MOJA LISTA notowanie 364(241) - 22.12.2017 - Wersja do druku +- Największe forum list przebojów Mycharts.pl (https://www.mycharts.pl) +-- Dział: Personalne listy przebojów (/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Listy poszczególnych użytkowników (/forumdisplay.php?fid=4) +---- Dział: m.volta - GUNNERS TOP (/forumdisplay.php?fid=78) +---- Wątek: MOJA LISTA notowanie 364(241) - 22.12.2017 (/showthread.php?tid=37788) |
MOJA LISTA notowanie 364(241) - 22.12.2017 - marsvolta - 31.12.2017 03:02 PM NOTOWANIE 364(241)
O nowościach: MORRISSEY - SPENT THE DAY IN BED
Nie wielu jest na świecie artystów tak oryginalnych, charyzmatycznych, a zarazem tajemniczych jak Morrissey. Teraz legenda brytyjskiej muzyki powraca po kilku latach przerwy ze swoim nowym albumem „Low in High School”, na którym próżno szukać przebojów pokroju „Irish Blood, English Heart” niemniej jednak warto zapoznać się z nowymi pomysłami artysty. Pierwszy singiel z tego wydawnictwa „Spent The Day In Bed” to bodajże najbardziej przebojowa i popowa piosenka na całym albumie. Morrissey zachęcę nas do odcięcia się od tragicznej wizji dzisiejszego świata prezentowanej przez światowe media. Lepiej zostać w domu nie włączać telewizora oraz najlepiej nie wychodzić wcale z łózka. LORDE - HOMEMADE DYNAMITE Postanowiłem w końcu posłuchać na poważnie nowego albumu Lorde „Melodrama” i powiem uczciwie, że w końcu chyba przekonałem się do Nowozelandzkiej artystki. Już na tegorocznym Openerze zauważyłem, że te piosenki są niczego sobie, ale teraz po publikacji listy najlepszych albumów roku New Musical Express nie mogłem już więcej zwlekać. No i spodobał mi się ten krążek, a szczególnie „Homemade Dynamite”, które ma niesamowity klimat, a sama artystka w genialny sposób wyśpiewuje tutaj kolejne wersy swojej piosenki. Trzeba przyznać, że tych słów słucha się z niesamowitą przyjemnością, bo są to ciekawe, wciągające i przede wszystkim niesztampowe przemyślenia. RE: MOJA LISTA notowanie 364(241) - 22.12.2017 - marsvolta - 31.12.2017 03:03 PM NOCNY KOCHANEK – KLUB STUDIO (15.12.2017) Ostatnim koncertem w tym roku, na który postanowiłem się wybrać był występ fenomenu muzyki metalowej zespołu Nocny Kochanek. Bilety na to wydarzenie wyprzedały się na długo przed terminem koncertu, a więc zapowiadało się świetnie. Dodatkową atrakcją był sam Klub Studio, który odwiedzałem pierwszy rac po remoncie. I rzeczywiście dzisiaj to miejsce jest już salą koncertową z prawdziwego zdarzenia. Sala zachowała swój klimat, ale składane trybuny, które tego dnia były złożone sprawiają, że pojawiło się jeszcze więcej miejsca oraz łatwy dostęp do głównej sceny z każdej strony lokalu. Na koncert przyszliśmy punktualnie, a nawet trochę wcześnie, bo o dziewiętnastej. Koncert zaczął się od suportów godzinę później, z sama główna gwiazda wieczoru wyszła na scenę dwie godziny później. Mieliśmy więc czas, aby dokładnie przyjrzeć się lokalowi po remoncie, okazało się, że najfajniej było w małej sali w piwnicach budynku zamienionej tego dnia na palarnie. Tam zabawa przed koncertem była chyba najfajniejsza, spotkaliśmy też starych znajomych ze studiów, a więc rozmową i wspomnieniom nie było końca. Nie ukrywam, że trochę się za przeproszeniem zrobiłem, ale w końcu to koncert dżentelmenów metalu, a więc zaprawa musi być. Zresztą wszyscy tego dnia byli lekko dziabnięci, za to zabawa po sceną była niesamowita. Zaczęło się od „Dej mu” z pierwszego krążka zespołu, szybko okazało się, że Krzysiu będzie tego dnia lekko bezrobotny, bo na koncert przybyli wyłącznie świetnie zorientowani w muzyce, a przede wszystkim tekstach zespołu ludzie. Dawno nie byłem na tak dobrym koncercie, gdzie ludzie tak pięknie, tak ekspresyjnie i głośno śpiewają razem z zespołem wers po wersie refren po refrenie. Potem rozrobiło się jeszcze bardziej czadowo „Pigułka samogwałtu”, „Wielki Wojownik” i „Dżentelmeni metalu”. Po takim secie ciężko było złapać oddech. Tłum skakał, falował, ludzie co rusz odstawiali nowe pogo, a nad głowami cały czas przelatywali mam nowi śmiałkowie. Wyraźnie było widać, że zespołowi bardzo mocno spodobał się klimat krakowskiego koncertu. Na szczęście przy kolejnej piosence tym razem balladzie „Zaplątany” można było trochę odpocząć, wyciągnąć zapalniczki i latarki z telefonów. Zaraz potem wróciły ostre metalowe rytmy „Smoki i gołe baby”, następnie szantowe „De Pajrat Bej” oraz wyraźnie entuzjastycznie przyjęte kawałki „Dziabnięty” i „Wakacyjny”. Krzysiek okazuje się być niesamowitym showmanem, swoją konferansjerką oraz specyficznym ruchem scenicznym sprawia, że świetne piosenki poprzedzone są jeszcze lepszym wprowadzeniem. Warto usłyszeć jak zapowiada kolejne kawałki zwłaszcza dziabniętego z falującym falsetem na końcu wypowiedzi. Przy „Kacper, Andżej i Baltazar” zrobiło się nawet lekko świątecznie, ta piosenka idealnie wpasowała się w klimat nadchodzących dni. Potem kolejne klasyki zespołu „Pierwszego nie przepijam”, „Łatwa nie była”, „Andżeju...”. Najzabawniej było zaś podczas specjalnego coveru Budki Suflera, oczywiście „Takie tango”. Ka koniec dostaliśmy zaś to co najlepsze „Dziewczynę z kebabem” oraz „Zdrajców Metalu” i zespół zszedł ze sceny. No tak, a gdzie „Karate”? Było, było, zespół po krótkiej przerwie Nocny Kochanek wyszedł na scenę i z gracją wykonał swój największy przebój, a potem „Minerał Fiutta”, od którego wszystko się zaczęło. Krzysiek przypomniał pierwsze krakowskie koncerty oraz zapewnił nas, że jesteśmy najlepszą publicznością przed jaką grali. Ludzie domagali się dalszego grania, a więc Nocny Kochanek po ponownym wyjściu na scenę wykonał jeszcze adekwatną do dnia piosenkę „Piątunio”, a potem już z taśmy poleciało „Gdzie jesteś”. Piękny dzień, genialny koncert, świetni ludzie, ekstremalna zabawa oraz wspomnienia na lata. Ten koncert przejdzie do historii, mam nadzieje, że ktoś to nagrał.
|