Największe forum list przebojów Mycharts.pl
Mychartsowy Top Prince'a - Wersja do druku

+- Największe forum list przebojów Mycharts.pl (https://www.mycharts.pl)
+-- Dział: Wspólne listy przebojów (/forumdisplay.php?fid=6)
+--- Dział: Mychartsowe Topy (/forumdisplay.php?fid=203)
+--- Wątek: Mychartsowy Top Prince'a (/showthread.php?tid=30439)

Strony: 1 2 3 4 5


RE: Mychartsowy Top Prince'a - AKT! - 06.07.2021 03:30 PM

można wiele rzeczy powiedzieć o "purple rain", ale nazywanie go "bezbarwnym" jest totalnie odklejone; jest przede wszystkim cholernie purpurowe; można mu zarzucić w pierwszej kolejności patos, w drugiej hymniczność, dalej rozciągnięcie w czasie, ale jest w nim masa koloru; swoją drogą myślę, że ta hymniczność wespół z rockowym sznytem zdefiniowały jego pozycję w dyskografii księcia w ocenie słuchaczy dawnej trójki i rockowej publiki na świecie w ogóle; "kiss" i "doves" to zwyczajnie inna muzyczna szuflada; prince zresztą opanował pod tym względem całą komodę; jak dopiero prince'a poznawałem, to czciłem "purple rain" i traktowałem jako własne, ale to było sto lat temu i teraz mam subtelniejszych ulubieńców


RE: Mychartsowy Top Prince'a - Dyfeomorfizm - 06.07.2021 03:47 PM

mnie argument pitchforka związany z wielkością "purple rain" przekonał - prince, weteran najczarniejszej muzyki, zbiera wszystkie siły i śpiewa do białej publiczności jej językiem; oczywiście samo w sobie nie świadczy to o jakości piosenki, za to świadczy o jej wyjątkowości na tle dyskografii prince'a, co tłumaczy zresztą skrajnie różne postrzeganie fioletowego snu; natomiast choć nie oddałbym za ów utwór życia, nie wyobrażam sobie albumowego opus magnum kończącego się czymś innym

"when doves cry" kocham, gdyż było to moje preludium do poznawania księcia i ogólnie muzyki lat 80. - to mieszanka wpływów jacksona (taneczność), talking heads (psychodelia) i new order (syntezatory) doprawiona potęgą wokalu prince'a


RE: Mychartsowy Top Prince'a - Dobromiera - 06.07.2021 04:21 PM

No dla mnie sama hymniczność nie jest jakimś atutem, zwłaszcza w wydaniu tak sflaczałym. Trudno też o brak rockowego sznytu w piosence czysto rockowej, tylko że jest to sznyt taki dość ejtisowo-stereotypowy - skrajnie sterylna produkcja, nudne solówki (już wolę tą krótką zagrywkę na początku "When Doves Cry"). Kojarzy mi się to z cięższym Dire Straits.