Yoda Top 50 Notowanie 41 (21.06.2010) - Wersja do druku +- Największe forum list przebojów Mycharts.pl (https://www.mycharts.pl) +-- Dział: Personalne listy przebojów (/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Zamrażarka (/forumdisplay.php?fid=13) +---- Dział: Yoda Top 50 (/forumdisplay.php?fid=125) +---- Wątek: Yoda Top 50 Notowanie 41 (21.06.2010) (/showthread.php?tid=8509) |
Yoda Top 50 Notowanie 41 (21.06.2010) - Yoda - 23.06.2010 07:37 PM Sonisphere, koncert na który przez kilka ostatnich miesięcy ostrzyłem sobie zęby stał się faktem. Poczucie o wyjątkowości tego wydarzenia tak naprawdę dotarło do mnie około godziny 14, gdy już byłem w Warszawie. Wtedy pomyślałem, że jest to wydarzenie historyczne: po raz pierwszy w historii Wielka Czwórka razem na jednej scenie i to właśnie w Polsce. Ta myśl była tak wspaniała, ze aż nierealna. No, ale skupmy się na samym koncercie. Bramy festiwalu przekroczyłem na krótka przed 15. Miałem wykupiony normalny bilet za 198 zł, dlatego nie spodziewałem się, ze będę w Golden Circle. Gdy doszedłem do granicy GC z normalną płytą zdziwiłem się, że porządkowi w ogóle nie sprawdzają biletu przed wejściem na GC. Skorzystałem więc z okazji i wszedlem. Zatrzymałem się jednak około 100-150 metrów od sceny, w miejscu gdzie zaczynał robić się zwarty tłum. Na zegarku była 15.20, za 40 minut miał więc występować stanowiący rozgrzewkę dla Wielkiej Czwórki nasz rodzimy Behemoth. Nergal i spółka weszli na scenę punktualnie o 16, oczywiście w starannym trupim makijażu scenicznym. Na otwarcie poleciało monumentalne Ov Fire And The Void, zagrane bardzo poprawnie. Dalej były dwa wilkie hity z Demigoda: utwór tytułowy i Conquer All. Widać było, że Nergal bardzo był zaangażowany: w końcu niecodziennie występuje się przed 40 tysiącami ludzi. Setlistęstanowiły poza wspomnianą trójką utwory nowsze (Alas Lord is Upon Me) jak i nieco starsze (At the Left Hand ov God, Slaves Shall Serve). Na koniec usłyszeliśmy Chant for Ezkaton 2000 często grane na koncertach. Podsumowując, ładny, udany półgodzinny set, który rozbudził apetyt na dalszą część tego niesamowitego wieczoru. Po krótkiej przerwie na scenę wszedł Anthrax, zespół, który znam z tej piątki najsłabiej, słyszałem zaledwie jedną płytę - Among The Living. Z tej właśnie płyty pochodzi utwór, który zagrali najpierw czyli Caught in a Mosh. Z Among... były także utwory Indians i I Am the Law. Zespół oddał też hołd niedawno zmarłemu wokaliście Black Sabbath, Ronniemu Jamesowi Dio, grając Heaven and Hell. Występem Anthraxu byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zagrali tylko nieco ponad 40 minut. Na Megadeth czekałem już z większą nieciepliwością. Czytałem gdzieś, że podobno mają zagrać cały, kultowy Rust In Peace. I rzeczywiście, Dave Mustaine z kolegami weszli na scenie i zagrali najpierw Holy Wars, a nastepnie Hangar 18, Take no Prisoners i pozostałe utwory z albumu. Przez 40 minut podczas których zespół wykonywał swoje największe dzieło, wokalista ani żaden inny członek zespołu zdawał się w ogóle nie zauważać publiczności. Gdy ostatnie akordy Rust In Peace dobiegły końca, Dave wreszcie zauważył, że ogląda go kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Przywitał się i zagrał Head Crusher, jedyny utwór z Endgame, który tamtego wieczoru zabrzmiał. Ale za to jak zabrzmiał - z nieporównywalnie większą mocą niż na albumie. Potem poleciały już same hity - Sweating Bullets, Symphony of Destruction i chyba najbardziej znany utwór zespołu - Peace Sells, którego refren był wykrzyczany przez niemal całą publicznosć. Naprawdę cięzko jest mi ocenić, który zespół (Megadeth czy Anthrax) zagrał lepszy koncert. Zresztą czasu na rozmyślania nie miałem za dużo, bo za kilkanaście (no może 25) minut na scenę wszedł Kerry King, a za nim Tom Araya, Jeff Hanneman i Dave Lombardo - czterej panowie, którzy (nie licząc przerwy Lombardo) od prawie 30 lat tworzą Slayera - zespół, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Na otwarcie zabrzmiało World Painted Blood, utwór otwierający najnowszy album, z którego mieliśmy jeszcze okazje usłyszeć Hate Worldwide i Beauty Through Order. Z mojej ulubionej płyty Slayera, Season in the Abyss także pojawił się jeden utwór (War Ensemble), poza tym zagrali kilka absolutnych klasyków jak Angel of Death czy South of Heaven. Nie mogło być koncertu tego zespołu bez Raining Blood - utwór pojawił się na samym końcu, bardzo udanie podsumowując bardzo dobry koncert. Slayer zagrał w moim odczuciu ciężej, mniej przebojowo niż dwa poprzedzające go zespoły, ale mimo to publicznośc była zachwycona. Gdy napięcie sięgało zenitu i wszyscy oczekiwali wyjścia głównej gwiazdy wieczoru na scenę, publiczność zabawiał akrobacyjny helikopter. Pilot wyrażnie się trudził, żeby przyciągnąć uwagę widowni, zawijał pętle w powietrzu, swobodnie opadał, itp. Na helikopterze jeszcze czegoś takiego nie widziałem, naprawdę robiło to wrażenie. Spojrzałem na zegarek - godzina 21.05, zespołu wciąż nie ma. Ostatecznie Metallica wyszła na scenę 20 minut po 21.Bałem się, ze przez to występ będzie krótszy, na szczęście moje obawy były nieuzasadnione. Gdy zespół wychodził na scenę, z głośników popłynął temat Enio Morricone z filmu "Dobry, Zły, i Brzydki" i po chwili został zagrany Creeping Death, a tuż po nim For Whom the Bell Tolls. Dwa utwory z mojej płyty wszechczasów - nie mogłem sobie wymarzyć lepszego początku. Przy Creeping Death w części Golden Circle gdzie stałem zaczęło robić się spore pogo. Brałem w nim udział do końca For Whom..., ale postanowiłem się jednak przenieść w bezpieczniejsze miejsce. Potem małe zaskoczenie - zagrali Fuel. Nie przepadam za Reload, no ale ten utwór to jednak zdecydowany numer 1 z płyty. Podczas Fuel po raz pierwszy dały o sobie znać efekty pirotechniczne, o których jeszcze wspomnę. Po chwilowym odjeździe do lat do 90 Metallica powróciła do klasyki grając The four Horsemen, bardzo mnie to ucieszyło. No i przyszedł czas na pierwszą balladę, wybór najlepszy z możliwych - Fade to Black. I tutaj spore zaskoczenie - Hetfield zaśpiewał ten utwór czysto, co patrząc na większość wykonań tego utworu z ostatnich kilku lat, rzadko mu się zdarza. Przy Fade to Black także fantastycznie wyszła solówka, chyba jeszcze lepiej niż na albumie, a to naprawdę wielka sztuka. Pare sekund przerwy i charakterystyczne bicie serca zwiastujące That Was Just Your Life. Jesli chodzi o wybory piosenek z Death Magnetic, były one bardzo udane, gdyż od razu po That Was.. usłyszeliśmy Cyanide, przez wielu krytykowane, a moim zdaniem nieco niedoceniane. Wolę Cyanide od Broken, Beat & Scarred, które jest grane na większości koncertów. Gdy Cyanide się zakończyło, James zaczął dość długą przemowę o niezwykłych okolicznościach tego koncertu. Podsumował ją tak: Tę piosenkę dedykuję Wielkiej Czwórce. Jestem dumny, że mogę być jej cześcią", po czym zagrał Sad but True. Nie przepadam za tą piosenką, jednak na takim koncercie nie mogła wypaść żle. Potem przyszedł czas na kolejną balladę i znów świetny wybór - Welcome Home (Sanitarium) to co najmniej moje Top 20 Metallici. Następnie przyszedł czas na coś żywszego. Gdy usłyszałem pierwsze takty All Nightmare Long, pomyślałem sobie "No to Kuba i Aro się ucieszą". Sam oczywiście też byłem zachwycony, gdyż jest to moim zdaniem najlepsza piosenka Metallici od czasu One. Wykonanie absolutnie bez zarzutu. Po skończonym ANL, chwila ciszy, a następnie w powietrze zostają wyrzucone fajerwerki. Na scenie słychać strzały i wybuchy... tak, tak to początek One. Usłyszeć tą piosenkę na żywo to naprawde jest niesamowite przeżycie. Jednak po One, zespół nie przystopował, wręcz przeciwnie, zagrał klasyk nad klasykami - Master of Puppets. Przy tym utworze publiczność znała niemal cały tekst (to chyba jeden z dwóch ich utworów, ktore potrafiłbym zaśpiewać słowo w słowo). Kilka ostatnich utworów było dość przewidywalnych, więc zespół nieco zaskoczył grając Blackened. I po raz kolejny dały o sobie znać efekty pirotechniczne, wystrzeliwując kilka 15-metrowych słupów ognia na każde słowo "Fire" pojawiające się w tekście piosenki. Następnie przyszedł czas na bardzo mało znaną piosenkę, przy której publiczność w ogóle nie śpiewała, gdyż nie znała tekstu. Nie pamiętam jak sie nazywała ta piosenka, Nothing Else Matters czy jakoś tak . Na zakończenie podstawowego setu Enter Sandman - podsumowanie znakomite, ale to przeciez jeszcze nie był koniec. Nie trzeba było długo namawiać zespołu do powrotu na scenę. Wychodząc na bisy, James powiedział, że chcą zagrać cover Queenu, Stone Cold Crazy - tutaj naprawdę totalne zaskoczenie, bo nie spodziewałbym się żadnego utworu z "Garazówki". A potem pierwszy utwór z pierwszej płyty Metallici, Hit the Lights, zaśpiewany tak jak dawniej, z tą samą agresją jak blisko 30 lat temu. No, ale każdy, kto choć trochę śledził na bieżąco setlistę, zorientował się, że przecież nie było jeszcze Seek & Destroy. Dobrze wiedział o tym zespół. "Podnieście ręcę, pokażcie ilu was jest" - powiedział James. Gdy publiczność tak uczyniła, dodał: "A na koniec trzy proste słowa" "See And Destroy" - wykrzyczeli wszyscy. Po zagraniu kultowej piosenki, z głośników popłynął jakiś komunikat o autobusach (coś w stylu: po wyjściu z terenu festiwalu, idź 700 mentrów, a następnie skręć w prawo, aby dojść do przystanku autobusowego), naco James odburknął: bla, bla, bla, we ain't done yet (czy coś w tym stylu), co wszystkich nieźle rozbawiło. Widać było, że muzycy nie bardzo chcą się żegnać z publicznością, same wręczanie kostek od gitar trwało dobre kilka minut. Gdy Metallica ostatecznie już zeszła ze sceny, była 23.30. Chyba nie muszę pisać, że był to najlepszy koncert jaki miałem szansę oglądać. Prawde mówiąc myślę, że długo, długo żaden koncert go nie przebije. Z pewnością wieczór 16 czerwca 2010 roku będzie zawsze trwał w mojej pamięci. Dziękuje za przeczytanie tej dość obszernej relacji (choć i tak Kertoipa nie dogoniłem ) i z góry dziękuje za wszelkie komentarze odnośnie jej. Na liście Sonisphere musiał w pewien sposób odcisnąć swoje piętno, chociaż nawet w 10% nie tak jak na to zasługiwał. Wynika to z tego, ze Death Magnetic jest już za stare, utwory dzisiaj się pojawiające Slayera i Megadethu to raczej ostatnie rodzynki na nowych płytach, a Anthrax nowej płyty jeszcze nie nagrał. Na liście nie widać więc znaczących zmian, ale myślę, że i tak jest ciekawie Notowanie 41 mojej listy przebojów z dnia 21 czerwca 2010 roku 01. 06. 03. A SIMPLE MISTAKE - Anathema [1] 02. 