zostać prawdopodobnie ostatnim singlem z ''The Something Rain'' na DLP. Pomimo, że Tindersticks wykonali w Chorzowie aż piętnaście piosenek podczas ''obligatoryjnej'' części występu, to żywiołowa reakcja publiczności skłoniła ich do zagrania jeszcze trzech dodatkowych w ramach bisów. Warto w tym momencie wspomnieć, iż festiwalowe spotkanie z polskimi fanami było ostatnim w tym roku występem Brytyjczyków, co miało zapewne wpływ na ostateczny kształt setlisty i jej wydłużenie. Na finał finału zagrali ''Harmoiny Around the Table'', mój niegdysiejszy numer dwa na DLP oraz jeden z bodajże najbardziej wesołych i pogodnych utworów w dyskografii Tindersticks. Symboliczne pożegnanie, powtórka z OFF Festiwalu 2010.

Kiedy koncert definitywnie dobiegł końca, postanowiłem spróbować swojego szczęścia i jak najszybciej doskoczyłem do jednego z technicznych, prosząc go o podarowanie jednej z setlist znajdujących się na deskach sceny. Moje życzenie zostało spełnione i mogłem cieszyć się pierwszą pamiątką tego typu. Na pożegnanie rzuciłem jeszcze okiem na stoisko z memorabiliami, ale nie dałem się skusić ani na torbę, ani na winylowe wydania siedmiocalowych singli. W rękach trzymałem już dużo cenniejszy, unikatowy nabytek Icon_smile

PS - gdy trochę ochłonąłem, zdałem sobie sprawę, że Tindersticks wykonali zaledwie jeden numer z lat 93-97, czyli teoretycznie ich "imperialnej epoki'' Icon_wink, będącej również moją ukochaną. Rodzynkiem okazał się - bynajmniej nie jakoś szczególnie popularny - "I Was Your Man" z płyty numer dwa. W Chorzowie nie zagrali ani ''Patchwork'', ani ''Kathleen'', ani ''No More Affairs''. Nie pokusili się o top wszech czasowe ''Jism'', rozklejające ''Another Night In'', złowrogie ''El Diablo del Ojo'' czy noise'owe ''Milky Teeth''. Wyobrażacie sobie występ X bez "y", albo Z bez "w"? Ja nie. A tutaj? Aż strach to przyznać, ale wszystkie te szlagiery nie były tym razem potrzebne. Coś niezwykłego, naprawdę.

Niżej ''pamiątka":
[Obrazek: tinder.jpg]

Łącznie 19 nagrań, na setliście z niezrozumiałych powodów nie ma jednego z bisów oraz ''Medicine''.

Call it performance, call it art/I call it disaster if the tapes don't start.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2012 06:05 PM przez saferłel.)
20.11.2012 05:59 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
Ars Cameralis 2012 - saferłel - 20.09.2012, 01:16 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - saferłel - 02.10.2012, 04:03 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - AKT! - 02.10.2012, 04:11 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - saferłel - 02.10.2012, 04:21 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - AKT! - 02.10.2012, 04:22 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - saferłel - 02.10.2012, 04:26 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - AKT! - 02.10.2012, 05:20 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - saferłel - 02.10.2012, 05:32 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - saferłel - 07.10.2012, 05:08 PM
RE: Ars Cameralis 2012 - saferłel - 20.11.2012 05:59 PM

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Ars Cameralis 2011 saferłel 7 1 196 25.10.2011 11:08 PM
Ostatni post: saferłel
  Ars Cameralis 2010 saferłel 20 2 575 18.11.2010 06:25 PM
Ostatni post: saferłel
  Ars Cameralis 2009 saferłel 26 2 919 26.11.2009 12:58 AM
Ostatni post: saferłel

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości