Islandia - bardzo przyjemny numer, absolutnie najlepszy w tej edycji Eurowizji. Nie żaden nachalny techno-pop, tylko klimatyczny, żywy kawałek podchodzący pod małomiejski folklor. I nic więcej nie trzeba pisać
Niech po prostu to wygrają
Szwajcaria - podobnie jak wielu z Was nie pamiętam kiedy ostatnio Szwajcaria była tak wysoko. Oni podobnie jak w sprawach politycznych trzymają się raczej na uboczu, nie przywiązując chyba większej wagi do konkursu Eurowizji. I często wystawiają utwory o małym potencjalne komercyjnym, właśnie takiej jak ''In Love for a While''. Tylko tym razem udało się dojść do finału, a perspektywy są całkiem duże. Klimatycznie jest to rzecz bardzo zbliżona do propozycji Islandzkiej, też ocierająca się o pop-folk. Nie można jej nie lubić, szczególnie że jest tak ładnie zaśpiewana.
Azerbejdżan - do tej pory kojarzyłem Azerów z produktami disco-podobnymi, więc ten kawałek to dla mnie spore zaskoczenie. Uczciwie trzeba przyznać, że jest to nagranie śmiało mogące powalczyć o swoje miejsce na playliście RMF FM czy Radia Zet w kategorii ''ballad i romansów''. Nie jest to moja muzyka, ale słucha się jej bez zgrzytania zębami i płaczu. Na pewno kilka światowych gwiazd nie powstydziłoby się jej w swoim repertuarze.
Litwa - dosyć oryginalny pomysł jak na eurowizyjny numer. Klasyczna pop-ballada w duchu Whitney Houston. Trochę ocierająca się o jakieś jazzowe wypełnienia, trochę operowa, patetyczna. Jednym słowem, jest tam wiele różnych odcieni muzyki składających się nadspodziewanie łatwo w spójną całość. Ja odbieram ją raczej neutralnie i ciekawy jestem ile ta Polka pod litewką banderą dostanie punktów za piosenka, a ile za biust
Węgry - tradycyjny eurowizyjny popfloor, z chwytliwym refrenem, patetyczną oprawą wokalną i nieskomplikowaną historią. Z pewnością ma prawo się podobać, tylko zastanawiam się czy Europa nadal chce słuchać takich ''bezpiecznych kawałków'' i nie będzie wolała postawić swojego głosu na coś choćby ciut bardziej oryginalnego. Ja słyszałem ''What about my Dreams?'' w 3435 innych wykonaniach na przestrzeni ostatnich 5-10 lat, więc jestem na ''nie'', chociaż nie odmawiam Węgrom przeboju lata.
Rosja - nasi wschodni sąsiedzi nie po raz pierwszy włożyli niemałe pieniądze w piosenkę, która ma im zapewnić zwycięstwo. Problem w tym, że po raz kolejny próbują jedynie dublować jakiś aktualny trend zamiast spróbować wyjść z własną inicjatywą. ''Get You'' brzmi poprawnie i zadziorne do momentu, kiedy nie banalny refrenik w stylu Majki Jeżowskiej lub Wandy i Bandy. Kładzie to ten numer u moich stóp, a ja daję mu mocnego kopniaka w twarz.
Gruzja - pamiętam jak Orzech zapowiadał ten występ jako koktajl Linkin Park i Evanescene, co już z założenia wydało mi się niestrawne. Co prawda muzycznie nie są tak drapieżni, a wokalistka nie próbuje kąsać mnie swoją operową manierą, lecz pomysł z wpleceniem w całość tego kwazi-rapera vel. Chestera Benningtona jest tragiczny. Nie ma nic bardziej pretensjonalnego oraz kiczowatego niż zrujnowanie piosenki porykującym, wrzeszczącym i rapującym samcem białej rasy. Dno.
Finlandia - solo-chłopców z gitarami to ja mam trochę przesyt na Eurowizji (pamiętacie tego nieznośnie przewidywalnego i nudnego chłopaka z Belgii?) . Finlandia zawsze miała całkiem znośne pomysły na eurocontest, ale tym razem zdecydowała się podążać wraz prądem. Niby niczego ''Da Da Dam'' nie można zarzucić, ale o to właśnie chodziło jego autorom. To utwór, przy którym można bezpiecznie spędzić noc, pod grubą pierzyną, z filiżanką ciepłej herbaty na szafce.
Szwecja - Szwecja już chyba nigdy nie dostarczy tak pociągającego kawałka jak "The Worrying Kind" by The Ark. To były czasy. Glam-rockowy zespół zdobył moje serce i sprawił, że jednak co roku oglądam Eurowizję w nadziei na podobne wydarzenie. Tegoroczna propozycja Szwedów zgodnie z przewidywaniami jest głośnym klubem rozpierdalaczem. Dzikie bębny, strzelające lasery, świszczące dookoła beaty...tylko jakby gdzieś uciekł duch tego wszystkiego. Całość brzmi niczym zmutowany Ladytron z nutką nostalgicznego disco lat 80. Nie jest źle w każdym razie.
Irlandia - Irlandia i takie brzmienia? Turcja, Armenia, Skandynawia....to rozumiem, ale Irlandczycy w takim house-popowym wydaniu. Aż skóra cierpnie (a jeszcze jak zobaczyłem kto to śpiewa to w ogóle o mało co nie zwymiotowałem....chociaż nie zdarzyło mi się to od 4-5 roku życia). Generalnie porażka. Nic, co mogłoby przykuć moją uwagę dłużej niż na te regulaminowe trzy minuty. Irlandia wpadła w sidła bezguścia.
Dania - wydawać by się mogło, że po serii komputerowych piosenek propozycja Danii trochę odświeży eurowizyjną scenę, lecz nic bardziej mylnego. Nie wiem kim jest tytułowy przyjaciel z Londynu, jednak prawdopodobnie nie był on łaskaw duńskim reprezentantom podesłać kilku ciekawych rockowych płyt z Wysp. Przez to zaserwowali oni słuchaczom kolejny słodko-mdły kawałek stylizowany na twórczość Reamon czy Brainstorm. Widocznie eurowizyjna konwencja zna tylko takie odmiany rocka i udowadnia to nie po raz pierwszy
Jej, nie mam już siły słuchać dalej