Największe forum list przebojów Mycharts.pl
MOJA LISTA notowanie 614(299) - 07.10.2022 - Wersja do druku

+- Największe forum list przebojów Mycharts.pl (https://www.mycharts.pl)
+-- Dział: Personalne listy przebojów (/forumdisplay.php?fid=3)
+--- Dział: Listy poszczególnych użytkowników (/forumdisplay.php?fid=4)
+---- Dział: m.volta - GUNNERS TOP (/forumdisplay.php?fid=78)
+---- Wątek: MOJA LISTA notowanie 614(299) - 07.10.2022 (/showthread.php?tid=62845)



MOJA LISTA notowanie 614(299) - 07.10.2022 - marsvolta - 27.10.2022 10:13 PM

NOTOWANIE 614(299)

  1. 02 14 T.LOVE - JA CIEBIE KOCHAM
  2. 03 11 YEAH YEAH YEAHS - SPITTING OFF THE EDGE OF THE WORLD FT. PERFUME GENIUS
  3. 05 05 ARCTIC MONKEYS - THERE’D BETTER BE A MIRRORBALL
  4. 01 13 JACK WHITE - IF I DIE TOMORROW
  5. 09 10 THE MARS VOLTA - GRAVEYARD LOVE
  6. 07 13 THE BLACK KEYS - IT AIN’T OVER
  7. 08 12 HOLLY HUMBERSTONE - SLEEP TIGHT
  8. 04 14 THE MARS VOLTA - BLACKLIGHT SHINE
  9. 06 20 MY CHEMICAL ROMANCE - THE FOUNDATIONS OF DECAY
  10. 11 09 INTERPOL - TONI
  11. 14 12 FONTAINES D.C. - ROMAN HOLIDAY
  12. 15 07 NOCNY KOCHANEK - O JEDEN MOST ZA DALEKO
  13. 19 06 ARCADE FIRE - UNCONDITIONAL I (LOOKOUT KID)
  14. 17 08 WARPAINT - STEVIE
  15. 10 17 KURT VILE - MOUNT AIRY HILL (WAY GONE)
  16. 18 08 BRING ME THE HORIZON - STRANGERS
  17. 12 18 WARPAINT - CHAMPION
  18. 13 15 JERRY CANTRELL - HAD TO KNOW
  19. 21 03 THE KILLERS - BOY
  20. 16 20 SUNFLOWER BEAN - IN FLIGHT
  21. 23 04 PALE WAVES - REASONS TO LIVE
  22. 24 03 RED HOT CHILI PEPPERS - TIPPA MY TONGUE
  23. 25 05 INTERPOL - SOMETHING CHANGED
  24. 22 32 SUNFLOWER BEAN - WHO PUT YOU UP TO THIS?
  25. 26 03 ANTI-FLAG - LAUGH. CRY. SMILE. DIE.
  26. 28 02 SLIPKNOT - THE DYING SONG (TIME TO SING)
  27. 20 22 SLASH FT. MYLES KENNEDY AND THE CONSPIRATORS - FILL MY WORLD
  28. 29 02 THE MARS VOLTA - VIGIL
  29. NN 01 ARCTIC MONKEYS - BODY PAINT
  30. NN 01 OZZY OSBOURNE - DEGRADATION RULES FT. TONY IOMMI
    ---
  31. 33 3RD SECRET - DIAMOND IN THE COLD
  32. 36 MEGADETH - NIGHT STALKERS FEAT. ICE-T
  33. 35 PALE WAVES - JEALOUSY
  34. 30 KING PRINCESS - FOR MY FRIENDS
  35. 37 MUSE - WILL OF THE PEOPLE
  36. 38 KASABIAN - CHEMICALS
  37. 27 MEGADETH - WE'LL BE BACK
  38. 47 RED HOT CHILI PEPPERS - EDDIE
  39. 40 THE KOOKS - COLD HEART
  40. 32 RED HOT CHILI PEPPERS - BLACK SUMMER
  41. 34 NOCNY KOCHANEK - CUDZESY
  42. 44 YEAH YEAH YEAHS - BURNING
  43. 45 PIDŻAMA PORNO - BUCZY
  44. 39 ARCADE FIRE - THE LIGHTNING I, II
  45. 49 THE SMASHING PUMPKINS - BEGUILED
  46. 43 KING PRINCESS - LET US DIE
  47. 42 SUNFLOWER BEAN - I DON’T HAVE CONTROL SOMETIMES
  48. 41 MUSE - COMPLIANCE
  49. NN SLIPKNOT - YEN
  50. NN BUSH - HEAVY IS THE OCEAN

O nowościach:

ARCTIC MONKEYS - BODY PAINT

Ja tych małpek to już naprawdę nie rozumiem. Przecież mogli nagrać kolejne hity, a tu takie „Body Paint”. Tak powiedziałem to, bo w głębi serca żałuje, że nie jestem już taki młody, a Arctic Monkeys nie grają przynajmniej „Teddy Picker’a”. To uczucie jest normalne, ale biorąc pod uwagę ambicje największego obecnie angielskiego bandu nie można mieć im za złe, że szukają swojej drogi zamiast odcinać kupony od sławy. Zresztą „Body Paint” to taki trochę pomost między tym co jest i tym co było, bo pierwsza część piosenki jest jak z „Tranquility”, a ta druga mocniejsza to już w sumie takie typowe Arctic Monkeys z bardzo fajną dynamiką i świetną solówką. Cała piosenka jest niewątpliwie zwycięstwem zespołu, bo oryginalny sposób łączą tutaj różnego rodzaju inspiracje kłaniając się chociażby „Life on Mars” Bowiego, ale na koniec dokładnie wiemy koto gra i czuje się, że ta nowa odsłona muzyki zespołu odciśnie piętno na historii muzyki ogólnie.


OZZY OSBOURNE - DEGRADATION RULES FT. TONY IOMMI

Szkoda, że nie możemy usłyszeć kolejnych płyt Black Sabbath z Ozzym. Trzynastka była świetna, a takie utwory jak „Degradation Rules” udowadniają, że pomimo upływu lat Ci dwaj Panowie razem brzmią świetnie. Tak wiem pomiędzy „Never Say Die!”, a „13” zdarzyła się cała historia muzyki, ale przynajmniej od końca lat dziewięćdziesiątych fani nieustanie żyją nadzieją. W „Degradation Rules” trochę mniej klasycznego surowego brzmienia Sabbath, bo cała realizacja nagrania jest bardzo żywa i soniczna. To pozwala stwierdzić, że to zdecydowanie solowa droga Osbourne’a. Niemniej jednak gitara Iommy’go jest ciężka jak zawsze i to jest wspaniałe, tym bardziej, że jest podbijana przez równie mięsista i ciężką linie basu samego Roberta Trujillo.



RE: MOJA LISTA notowanie 614(299) - 07.10.2022 - marsvolta - 27.10.2022 10:15 PM

ARCADE FIRE – 01.10.2022, TORWAR, WARSZAWA

Na ten koncert czekałem bardzo długo. Na ostatni koncert zespołu nie mogłem się wybrać, bo rozgrzewka przed Openerem była raczej smutnym żartem Alter Artu niż realną możliwością dla kogoś, kto mieszka na drugim końcu Polski. Później już do nas nie zawitali, aż do teraz. Okoliczności może nie najbardziej szczęśliwe, ale tym bardziej czułem, że muszę zobaczyć ten koncert. Kto wie czy to nie ostatnia okazja. Tu można by napisać coś więcej, ale może innym razem.

Do Warszawy przyjechałem raczej wcześnie i dzięki temu mogłem bez problemu posłuchać suportu Boukman Eksperyans oraz jeszcze wcześniejszego DJ Setu, który odbywał się z środkowej sceny. Na koniec tego ostatniego na małą scenę wszedł sam Win Butler i zapowiedzi koncert suportu. Był to niewątpliwie ciekawy i klasowy występ, ale chyba nie zostanę fanem haitańskich brzmień. Widziałem i słyszałem już na żywo cała masę podobnych składów i cały czas wole na przykład Arcad Fire.

Koncert głównej gwiazdy wieczoru rozpoczął się od pierwszej części „Age of Anxiety I” z ostatniego albumu zespołu „WE”. Przed koncertem przysiadłem trochę nad tą płytą i muszę powiedzieć, że z biegiem czasu jest coraz lepsza. Na początku byłem trochę sceptyczny, ale z Arcade Fire już tak mam, że często ta muzyka dociera do mnie z większą mocą po jakimś czasie. Tak było chociażby z album „The Suburbs” z czego bynajmniej dumny nie jestem, a dzisiaj przy „Ready to Start”, które było drugim kawałkiem tego wieczoru, tak naprawdę poczułem, że teraz jestem w środku świetnego koncertu. Wszak dzisiaj ten album i ta piosenka to moja górna półka z repertuaru zespołu. I tak jak powiedziałem „Age of Anxiety I” to było takie wprowadzeni do występu, a przy „Ready to Start” zabawa zaczęła się na dobre. Potem usłyszeliśmy „No Cars Go” i „Black Mirror” z drugiego albumu zespołu i wspomnienia dawnych lat powróciły od razu. Tym bardziej, że słuchanie tej muzyki na żywo to absolutna przyjemność. Zespół jest w świetnej formie, a akustyka tego wieczoru było bardzo dobra.