01. 06. AFRAID OF EVERYONE - The National [3] 03. 02. 05. BANG BANG - Ania 04. 10. 03. SISTERS - Pain Of Salvation 05. 11. 06. DZIEWCZYNA Z BRANŻY - Czesław Śpiewa & Nergal 06. 03. 12. THE GREEN AND BLACK - Overkill 07. 14. 03. CHILDREN SLAVES MAKE CHILDRENâS TOYS â Tsigoti 08. 05. 09. THE PROVINCE - IQ [1] 09. 04. 10. THE FLOOD - Katie Melua 10. NN. 01. HINDSIGHT - Anathema 11. 08. 17. NO STONE UNTURNED - Heathen [7] 12. 09. 07. UPRISING - Sabaton 13. 17. 05. A TAP DANCER'S DILENMA - Diablo Swing Orchestra 14. 07. 07. FREQUENCY - IQ 15. 16. 04. COAT OF ARMS - Sabaton 16. 13. 41. NINTH WAVE - Indukti & Robert Majewski [2] 17. NN. 01. WORLD PAINTED BLOOD - Slayer 18. 12. 18. THE WEIRDING - Astra [1] 19. 20. 05. LET ME HEAR YOUR SCREAM - Ozzy Osbourne 20. 19. 09. STOP! - Joe Bonamassa 21. 23. 18. YOUR WEAK HEART - Cheer Accident 22. 15. 09. SCARBOROUGH FAIR - My Dying Bride 23. 31. 04. A HAPPY PLACE - Katie Melua 24. NN. 01. HEAD CRUSHER - Megadeth 25. 21. 07. SMALL MOUNTAIN - Midlake 26. 43. 02. NIGHTMARE - Avenged Sevenfold 27. 22. 14. SEPIA - Dianoya 28. 30. 15. SAM O'TNOSC - Lao Che [1] 29. 18. 20. IRONBOUND - Overkill [2] 30. 24. 08. I LIVE WITH YOU - Grizzly Bear 31. 38. 03. OVER - Gaba Kulka 32. 32. 23. YELLOW RAVEN - Pain Of Salvation [2] 33. 25. 12. DYING SEASON - Heathen 34. 27. 09. MANDIRA NABULA - Lacrimosa 35. 47. 03. JESZCZE RAZ JESZCZE DZIŚ - Armia 36. 39. 02. CALONYCTION GIRL - Kayo Dot 37. 40. 13. SUNSHINE OF YOUR LOVE - Jimi Hendrix 38. 44. 03. COME ALIVE (THE WAR OF THE ROSES) - Janelle Monáe 39. 26. 11. NA NIC TO - Closterkeller 40. 28. 22. TO TAME A LAND - Dream Theater 41. 35. 06. ODMIENIEC - Mr Gil 42. 46. 02. NO TWILIGHT WITHIN THE COURTS OF THE SUN - Steven Wilson 43. 42. 13. MNIE TU JUŻ NIE MA - Mr Gil 44. 48. 02. BRAXTON - Pink Freud 45. 33. 07. FAILURE - My Dying Bride 46. 36. 25. KARINGA - Kult [2] 47. 29. 10. LIE LIE LIE - Serj Tankian & Auckland Philharmonia Orchestra 48. 34. 15. SALAMANDER - Sleepytime Gorilla Museum 49. 37. 06. GIVE A LITTLE - Overkill 50. 41. 16. RED TEARS OF DISGRACE - Heathen Wypadły: (45) po 14 tyg. THE NIGHTMARE GOES ON - Piano Magic & Brendan Perry (49) po 11 tyg. ELEPHANTS - Them Crooked Vultures (50) po 39 tyg. THE BEST OF TIMES - Dream Theater [4] - ku3a - 08.07.2010 04:22 PM z opóźnieniem, ale w końcu tu dotarłem . fajna relacja . Yoda napisał(a):Zatrzymałem się jednak około 100-150 metrów od sceny, w miejscu gdzie zaczynał robić się zwarty tłum.hmm, ciekaw jestem w którym miejscu GC stałeś, bo ja też byłem przed Behemothem i tłoczno zaczęło się robić dopiero jakieś30 metrów od sceny . Yoda napisał(a):Gdy usłyszałem pierwsze takty All Nightmare Long, pomyślałem sobie "No to Kuba i Aro się ucieszą".oj niesamowicie było usłyszeć na żywo ten kawałek . mam nadzieję, że to nie ostatni raz w życiu. debiuty "World Painted Blood" i "Head Crusher" - tak jak u mnie po festiwalu . ciekawe jak sobie radziły w kolejnych notowaniach. - Yoda - 09.07.2010 04:53 PM ku3a napisał(a):hmm, ciekaw jestem w którym miejscu GC stałeś, bo ja też byłem przed Behemothem i tłoczno zaczęło się robić dopiero jakieś30 metrów od sceny .Stałem mniej więcej na wysokości "budki" realizatorskiej, parę metrów na prawo od niej. Oczywiście, że można było pójść jeszcze dalej, ale tam akurat było dość luźno, więc się zatrzymałem ku3a napisał(a):debiuty "World Painted Blood" i "Head Crusher" - tak jak u mnie po festiwalu . ciekawe jak sobie radziły w kolejnych notowaniach.Zaraz wrzucę nowe notowanie |