Przy „It's Never Over (Hey Orpheus)”, który zawsze mnie intrygował na albumie „Reflektor” zespół postanowił wykonać największy spektakl tego wieczoru. Regine pojawiła się na środkowej scenie przy fortepianie, a w połowie piosenki Win przeszedł do niej przeciekając tłum z głównej sceny. Super sprawa, tym bardziej, że udało mi się zrobić super filmik dokumentujący to zdarzenie oraz nawet poklepać go po plecach gdy przechodził obok mnie. Potem już razem Win śpiewając wprost do Regine grającej na fortepianie zdobili show na małej scenie w środku Sali wykonując „My Body Is a Cage”. Win w końcu wszedł na przezroczysty fortepian i owacją nie było końca, nie mówiąc już o zdjęciach.

Po tych emocjach atmosfera bynajmniej nie ostygło, bo usłyszeliśmy super hity „Afterlife” oraz „Reflektor”. Ta ostatnia jest bez wątpienia ulubioną piosenka Warszawskiej publiki i to dało się odczuć. Zaś samo wykonanie na żywo było wprost epicki. Jak te utwory brzmią na żywo to po prostu nie da się opisać! Skoro było to koncert promującym „WE” nie mogło zabraknąć drugie części „Age of Anxiety II (Rabbit Hole)”, a później zespół zagrał jeszcze dwie części „The Lightning I”. I znowu muszę przyznać, że piosenki, które i tak wydawały mi się najlepsze na tym albumie od początku na koncercie zabrzmiały jeszcze lepiej. Niewątpliwie była to też zasługa niesamowitego klimatu, który Arcade Fire potrafią wytworzyć. Na koncercie zawsze czuje się swoistą jedność z innymi współodbiorcami występu, a tutaj to uczucie było jeszcze mocniejsze, a przecież nie lubię Warszawy.

Na „Rebellion (Lies)” czekał chyba każdy i co tu dużo mówić. Doczekaliśmy się, ale takie chwile mają to do siebie, że szybko mijają, kolejne „Here Comes the Night Time” zostało ze maną na dłużej. Od razu powróciły też wspomnienia specjalnego programu promującego ten album dla Saturday Night Live. Czy Oni tam jeszcze kiedyś wystąpią? W sumie ulubieńcy programu Lorne Michaels’a. Równie klimatycznie i wbijająco się w pamięć zabrzmiało dwuczęściowe „The Suburbs”. Wow! Jak ten początkowy tekst brzmi z ust Win’a kiedy widzi się to na żywo.

Kolejną nową piosenką tego wieczoru był ostatni singiel „Unconditional I (Lookout Kid)”, który tak samo jak w teledysku ozdobiły wysokie latające babony dmuchanych ludzików, zaś sama piosenka i wykonanie doskonałe. Jeszcze lepiej zabrzmiało „Sprawl II (Mountains Beyond Mountains)”, które Regine w efektowny sposób zakończyła na środkowej scenie tańcząc i śpiewając na fortepianie. Na finał zespół wybrał „Everything Now” i niewątpliwie był to dobry wybór, bo po roztańczonym „Sprawl II” zabawa po prostu trwał dalej.

Na bis usłyszeliśmy jeszcze tytułowe „WE” oraz wszystkie części „End of the Empire”. Tym sposobem zespół w bardzo sprytny sposób zmieścił w repertuarze koncertu prawie cały album, a mimo tego czuło się, że tych najważniejszych hitów i ważnych utworów z całego repertuaru nie zabrakło. Tak nie zabrakło, bo na sam koniec było jeszcze „Wake Up”!
Świetny koncert, po którym jak mało kiedy jestem naprawdę usatysfakcjonowany. No, a Ci którzy z różnych powodów nie mogli bądź nie chcieli przyjść niech żałują i tyle.